reklama
kasia-matiy
Fanka BB :)
też tak myślę ;-) nie przekonasz się dopóki nie spróbujesz ;-)
nasza psycholog zawsze mówi:
"Tam gdzie są chęci, znajdzie się sposób. A gdzie ich nie ma, znajdzie się powód"
:-)
nasza psycholog zawsze mówi:
"Tam gdzie są chęci, znajdzie się sposób. A gdzie ich nie ma, znajdzie się powód"
:-)
Witam,sytuacja bardzo ciężka,ale myślę,że możecie to jeszcze naprawić,mówi pan"nie jest ani źle-ani dobrze=jest nijako"...Ale czy to powód aby od razu zabierać swoje zabawki i uciekać?Przecież możecie szczerze porozmawiać,spróbować wszystko naprawić,nic nie jest jeszcze stracone. Jest nijako,bo oboje się do tego przyczyniliście,ale zawsze możecie spróbować,w końcu zaczęliście być razem,bo się kochaliście prawda?może warto spróbować naprawić to co jest najcenniejsze,waszą rodzinę,waszą miłość,z każdej sytuacji jest jakieś rozwiązanie,wystarczy tylko chcieć,a domyślam,się,że gdyby pan powiedział szczerze żonie co myśli,co czuje to ona by zrewanżowała by się tym samym,i doszlibyście do jakiegoś porozumienia.To po pierwsze,po drugie "zostanę dla dzieci",mam w rodzinie taką sytuację są razem,bo dzieci,myśli pan,że jest dobre,gdy rodzice nie mogą na siebie patrzeć,ale twardo są razem bo dzieci?Dzieciaki doskonale wyczuwają ten kwas między rodzicami i widzą co się dzieje,czasami lepiej odejść niż być na siłę,a dzieci z wiekiem zrozumieją wyprowadzkę...(to im najtrudniej pojąć)Bo "nie wyobraża pan sobie,że wychowywał by ich obcy mężczyzna"-no niestety,pana żona nie byłaby całe życie sama,a pan by musiał to zaakceptować,pan też by zaczął układać sobie na pewno życie na nowo.....Więc moja dobra rada:zamiast się rozstawać z żoną,radzę byście spróbowali się dogadać,porozmawiać co według was jest nie tak,a na pewno wszystko się ułoży i będziecie szczęśliwą rodziną...Powodzenia...
Stary temat ale dorzucę swoje trzy grosze. I chyba jako jedyna napiszę: powinieneś odejść. Dla dobra własnego i żony. Nikt nie każe ci porzucać dzieci, przestać się nimi interesować. Możesz kupić mieszkanie obok, codziennie się z nimi widywać, dowozić do przedszkola, odbierać z zajęć pozalekcyjnych i zabierać w sobotę rano na basen. Bycie ojcem to nie tylko wspólne śniadania i kolacje. To wykazywanie zainteresowania na co dzień. Do tego wcale nie trzeba razem mieszkać. Dzieci nie ucierpią jeśli nadal będziesz obok, może nie w tym samym mieszkaniu ale po prostu blisko emocjonalnie. Nie jesteś szczęśliwy, z tego co piszesz zapewne twoja żona też nie jest. Najgorsze co możesz zrobić w tej sytuacji to zostać 'bo dzieci'. Nie na tym polegają związki, moim zdaniem nie jest to poczucie odpowiedzialności a egoizm. Zostaniesz bo co? Bo boisz się że żona ułoży sobie życie? Bo będzie się na nowo uśmiechać ale do kogoś innego? Bo twoim dzieciom śniadanie robić będzie wujek? Egoizm do kwadratu. Właśnie na to powienieneś pozwolić. Twoja żona na pewno jest wspaniałą kobietą, matką twoich dzieciaków i zasługuje na wszystko co najlepsze. Na wszystko czego ty jej najwyraźniej dać nie umiesz/ nie chcesz. Powinieneś odejść teraz, kiedy jeszcze jest młoda, ma szansę i chęć poznać kogoś kto ją pokocha. Kto będzie chciał być z nią do końca życia a nie do 40stki i "nara". Nie przyszło ci na myśl jak źle będzie się czuła kiedy dzieci wyfruną z domu a mąż rzuci "odchowaliśmy potomstwo to i ja się zbieram"? Daj kobiecie szansę na milość, na mężczyznę który pokocha ją całym sobą i z którym się zestarzeje. Nie chcesz nim być. Tobie nikt nie odbiera bycia ojcem. Bądź nim. Ale jeśli naprawdę uważasz że chcesz zostać jedynie dlatego by odchować dzieci, dla twojej żony lepiej będzie jeśli odejdziesz już dziś.
