czesc Dziewczyny! Ja znowu z problemem!!! Nie może być spokojnie.... jestem teraz w 6 miesiącu, 3 dni temu zbił nam się termometr rtęciowy (wiem, ze są złe, nie mieszkam w UE i niestety tutaj takie to norma, dopiero co mąż przyniósł do domu bo dostał z zakładu pracy od lekarza) w mieszkaniu (w salonie, przez który trzeba przejść skąd/dokąd by się nie szło...), rtęć roztrzaskała się na milion mikro cząsteczek, ale takich mega ciężko widocznych nawet przy latarce... z mężem zbieraliśmy z jakieś 40 minut, ja tylko świeciłam. Termometr wrzuciliśmy do worka, kuleczki zbieraliśmy na kartkę i do słoika z woda. Tylko nie wiem czy przy upadku nie dostało sie tez mężowi na spodnie, a chodził w nich później po mieszkaniu, ba koniec niedbale ściągnął w łazience i tez wrzucił do worka na śmieci...
Na noc wyszliśmy do hotelu a mieszkanie się wietrzylo. Na drugi dzień, mąż jeszcze sprawdzał, okazało się ze rozpryskało się też na ścianę, szybę od komody i bok komody drewnianej.... posprzątał, wymył podłogę w całym mieszkaniu wodą z sodą (tak powiedzieli w jakimś serwisie od takich spraw... ale ze ogólnie „NIC SIĘ NIE STAŁO” nawet biorąc fakt zem w ciąży...). Po tym wszystkim ciuchy wrzucił do kosza na pranie (nie wiem czy orzy tym nic mu się nie przykleiło znów do spodni...). Wszyscy bagatelizują sprawę, każdy mówi „łeeeee nic nie będzie, jak byłam/byłem mały to....”. A ja wiem ze opary rtęci, jeśli takowa gdzieś w zakamarkach została albo na ubraniach albo spadła na dywan, gdziekolwiek jak chodziliśmy po worki do kuchni, jest bardzo bardzo toksyczna teraz głównie dla dziecka bo wszystko co złe idzie od razu do niego i skutki kogą być dopiero dostrzegalne za pare lat... Najchętniej bym się wyprowadziła... nie ma w promieniu 1000 km firmy zajmującej się badaniem stężenia rtęci w mieszkaniu.... powiedzcie jak to jest... Naprawdę to jest takie strasznie straszne, ta rtęć??? Czy to wyolbrzymiony problem??? Czy ilość z termometru faktycznie paruje minimum 3 lata...? Nie wiem co robić, mąż mnie nie chce słuchać już a ja wariuje...
Na noc wyszliśmy do hotelu a mieszkanie się wietrzylo. Na drugi dzień, mąż jeszcze sprawdzał, okazało się ze rozpryskało się też na ścianę, szybę od komody i bok komody drewnianej.... posprzątał, wymył podłogę w całym mieszkaniu wodą z sodą (tak powiedzieli w jakimś serwisie od takich spraw... ale ze ogólnie „NIC SIĘ NIE STAŁO” nawet biorąc fakt zem w ciąży...). Po tym wszystkim ciuchy wrzucił do kosza na pranie (nie wiem czy orzy tym nic mu się nie przykleiło znów do spodni...). Wszyscy bagatelizują sprawę, każdy mówi „łeeeee nic nie będzie, jak byłam/byłem mały to....”. A ja wiem ze opary rtęci, jeśli takowa gdzieś w zakamarkach została albo na ubraniach albo spadła na dywan, gdziekolwiek jak chodziliśmy po worki do kuchni, jest bardzo bardzo toksyczna teraz głównie dla dziecka bo wszystko co złe idzie od razu do niego i skutki kogą być dopiero dostrzegalne za pare lat... Najchętniej bym się wyprowadziła... nie ma w promieniu 1000 km firmy zajmującej się badaniem stężenia rtęci w mieszkaniu.... powiedzcie jak to jest... Naprawdę to jest takie strasznie straszne, ta rtęć??? Czy to wyolbrzymiony problem??? Czy ilość z termometru faktycznie paruje minimum 3 lata...? Nie wiem co robić, mąż mnie nie chce słuchać już a ja wariuje...