Cześć dziewczyny, nie mam pojęcia, co robić i nie mam nawet kogo zapytać o radę. Mam nadzieję, że znajdę tu mamy, których dzieci chodzą do żłobka i będą mogły mi coś doradzić. Otóż, mam niespełna 2-letniego syna. Od 2 miesięcy chodzi do żłobka (z dwoma przerwami po tydzień każda). Najpierw oczywiście była adaptacja - młody chodził z tatą i był zadowolony, bawił się, pokazywał wszystko tacie itd. Potem zaczął zostawać w żłobku sam, no i zaczął się problem...
Za każdym razem dziecko płacze rano przy ubieraniu, nie chce umyć zębów, nie ma mowy o założeniu butów. W aucie trochę się uspokaja, ale potem znowu płacze. Gdy go przekazujemy ciociom płacze, krzyczy "nie, nie, nie" i woła nas. Jesteśmy cierpliwi ale stanowczy, tłumaczymy i zapewniamy, że przyjedziemy po niego po obiadku. I tak za każdym razem. Nie przedłużamy pożegnań, przekazujemy go, żegamy się i tyle. Młody płacze jak przekazuję go właścicielce złobka, ale jednocześnie wyciąga do niej rączki i z własnej woli do niej idzie. Podobno bardzo szybko się potem uspokaja i płacze tylko czasami jak go najdzie. Ale na zdjęciach widzę, że większość czasu jest bardzo smutny. Mąż po kilku wizytach na adaptacji mówił, że panie nie poświęcają dzieciom uwagi pojedynczo, raczej jakieś szybkie wspólne zabawy byle zrobić zdjęcia rodzicom i tyle. Było sadzenie kwiatków - kazde dziecko miało usiasc na chwile przy doniczce, włożyć kwiatek do zdjęcia i koniec zabawy.
To niejedyny nasz problem z tym żłobkiem. Ciocie oddając dziecko po południu od razu zamykają drzwi i wręcz uciekają. Nie ma możliwości o nic je zapytać. Jak pytam, jak było dzisiaj, to są zdziwione i mówią, że jadł. Albo inne pierdoły typu "super chłopczyk". Nie ma możliwości uzyskania jakichś rzetelnych informacji o samopoczuciu dziecka, o tym jak spał, jakie ma relacje z innymi dziećmi. One po prostu uciekają. Widzę też że inni rodzice odbierają dzieci i o nic nie pytają. Czy to normalne? Czy tak działają wszystkie żłobki? Jak to wygląda u was? Bo przyznam, że zastanawiamy się z mężem nad zmianą. Ostatnio dziecko wróciło z gorączką (żadnej info nie dostałam żeby coś sie działo), a innego dnia z reakcją alergiczną na języku, więc najprawdopodobniej dostał miód, na który jest uczulony (a przypominałam przed śniadaniem o tym uczuleniu). Możecie mi coś doradzić? Bo kolejna adaptacja w nowym żłobku mnie przeraża, ale z drugiej strony w tym nie jest najciekawiej... A może to ja mam jakieś za duże wymagania? Dodam, że to żłobek prywatny.
Za każdym razem dziecko płacze rano przy ubieraniu, nie chce umyć zębów, nie ma mowy o założeniu butów. W aucie trochę się uspokaja, ale potem znowu płacze. Gdy go przekazujemy ciociom płacze, krzyczy "nie, nie, nie" i woła nas. Jesteśmy cierpliwi ale stanowczy, tłumaczymy i zapewniamy, że przyjedziemy po niego po obiadku. I tak za każdym razem. Nie przedłużamy pożegnań, przekazujemy go, żegamy się i tyle. Młody płacze jak przekazuję go właścicielce złobka, ale jednocześnie wyciąga do niej rączki i z własnej woli do niej idzie. Podobno bardzo szybko się potem uspokaja i płacze tylko czasami jak go najdzie. Ale na zdjęciach widzę, że większość czasu jest bardzo smutny. Mąż po kilku wizytach na adaptacji mówił, że panie nie poświęcają dzieciom uwagi pojedynczo, raczej jakieś szybkie wspólne zabawy byle zrobić zdjęcia rodzicom i tyle. Było sadzenie kwiatków - kazde dziecko miało usiasc na chwile przy doniczce, włożyć kwiatek do zdjęcia i koniec zabawy.
To niejedyny nasz problem z tym żłobkiem. Ciocie oddając dziecko po południu od razu zamykają drzwi i wręcz uciekają. Nie ma możliwości o nic je zapytać. Jak pytam, jak było dzisiaj, to są zdziwione i mówią, że jadł. Albo inne pierdoły typu "super chłopczyk". Nie ma możliwości uzyskania jakichś rzetelnych informacji o samopoczuciu dziecka, o tym jak spał, jakie ma relacje z innymi dziećmi. One po prostu uciekają. Widzę też że inni rodzice odbierają dzieci i o nic nie pytają. Czy to normalne? Czy tak działają wszystkie żłobki? Jak to wygląda u was? Bo przyznam, że zastanawiamy się z mężem nad zmianą. Ostatnio dziecko wróciło z gorączką (żadnej info nie dostałam żeby coś sie działo), a innego dnia z reakcją alergiczną na języku, więc najprawdopodobniej dostał miód, na który jest uczulony (a przypominałam przed śniadaniem o tym uczuleniu). Możecie mi coś doradzić? Bo kolejna adaptacja w nowym żłobku mnie przeraża, ale z drugiej strony w tym nie jest najciekawiej... A może to ja mam jakieś za duże wymagania? Dodam, że to żłobek prywatny.