Przyszłytata92
Zaangażowana w BB
- Dołączył(a)
- 18 Czerwiec 2014
- Postów
- 135
Tym razem dostaliśmy do redakcji list od Taty.
Właściwie to chyba podjąłem decyzję, ale może ktoś jeszcze się wypowie. W moim małżeństwie nie jest źle, ani nie jest dobrze - jest nijako. Brakuje bliskości i miłości. Jesteśmy ze sobą już chyba tylko dla dzieci. Nawet poważnie myślałem żeby odejść, ale ... żal mi dzieci.
Po pierwsze nie wyobrażam sobie żebym nie mógł codziennie ich oglądać, poza tym tyle czytałem o rozbitych małżeństwach, że nie chce tego zafundować moim dzieciom. Inna sprawa, że przeraża mnie myśl, że jakiś obcy facet zamieszkałby z ich mamą i nimi się zajmował. Dlatego nadal tkwię w układzie, który jest dla mnie frustrujący. To, co mnie dręczy , to myśl ok zostaniemy ze sobą do wyjścia dzieci z domu. Jeszcze te kilkanaście lat. Będziemy oboje po 40 -tce.
I co wtedy? Co z nami? Zostaniemy współlokatorami? W sumie już jesteśmy Czy wtedy będziemy mieli jeszcze szansę na zbudowanie z kimś związku? Czy rzeczywiście pozostanie z kimś, komu jest się obojętnym ma sens dla dobra dzieci? Strasznie to trudne.
Tata
Bardzo trudny temat, macie jakieś rozwiązania?
aniaslu
Bierz dzieci i uciekaj czym prędzej ;D
Terapia małżeńska? Ratować co się da!
Też uważam, że nie warto wszystkiego przekreślać od razu, póki nie próbowało się wszelkich sposobów W dzisiejszych czasach wizyty u psychoterapeuty nie powinny już być niczym wstydliwym, to właściwie dla naszego dobra, dla utrzymania higieny psychicznej. Dlatego też myślę, że można spróbować terapii małżeńskiej - oczywiście obie strony muszą być do tego przekonane, bo zmuszając, to się do niczego nie dojdzie. Ja w Warszawie chodziłam do W relacji (http://************), wprawdzie nie z powodu kłopotów w związku, tylko bardziej indywidualne problemy, ale naprawdę wizyta u psychoterapeuty działa oczyszczająco
reklama
Witam.
Wątek bardzo stary, ale pokazała mi go dziewczyna, więc postanowiłem napisać coś od siebie. Gdy byłem dzieckiem, miałem podobną sytuację. Między rodzicami było tak nijako, nie nienawidzili się. Po prostu była obojętność. I ta obojętność między nimi naprawdę mnie bolała. Nie mogłem jej zrozumieć, dopóki nie dorosłem. Do dziś nie mogę im wybaczyć, że się nie rozstali. Oni też próbowali ratować związek, chodzili do psychologów, na terapie małżeńskie, ale po prostu czasem się nie da. Dlatego uważam, że w takiej sytuacji owszem, trzeba spróbować ratować związek i małżeństwo, ale jeśli się nie da, trzeba odpuścić. Bo dwójka obojętnych sobie ludzi nie jest dobra dla dziecka.
Pozdrawiam.
Wątek bardzo stary, ale pokazała mi go dziewczyna, więc postanowiłem napisać coś od siebie. Gdy byłem dzieckiem, miałem podobną sytuację. Między rodzicami było tak nijako, nie nienawidzili się. Po prostu była obojętność. I ta obojętność między nimi naprawdę mnie bolała. Nie mogłem jej zrozumieć, dopóki nie dorosłem. Do dziś nie mogę im wybaczyć, że się nie rozstali. Oni też próbowali ratować związek, chodzili do psychologów, na terapie małżeńskie, ale po prostu czasem się nie da. Dlatego uważam, że w takiej sytuacji owszem, trzeba spróbować ratować związek i małżeństwo, ale jeśli się nie da, trzeba odpuścić. Bo dwójka obojętnych sobie ludzi nie jest dobra dla dziecka.
Pozdrawiam.
Podziel się: