reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Kochani, niech te Święta będą chwilą wytchnienia i zanurzenia się w tym, co naprawdę ważne. Zatrzymajcie się na moment, poczujcie zapach choinki, smak ulubionych potraw i ciepło płynące od bliskich. 🌟 Życzę Wam Świąt pełnych obecności – bez pośpiechu, bez oczekiwań, za to z wdzięcznością za te małe, piękne chwile. Niech Wasze serca napełni spokój, a Nowy Rok przyniesie harmonię, radość i mnóstwo okazji do bycia tu i teraz. ❤️ Wesołych, spokojnych Świąt!
reklama

Zielona Maupa na Meksykańskiej ziemi ;-)

sprawdziłam do strony 2353 z rozmachu :-D czyli do postu nr 23530 i znalazlam takie 2 obrazki ;-)

Z SERII: OBRAZKI Z MEKSYKU.
Ide sobie wczoraj z Kostka, ide... Zar z nieba sie leje, pot cieknie mi po zadku. Goraco... Jakies 30º, do tego duszno, bo na burze sie zbieralo.
Patrze, jakas babka niesie slicznego pluszaka, taki mis panda ale w innych kolorach. Mysle sobie, zapytam sie gdzie go kupila, i moze Kostce sprawie takiego samego. Patrze, i oczom qwa nie wierze... Mis ma twarz dziecka. Ta jebnieta pimpa ubrala niemowle w pluszowy kombinezon. A niech ja diabli, glupia kwoka!



Kostka miala polgodzinna drzemke okolo poludnia. Pozniej poszlysmy na krotki spacer, ale ze pogoda jakas taka nijaka, wiec nie wybieralysmy sie daleko.
O*******ilam jakiegos zlamasa, bo mu sie spieszylo i wymijal samochody, tyle ze po chodniku. Jeszcze zaczal mi cos tam pyskowac, ze obca jestem i jemu, w sensie Meksykanowi, do piet nigdy nie dorosne. Na co odparlam, ze moze i tak, za to on nigdy nie bedzie guerito con ojos azules (bialy niebieskooki czlowiek...). Krew go zalala, nie wiem czy ze zlosci czy zazdrosci.
 
Ostatnia edycja:
reklama
dobra rezerwuje kolejne 100 stron czyli od 2354-2453 to jest do postu nr 24530 :-) jak sprawdze to dam znać :-)

Napisał aga2010
Zielona ja nie zmienialam nazwiska. Jak narazie dokumenty mam jeszcze na panienskie, bo jakos sie tak sklada, ze nie mam kiedy wymienic ale jak juz kiedys wymienie ID, to papierow zmieniac nie bede, bo mam 2 nazwiska: swoje i malza. A wogole mozna tak zmieniac? przeciez studia skonczyla pani X a nie pani Y mimo ze pozniej pani X zmienila nazwisko na Y...

Aga, wlasnie o to chodzi, ze konczylas studia nazywajac sie Kowalska. Wyszlas za maz za Nowaka i zmienilas nazwisko. Dyplom jest na Kowalska, a w dowodzie masz Nowak. Idac tym tropem dyplom nie jest Twoj, bo juz nie jestes Kowalska. No i na dyplomie nie ma numeru PESEL, coby porownac.
Moja koleznaka po przyjezdzie do Meksyku wyszla za maz i nazywa sie Michnio Sanchez. Michnio to nazwisko panienskie. Wedlug tutejszych norm Michnio jest nazwiskiem po ojcu, a Sanchez po matce... Takie to pokomplikowane.
Po jakims czasie chciala isc do pracy. Zlozyla papiery na uniwerku, oni poprosili o dyplom, a tam jak wol stoi Michnio. No i dupa zbita. Musiala zmieniac dokumenty. Nawet pisala w tej sprawie do tutejszego odpowiednika polskiego ministerstwa edukacji, a oni swoje.
Ale to malo wazne.
W Meksyku mozna obejsc ten idiotyzm (jesli oczywiscie chce sie zmieniac nazwisko po zamazpojsciu) dodajac de do nazwiska po mezu. Na przyklad Michnio de Sanchez. To tajemnicze "de" oznacza, ze kobieta jest mezatka. De oznacza przynaleznosc (ale to brzydko brzmi).
 
Ostatnia edycja:
24531 - 26040 (u mnie strona 651)

kici, oj uwierz mi, ja jeszcze w zyciu nigdzie tak nie zmarzlam jak zima w Meksyku... Na dworze jest przyjemnie, ale w domu: TRAGEDIA!!! Domy budowane sa tak, by jak najmniej okien bylo, a jesli juz sa to ustawione na wschod i polnoc, ma to zapobiegac nagrzewaniu sie domu do szlenczych temperatur w lecie. Niestety zima w domu temperatura nie przekracza 15 stopni. Brak ogrzewania robi swoje, w tym roku bedziemy musieli sie zrujnowac (jakbysmy mogli bardziej...) na grzejnik elektryczny dla malej. Framugi okienne to nie plastik, czy drewno, to zywe zelazo, wiec jak tylko wiatr zawieje w domu tez pizdzi. No i okna sa pojedyncze. Podlogi oczywiscie sa kamienne.
Zima w Polsce to Pikus. Zawsze mozna sie okutac korzuchem, a w domach, sklepach czy urzedach cieplunio, az milo. Tutaj tylko lodowaty wiatr...


Napisał sospettosa
mnie rozbawiła historia jednego z nich :)
ponoć na powierzchni czekają na niego wściekłe żona i kochanka, które poznały się właśnie w tej kolonii stworzonej przez rodziny zasypanych :). Oj bidny będzie bidny
[FONT=&amp]
znajac latynoskie baby to obie rzuca mu sie na szyje, zona dostanie nowe auto i bedzie git. jak auto nie pomoze, to dostanie po gebie i bedzie musialo byc git.

dziwne kraje, dziwne obyczaje. tutejsze kobiety nie maja nic przeciwko zdradzajacym lub bijacym je meza, dopoki przynosza kase do domu.[/FONT]
 
To na dzisiaj rezerwuje strony od 2605 do 2710 czyli od postu 26040 do 27100

i nic tu nie było...
 
Ostatnia edycja:
lece od posty 2710 , zobaczymy ile zrobię do 2800

lecę ale jak na razie mało bo Zielona przed 20 stron okres miała :-D

Aga z ta choinka to sie popisaliscie hehehe... Przypomina mi to pewna historie. Mianowicie mlodym dziewczeciem bedac odwiedzilam mojego owczesnego boyfrienda. Patrze, a na choince obok babek wisza kurczaczki, baranki i takie male jajeczka. Pomyslalam sobie, ze troche to dziwne, ale co tam. Kilka miesiecy pozniej patrze, a u boyfrienda ciagle stoi choinka. Zapytalam co i jak, i przyznal sie, ze oni maja uniowersalne ozdoby choinkowe, bo u nich drzewko caly rok stoi... Tym oto sposobem babki sa na boze narodzenie, a kurczaczki na wielkanoc
biggrin.gif



a no i mialam napisac, ze tutaj dziewczynkom przebija sie uszy po urodzeniu. Ile ja sie natlurmaczylam, ze tak sie nie powinno robic, bo dziecko to nie lalka, ze to tylko niepotrzebny bol. Tu byl argument taki za kolczykowaniem, ze dziecko przeciez i tak nie pamieta. Konstancja nie ma przebitych uszu. Pozwole jej przebic, jak bedzie o uszka potrafila sama zadbac.

Wiecie co, ja nawet nie mysle o podrozy. Jakos to bedzie. Moja kokietka bedzie zachwycona nowymi ludzmi dookola i natychmiast zacznie ich podrywac
biggrin.gif
Moze sobie poderwie szejka arabskiego na nowego tatusia hehehehehe
wink2.gif

A tak na powaznie, to dobrze ze nie mieszkamy juz w Baja California.
Podroz do Polski zajmie mi 14,5h. Na polaczenie z Frankfurtu z wawka bedziemy czekac troche ponad godzine. Do tego wylatujemy w nocy, wiec mam nadzieje, ze mala przespi lot. Spowrotem lecimy 16h z kawalkiem.
Nie wiem jak to jest z bagazem, czy moge miec jakies dodatkowe kilogramy na dziecko. A bagaz odprawiaja w Mexico City i odbieram go w wawce, wiec zaden problem. Wozek zostaje ze mna i zabiora mi go przed wejsciem na poklad i po wyladowaniu powinni natychmiast oddac :D Na wszelki wypadek zabiore chuste, mimo, ze Kostka nie lubi.

Bedzie dobrze!


Moja Konstancja chodzila spac jak bozkowie lesni przykazali, o 19ej. Niestety tatusiowi cos walnelo i postanowil ja na rekach nosic, bawic sie z nia wieczorem jesli jakims cudem byla obudzona i tym oto sposobem spieprzyl dziecku zupelnie rozklad dnia i nocy. U nas to ja jestem ta co zasady ustanawia i Konstancja wie, ze ze mna nie ma to tamto. Niestety tatus nie chce kooperowac i za cholere temu meksykaninowi nie da sie wytlumaczyc, ze dziecko ma w nocy spac a nie bawic sie - meksykanie maja gdzies potrzeby dzieci,pierwsze to fiesta, a dziecko jest bo powinno byc i czasem mam wrazenie, ze takie podejscie maja we krwi i nie da sie tego wyplenic (choc moj maz szaleje za Konstancja i wie, ze jesli ma ochote isc na impreze moze isc sam, Konstancja zostaje w domu). Jesli chodzi o wyplakanie sie to OK, jesli placz nie jest spowodowany strachem lub bolem. Wczorajszy placz Kostki to nie bylo widzimisie tylko ewidentny strach o to, ze mama zniknela i juz sie nie pojawi.
 
Ostatnia edycja:
od 2800 lecę :) - 2850 - nic nie było bo zielona w polszy siedzi

Niech wstepem bedzie to, ze pol roku temu, gdy maz pracowal jeszcze dla Pilar, opowiedzial jej o zawodach organizowanych przez V, Sherbova. Powiedzial, ze sa to jedne z wazniejszych zawodow w Stanach i opowiedzil co i jak. Oczywiscie podal jej kontakt z organizatorami. Pilar zaczela zachecac rodzicow, by poslali swoje dzieci na te zawody. Rodzice oczywiscie byli zachwyceni pomyslem. Czas plynal, Pilar kazala zrobic uniformy warte kupe kasy, podala rodzicom cene wyjazdu opiewajaca na 1200 dolarow. W miedzyczasie maz przestal dla niej pracowac. Zarejestrowal nasz klub, choc nie posiadamy instalacji... Nasi chlopcy jezdzili na jakies tam zawody, ktore jak wiecie wygrywali. Pilar uskuteczniala swoja metode treningowa - znaczy zadnych podstaw, wszystko na hurraaaa.
Przyszedl czas zawodow. Nasi chlopcy wygrali, co wygrac mieli i wszyscy zadowoleni. Malzon i rodzice chlopakow chcieli dowiedziec sie jak poszly zawody dziewczynkom Pilar. NIestety w programie zawodow nie widnial zaden inny klub z Meksyku... Wszyscy zgodnie pomysleli, ze organizacja zawiodla, zwlaszcza ze pojawily sie jakies tam bledy odnosnie naszego klubu...
Wczoraj wieczorem dzwoni do nas mama jednego z chlopcow. Jej przyjaciolki corka "trenuje" z Pilar.
No i mowi tak:
Profesorze, Pilar rozpowiada wszytkim, ze pan oszukuje rodzicow. Ze moze jest pan dobry jako trener chlopcow, ale z dziewczynkami nie radzi sobie w najmniejszym stopniu (tu za argument podala pewna Anne, ktora przez 10 lat byla uczennica Pilar i miala wszystkie mozliwe zle nawyki, a ktora mimo wszystko malzon nauczyl najtrudniejszej z mozliwych ewolucjii. Niestety owa Anna przegrywala wszystkie mozliwe zawody, bo nie miala zadnych solidnych podstaw, krzywo stawiala nogi, nie potrafila porzadnie wyprostowac konczyn i takie tam)... Pozniej oczywiscie zaczela zachwalac jak wspaniala jest trenerka i ze jej dziewczynki w jakiejstam kategorii zajely III jako team.


Z ciekawosci zajrzelismy na strone Sherbova z wynikami zawodow. Gimnstyka z Puebi nie figurowala w zadnych tabelach. No to malzon poszukal jakie w Vegas w tym samym czasie odbywaly sie zawody, no i znalazl jakies tam czterdziestejpiatej kategorii. Okazalo sie ze te dziewczynki zajely III miejsce jako team, bo nie bylo wiecej. Poza tym, w kazdej inne kategorii dziewczyny zajmowaly ostatnie, wzglednie przedostatnie miejsca. "Gwiazda" Pilar, ktora moze i wygrywa regionalne zawody w Puebla, w Vegas zajela VIII miejsce...

Zal mi tych dziewczynek.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, ze Pilar nie dosc, ze klamie, ze jest bezuzyteczna jako trener (o przepraszam, swietnie sluzy do tego, by tylko szkodzic dziewczynkom) to w dodatku jest bezczelna. Podrzedne zawody w Vegas kosztowaly rodzicow dziewczynek okolo 1500 dolarow i w dodatku dziewczynki dostaly straszny lomot. Rodzice naszych chlopcow za wszystko zaplacili 600 dolarow, a chlopcy przywiezli medale.
NAs w zasadzie cieszy to, ze Pilar gada brednie. Znaczy to tyle, ze sie boi, a ma czego.
biggrin.gif
 
Ostatnia edycja:
looknelam od postu nr 28481 do 29400 ( u mnie strona 735) Jestem w Polsce - nuda, marazm, nicnierobienie... W miedzyczasie spotkanie u moich protoplastusiow i przygoda z PKP, ale to sie nadaje na zupelnie inna opowiesc...
 
Ostatnia edycja:
str 736 - 761 post numer 30440

Agnieszka, hehehe ja mam w nosie przesady, zawsze mialam. Jakos "medrca szkielko i oko" lepiej do mnie przemawia niz bab gadanie. Tam gdzie mieszkam w meksyku mowi sie, ze niemowletom nie mozna obcinac paznokci (trzeba je obgryzac - takie dostalam wytyczne), bo dziecko moze miec problemy z mowieniem.



Zle mi sie to czyta, bo duzo jest o Zosi, o tym ze wszystko mialo sie ku lepszemu, a skonczylo tak jak nie powinno
:no:

 
Ostatnia edycja:
reklama
762 - 820 post nr 32800


Masto Meksyk to straszny moloch. Zyje tam ponad 20 000 000 ludzi. Duza, ba, ogromna czesc to biedota. No ale Meksyk to albo biedota, albo bogacze, klasa srednia praktycznie nie istnieje. Zarobki w stolicy sa smiesznie niskie, a jakos zyc trzeba. W zwiazku z tym latwo pasc lupem zlodziejaszkow. Jestem biala, widac ze nie jestem biala Meksykanka (wbrew pozorom sa i tacy
laugh.gif
). To juz wystarczy zeby jakis delikwent pomyslal sobie, ze mam forse (co za ironia losu). Jasne, nie cala stolica jest niebezpieczna, niestety tam gdzie jest bezpiecznie, czynsz za mieszkanko siega kilku tysiecy dolarow... Po stolicy trudno jest poruszac sie samochodem, ze wzgledu na korki. Komunikacja miejska istnieje, ale pozostawia wiele do zyczenia. Metro jest koszmarnie zapchane i w godzinach szczytu praktycznie nie da sie wsiasc do wagonu (ktos musi cie wepchnac i wypchnac na stacji, inaczej sie nie da). Na piechote nie da sie tego miasta przejsc, jest ogromne...

Aniam, no Meksyk jest piekny... Jasne sa miejsca paskudne, z ktorych bieda lub zwyczajna bezmyslnosc wylazi zewszad... Natomiast Puebla jest dziwnym stanem, a wlasciwie ludzie tu zyjacy. Dla nich kazdy, kto ze stanu nie pochodzi to obcy i moga zamienic z nim slowo, ale na tym koniec. Moj malzon urodzil sie tutaj, a jest "obcy", bo jako dziecko wyjechal z rodzicami do Mexico City. Nawet jego wlasna rodzina traktuje go "per noga". Znaczy czasem zadzwonia zebysmy wpadli na jakas fieste, najlepiej w srodku nocy, ale na tym koncza sie stosunki rodzinne. W Baja California ludzie byli zdecydowanie bardziej przyjacielscy, choc czasem az nadto i nawet "pod koldre" zagladali. Najfajniejsze miejsce, moim zdaniem, do zycia to wschod. Goraco, mokro i ludzie bardzo otwarci - to chyba dzieki ciaglej obecnosci turystow.

Przez to wszystko, co sie wokol dzieje, zaczelam patrzec na Meksyk, przez bardzo szare okulary. Zapomnialam, ze kiedys zakochalam sie w tym miejscu na zaboj... Ze w chwili gdy pierwszy promien slonca poglaskal maja twarz, a pluca napelnily sie tutejszym powietrzem, przesyconym tym specyficznym aromatem - wiedzialam, ze kiedys tu zamieszkam... W tej chwili pije fantastyczna tequile - Don Julio, serdecznie polecam - i jem piernik, ot taki swoisty mix kulturowo kulinarny
laugh.gif
Rano bylam z Konstancja na zakupach w tutejszym rynku... Podeszla do mnie staruszka z miodem. Biedna kobiecina taszczyla ciezka siate rozmiaru jej samej. Ubrana byla bardzo biednie, ale schludnie. Kupilam miod - 1/2 litra za jakies 3 dolary. Nie lubie miodu, ale ten... Pachnie i smakuje cytrusami - doskonaly! Stad naszlo mnie na piernik...
yes2.gif
Weszlam na rynek, a tam tysiace kwiatow, wszedzie jakies bialo niebieskie horagiewki, proporczyki, girlandy... Tutaj kazde miejsce ma swojego swietego i dzis byla fiesta od tutejszego rynkowego swietego. Mariachi pieknie spiewali, swiety ustrojony byl kwiatami... Kiedys, jak mnie juz tu nie bedzie, takiego ludycznego Meksyku, zaraz obok jego niepowtarzalnie pieknej przyrody, bedzie mi brak.



Meksyk słynie z zamiłowania do kiczu, przepychu i fiest. I wcale nie chodzi o przepych graniczący z kiczem – Meksykanie dążą zapamiętale do przepychu w kiczu. Poczucie estetyki jest wśród Meksykan zachwiane, a może zwyczajnie zupełnie inne niż moje – europejskie.
Dziś niedziela, dzień który przeciętna meksykańska rodzina spędza na zakupach – najlepiej na pobliskim targu lub jeśli jest tą bardziej zamożną, względnie aspirującą do wyższych sfer – w galerii handlowej, kolejną rozrywką jest wizyta w pobliskim kościele albo wspomniana przez mnie fiesta.
Jako, że moja półmeksykańska rodzina do zamożnych ani aspirujących nie należy, wybrałam się z dziecięciem na targ. Kupiłyśmy marchewki pachnące zupełnie jak te, które trzydzieści lat temu wyrywałam z babcinego ogródka i z apetytem natychmiast zjadałam, mimo, że ubabrane były ziemią. Kupiłyśmy najbardziej truskawkowe truskawki i specjalnie dla Konstancji – bananowe banany. Pewna kobieta sprzedała nam pachnące słoncem brzoskwinie – i co z tego, że rozmiarem nie imponują, skoro ich smak sprawia, że nie można ich przestać jeść, podobnie zresztą jak soczystych śliwek... Uwielbiam ten targ, tutaj wszystko pachnie tak swieżo i choć to może wydać się dziwne – słonecznie. Warzywa czy owoce w niczym nie przypominają plastikowego barachła ze sklepowych półek, a i ceny kilkakrotnie niższe...
Po drodze na targ szłyśmy pustymi ulicami. Mijałyśmy rozpadające się chatynki ale i wielkie, piękne domy. Zawsze myślałam, że tak zróżnicowane sąsiedztwo jest wynikiem ogromnych różnic klasowych, tak normalnych dla Meksyku. Otóż nie w przypadku Cholula. Tutaj właściwie nie ma ludzi biednych w powszechnym tego słowa rozumieniu. Są ludzie mniej lub bardziej zamożni. Jak to powiedział mój mąż – tutaj wszyscy mają pieniądze na to żeby przetrwać, a jeśli nie mają, wówczas sprzedają kawałek ziemi i po kłopocie. Tak, tutaj każda rdzenna rodzina ma lub miała ziemię. Jedni wiedzieli jak zainwestować zarobione na sprzedaży pieniądze, inni nie. To wielkie tutejsze zróżnicowanie spowodowane jest brakiem edukacji, często ignorancją w najczystszej jej postaci.
Tutaj chciałam opisać życie kuzynostwa mojego męża, ale pewnie krótką wzmiankę umieszcze na końcu – jak wisienkę.
Kiedy tak szłyśmy opustoszałymi uliczkami nagle z naprzeciwka nadbiegł pies z podkulonym ogonem i gdzieś uciekł. Najwyraźniej albo się czegoś przestraszył, albo pogryzł się z innymi psami, które pewnie za chwilę zaczną go gonić, albo może uderzył go samochód... Po kilku minutach sprawa okazała sie jasna. Usłyszałam straszliwą kakofonię – to w jednym z domów urządzano poprawiny z wczorajszych XV urodzin jednej z córek. Orkiestra na rozstrojonych instrumentach przygrywała do tańca podpitym tancerzom i choć była to 11 rano, nikt niczemu nie dziwił się. Wczorajsza jubilatka, wciąż z lokami i diademem na głowie, zabawiała podstarzałych „ wujków” siadając im na kolanach i prowadząc niezwykle zajmującą rozmowę. Oczywiście specjalnie na tą okazję wczoraj cała ulica była zamknięta, a wszyscy sąsiedzi oraz ciekawscy mogli czuć się zaproszeni.
XV urodziny to jeden z tutejszych, niezrozumiałych dla mnie rytuałów – coś w stylu niegdysiejszego polskiego balu debiutantki i amerykańskiego sweet 16... W Meksyku biedni są rodzice dziewczynek, powinni oni bowiem wyprwic obok obowiązujących dla płci obojga chrzcin, komuni i bierzmowania: trzecie urodziny, piętnaste urodziny i weselisko. Bardzo często wesele musi się odbyć nie tak znowu długo po XV urodzinach... A wszystko to kosztuje niewyobrażalne pieniądze. Dziewczynka, panienka czy przyszła żona musi miec na sobie wszystko, co drogie a niekoniecznie gustowne, no i świecąco-błyszcząco-szeleszczące... Na takich urodzinach zwykle jest ponad 100 zaproszonych osób, że o tych niezaproszonych nie wspomnę. Jedyne na czym się oszczędza to zastawa – goście jedzą i piją z plastikowych lub papierowych naczyń, cóż - co kraj to obyczaj! Często rodzice nie są w stanie opłacić tak hucznych imprez, zwłaszcza gdy mają kilka córek, pomagają więc im przyjaciele i rodzina – oczywiście w danym momencie trzeba będzie się za otrzymaną pomoc odwdzięczyć.
Każdemu wydarzeniu w życiu Meksykanina towrzyszy msza święta. Cholula slynie z 365 kościołów – po jednym na każdy dzień w roku i każdy z tych kosciołów ma swojego świętego, który ma swoją fiestę, no ale to temat na odrębną opowieść. Niektóre z tych kościołow to prawdziwe perełki sztuki sakralnej, inne – to piękne misje lub misyjki tak znane wszystkim z filmów o Dzikim Zachodzie. Są i takie, które od zewnątrz wyglądają bajecznie. Ukryte są pośród palm i drzew figowych, mają wierzyczkę z dzwonnicą, pokryte są kilkusetletnią dachówką i aż proszą się, żeby do nich zajrzeć. Dziś z Konstancją weszłyśmy do takiego kościółka i aż zabolało mnie to, co zobaczyłam. Kiedyś ten kolonialny kościółek był przepiękny, dziś cały ołtarz oprawiony był neonowymi rurkami, a po środku, z tych rozświetlonych rurek, skonstruowane było ogromne IHS. Niegdyś piękne freski częściowo zostały zdrapane, a częściowo przykryte odpustowymi obrazkami z puszczającym oczko Chrystusem... Niestety jest to widok coraz bardziej normalny.
Meksykanie są jak sroki bogatki – wszystko co błyszczy przyciąga ich wzrok, a im bardziej błyszczy z tym większą aprobata się spotyka.

Kilka dni temu spotkaliśmy kuzynkę męża. Pracuje ona dla rządu i zarabia dobre pieniądze. Jej mąż zajmuje się głównie byciem jej mężem, a w międzyczasie gdzieś pracuje. Mają syna i trzy córki. Mieszkają w od lat niewykończonym domu, do którego każdy bez żadnego kłopotu może się dostać. Nie mają samochodu i nie będą mieć. Nie są zwariowanymi ekologami, którzy byliby zwolennikami transportu grupowego... Zwyczajnie wolą urządzać fiesty. Tak te rodzinne, jak i kościelne. Kuzynka na podstępne pytanie „kiedy kupi auto” odpowiedziała, że jeszcze nie wie, bo teraz będzie fiesta u niej w parafii i właśnie przyszła kolej, żeby jej rodzina zasponsorowała fajerwerki, a to koszt rzędu 100 000 pesos...


teraz trzeba sie przebic przez najtrudniejszy moment. Jest o Zosi...
 
Ostatnia edycja:
Do góry