I ja napiszę kilka zdań o swoim porodzie.
Termin na 25.03, 29.03(niedziela) zgłosiłam się do szpitala z powodu słabszych ruchów, zrobili mi ktg, wszystko okazało się być w porządku, ale z racji że byłam po terminie postanowili zostawić mnie na patologii. W poniedziałek zrobili mi usg, okazało się, że mam mniej wód płodowych, że niby jeszcze w normie, ale że to stan "wart obserwacji", we wtorek okazało się że tętno małej słabnie, no i ordynator na obchodzie stwierdził, że wysyłają mnie na porodówkę. Na porodówce byłam jakoś po 10, zanim podłączyli mi oksytocynę i robili "wywiad środowiskowy" czyli wypełnili te wszystkie papierki było chyba koło 11.
Planowaliśmy poród bez udziału Tomka, ponieważ on nie chciał. I muszę powiedzieć, że jestem z nigo dumna, ponieważ zmienił decyzję. W momencie jak dostałam skurczy i już nie byłam w stanie z nim smsować informując go o przebiegu akcji zaczął się o mnie martwić, przyjechał do szpitala, znalazł porodówkę, sam wszedł na nią (a jest "zablokowana" kodem który tylko personel znał).
Poród był mega bolesny, dostałam dwa znieczulenia, jedno w krzyż, drugie dożylnie. Obecność Tomaszka dodawała otuchy. O 16 urodziła się Małgosia. Tomek bał się przeciąć pępowine (położna go 3 razy namawiała
). Dodam, że miałam świetną położną, cały czas do mnie przychodziła, o wszystkim informowała, rozmawiała ze mną, pocieszała.
I mam takie odczucie. Gdy byłam jeszcze w ciąży i czytałam wasze opisy porodów i czytałam o bólu, to przyznam, że inaczej to pojmowałam. Dopiero gdy sama urodziłam i to przeżyłam to dopiero teraz rozumiem co to znaczy BÓL przy porodzie ... i wiem że żadna "nierodząca" nie zrozumie w pełni opisów porodu i jego przebiegu dopóki sama tego nie przezyje. I choć ten ból jest naprawdę ogromny, to o dziwo po porodzie wcale się go nie rozpamiętuje .....
:-)