reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Zaniedbania lekarzy czy normalny przebieg porodu?

Emka_27

Fanka BB :)
Dołączył(a)
3 Czerwiec 2022
Postów
945
Cześć, w lipcu urodziłam córkę w 38tc+3 przez cc (wskazania okulistyczne). Mała 51cm, 3600g, została oceniona w 1min 8/10 (1 punkt za kolor skóry i 1 za napięcie mięśniowe), a w 5min 10/10. Lekarz powiedział, że ma szmer nad serduszkiem (juz nie ma), naczyniaka na łydce (skonsultowany, ustępuje) i szpotawe stopy od ułożenia w brzuchu (już przy wypisie były ok). Od początku była monitorowana praca serca i saturacja córki, ponieważ w 37tc+3 trafiłam do szpitala z rozpoznaniem arytmii serca płodu. Wykonano echo serca-brak wady serca, dodatkowa struna rzekoma w lewej komorze serca, kardiolog nie zalecił wcześniejszego rozwiązania ciąży. Robili mi badania czy nie mam infekcji-nie miałam, sprawdzali czy nie jestem odwodniona- był niewielki niedobór elektrolitów i dostałam kroplówki. Mimo to arytmia cały czas występowała i nie wiedzieli z jakiego powodu. Zaczęły się pisać skurcze na ktg, po dwóch dniach od tych skurczy zrobili cc. Moim zdaniem nie zadziałało znieczulenie, wcale nie czułam ciepła w pośladkach, za to czułam pryskanie wodą, smarowanie brzucha ta pomarańczową zimną substancją. Po iluś tam minutach zaczęłam czuć ciężar w nogach, ale palcami u stóp ruszałam. Mówiłam o tym a oni mimo to zaczeli ciąć. Czułam naciecie na brzuchu.. nie chcieli mi uwierzyć, podali mi propofol (dowiedziałam sie o tym z karty zdrowia dziecka) i stracilam świadomość. Co chwilę się budziłam, ale nie mogłam nic powiedzieć i myślałam, że już koniec, że umieram. Na końcu wychrypialam 'jak dziecko', ale nic nie chcieli powiedzieć. Dopiero na korytarzu mąż i mama powiedzieli, że z malutka wszystko dobrze. Szybko odzyskałam czucie w nogach, bo już po godzinie, nie było problemu z pionizacja i polozne były w szoku, ze tak dobrze się trzymam, bo ostrzegali rodzinę, ze moze byc ze mna utrudniony kontakt. Dochodzilysmy do siebie i szczerze to juz byłyśmy spakowane do domu, ale w trzeciej dobie pediatra stwierdził, że córka ma arytmie, że zleca ekg I badania krwi a ja mam patrzeć czy nie sinieje, bo chyba zabiorą ją na intensywną terapię. Ekg I krew wyszło ok, w nocy inny pediatra zbadał córkę I nie słyszał arytmii. Wyszłyśmy do domu dzien pozniej, a gdy córka miała 2 tygodnie poszliśmy do prywatnej kliniki kardiologicznej, zrobili ekg I echo serca. Wszystko ok, miała tylko niedomkniety przewód botalla. Potwierdzono też dodatkową strunę w lewej komorze, ale o tym wiedziałam od 26tc bo tez robiłam echo serca plodu. Byliśmy kilkukrotnie na wizytach u fizjoterapeutów, wszyscy potwierdzili, że córka ma niskie, ale nie obniżone napięcie mięśniowe. Także zalecili jakieś ćwiczenia, więcej masażu, dociskania, oklepywania itd. Córka pięknie się rozwija, choć usiadła samodzielnie kilka dni przed 9miesiacem życia, a dzień później zaczęła w końcu pełzać do przodu i od razu próbować czworakowac, teraz próbuje sie podciągać do wstawania. Generalnie nie ma żadnych zastrzeżeń do jej tempa rozwoju, ale niejednokrotnie stresowałam się, że jeszcze nie usiadła, nie pełza do przodu itd.
Teraz do sedna. Znalazłam wyniki oraz wypisy mój i córki ze szpitala, a tam w jednym miejscu, że pobrali krew pępowina na gazometrie - nikt mi o tym nie powiedział ani nigdzie nie wpisali wyników. Nie ma słowa o ekg ani jego wynikach. Zastanawiam się czy tam się coś nie odwaliło w czasie porodu? Skoro znieczulenie nie zadziałało, podali mi lek uspokajający po którym myślałam, że umieram, córka urodzila się sina i ze słabym napięciem aż pobrali krew, żeby sprawdzić czy nie doszło do niedotlenienia. No i ta sprawa z arytmia. Raz na usg lekarz ją widział, innym razem nie, na ktg zawsze było słychać dodatkowe uderzenie, brak przyczyny tej arytmii, potem córka rodzi się bez arytmii, po 2 dniach ktoś ją znowu słyszy, zleca badania, o których później nie wspominają... Zastanawiam się czy czegoś nie rozumiem i może wszystko było ok z opieką w tym szpitalu, czy jednak miałyśmy dużo szczęścia, że córka jest zdrowa i ma tylko niskie napięcie mięśniowe... Ciąża (krwiak w 5tc, plamienia, podejrzenie zd, podejrzenie wady serca, arytmia), pobyt w szpitalu na patologii ciąży a potem z córką na oddziale neonatogicznym były dla mnie horrorem, dlatego nie analizowałam tych wszystkich informacji, a o wielu z nich nie miałam pojęcia do czasu porządków w dokumentach. Teraz się zastanawiam czy gdyby była potrzeba to czy powinnam znowu zaufać opiece w tamtym szpitalu? Proszę, może ktoś lepiej zna się na tych wszystkich badaniach, był w podobnej sytuacji i potrafi ocenić czy opieka była właściwa. Jak to możliwe, że przy planowanej cesarce dziecko mogło się urodzić niedotlenione? Skoro cały czas robili usg, ktg, wyniki krwi. Przegapili coś? Może i nie ma co rozpamiętywać, ale jednak chciałabym znać prawdę, a nie wiem nawet kogo pytać czy to było normalne postępowanie i takie rzeczy mogły się zdarzyć.
 
reklama
Cześć, w lipcu urodziłam córkę w 38tc+3 przez cc (wskazania okulistyczne). Mała 51cm, 3600g, została oceniona w 1min 8/10 (1 punkt za kolor skóry i 1 za napięcie mięśniowe), a w 5min 10/10. Lekarz powiedział, że ma szmer nad serduszkiem (juz nie ma), naczyniaka na łydce (skonsultowany, ustępuje) i szpotawe stopy od ułożenia w brzuchu (już przy wypisie były ok). Od początku była monitorowana praca serca i saturacja córki, ponieważ w 37tc+3 trafiłam do szpitala z rozpoznaniem arytmii serca płodu. Wykonano echo serca-brak wady serca, dodatkowa struna rzekoma w lewej komorze serca, kardiolog nie zalecił wcześniejszego rozwiązania ciąży. Robili mi badania czy nie mam infekcji-nie miałam, sprawdzali czy nie jestem odwodniona- był niewielki niedobór elektrolitów i dostałam kroplówki. Mimo to arytmia cały czas występowała i nie wiedzieli z jakiego powodu. Zaczęły się pisać skurcze na ktg, po dwóch dniach od tych skurczy zrobili cc. Moim zdaniem nie zadziałało znieczulenie, wcale nie czułam ciepła w pośladkach, za to czułam pryskanie wodą, smarowanie brzucha ta pomarańczową zimną substancją. Po iluś tam minutach zaczęłam czuć ciężar w nogach, ale palcami u stóp ruszałam. Mówiłam o tym a oni mimo to zaczeli ciąć. Czułam naciecie na brzuchu.. nie chcieli mi uwierzyć, podali mi propofol (dowiedziałam sie o tym z karty zdrowia dziecka) i stracilam świadomość. Co chwilę się budziłam, ale nie mogłam nic powiedzieć i myślałam, że już koniec, że umieram. Na końcu wychrypialam 'jak dziecko', ale nic nie chcieli powiedzieć. Dopiero na korytarzu mąż i mama powiedzieli, że z malutka wszystko dobrze. Szybko odzyskałam czucie w nogach, bo już po godzinie, nie było problemu z pionizacja i polozne były w szoku, ze tak dobrze się trzymam, bo ostrzegali rodzinę, ze moze byc ze mna utrudniony kontakt. Dochodzilysmy do siebie i szczerze to juz byłyśmy spakowane do domu, ale w trzeciej dobie pediatra stwierdził, że córka ma arytmie, że zleca ekg I badania krwi a ja mam patrzeć czy nie sinieje, bo chyba zabiorą ją na intensywną terapię. Ekg I krew wyszło ok, w nocy inny pediatra zbadał córkę I nie słyszał arytmii. Wyszłyśmy do domu dzien pozniej, a gdy córka miała 2 tygodnie poszliśmy do prywatnej kliniki kardiologicznej, zrobili ekg I echo serca. Wszystko ok, miała tylko niedomkniety przewód botalla. Potwierdzono też dodatkową strunę w lewej komorze, ale o tym wiedziałam od 26tc bo tez robiłam echo serca plodu. Byliśmy kilkukrotnie na wizytach u fizjoterapeutów, wszyscy potwierdzili, że córka ma niskie, ale nie obniżone napięcie mięśniowe. Także zalecili jakieś ćwiczenia, więcej masażu, dociskania, oklepywania itd. Córka pięknie się rozwija, choć usiadła samodzielnie kilka dni przed 9miesiacem życia, a dzień później zaczęła w końcu pełzać do przodu i od razu próbować czworakowac, teraz próbuje sie podciągać do wstawania. Generalnie nie ma żadnych zastrzeżeń do jej tempa rozwoju, ale niejednokrotnie stresowałam się, że jeszcze nie usiadła, nie pełza do przodu itd.
Teraz do sedna. Znalazłam wyniki oraz wypisy mój i córki ze szpitala, a tam w jednym miejscu, że pobrali krew pępowina na gazometrie - nikt mi o tym nie powiedział ani nigdzie nie wpisali wyników. Nie ma słowa o ekg ani jego wynikach. Zastanawiam się czy tam się coś nie odwaliło w czasie porodu? Skoro znieczulenie nie zadziałało, podali mi lek uspokajający po którym myślałam, że umieram, córka urodzila się sina i ze słabym napięciem aż pobrali krew, żeby sprawdzić czy nie doszło do niedotlenienia. No i ta sprawa z arytmia. Raz na usg lekarz ją widział, innym razem nie, na ktg zawsze było słychać dodatkowe uderzenie, brak przyczyny tej arytmii, potem córka rodzi się bez arytmii, po 2 dniach ktoś ją znowu słyszy, zleca badania, o których później nie wspominają... Zastanawiam się czy czegoś nie rozumiem i może wszystko było ok z opieką w tym szpitalu, czy jednak miałyśmy dużo szczęścia, że córka jest zdrowa i ma tylko niskie napięcie mięśniowe... Ciąża (krwiak w 5tc, plamienia, podejrzenie zd, podejrzenie wady serca, arytmia), pobyt w szpitalu na patologii ciąży a potem z córką na oddziale neonatogicznym były dla mnie horrorem, dlatego nie analizowałam tych wszystkich informacji, a o wielu z nich nie miałam pojęcia do czasu porządków w dokumentach. Teraz się zastanawiam czy gdyby była potrzeba to czy powinnam znowu zaufać opiece w tamtym szpitalu? Proszę, może ktoś lepiej zna się na tych wszystkich badaniach, był w podobnej sytuacji i potrafi ocenić czy opieka była właściwa. Jak to możliwe, że przy planowanej cesarce dziecko mogło się urodzić niedotlenione? Skoro cały czas robili usg, ktg, wyniki krwi. Przegapili coś? Może i nie ma co rozpamiętywać, ale jednak chciałabym znać prawdę, a nie wiem nawet kogo pytać czy to było normalne postępowanie i takie rzeczy mogły się zdarzyć.

Wypis to tylko skrótowe, ogólne informacje. Wszystko powinno być w dokumentacji medycznej - ale to musisz złożyć wniosek o jej wydanie
 
Mój najstarszy syn miał arytmię w czasie ciąży. Po porodzie nie stwierdzono - echo serca i ekg prawidłowe. Po 3 miesiącach kazali zrobić kontrolne ekg. Analizująca zapis pani doktor rzuciła okiem, stwierdziła, że ok i żeby poczekać na korytarzu na opis. Po kilku minutach poprosiła nas do gabinetu i powiedziała, że na pierwszy rzut oka zapis jest prawidłowy, ale jak przyjrzała się bliżej, to nie jest do końca przekonana i że na podstawie samego tego ekg nie może wykluczyć arytmii - dała skierowanie na oddział, żeby zrobić zapis 24h i na nim faktycznie wyszła arytmia. Arytmia wyleczona suplementacją magnezu - holter powtarzany kilkukrotnie, aż do uzyskania wyników mieszczących się w normie. Syn też trochę później siadał, ale wszystko nadrobił - ma 9 lat, jest zdrowy.
 
Cześć, w lipcu urodziłam córkę w 38tc+3 przez cc (wskazania okulistyczne). Mała 51cm, 3600g, została oceniona w 1min 8/10 (1 punkt za kolor skóry i 1 za napięcie mięśniowe), a w 5min 10/10. Lekarz powiedział, że ma szmer nad serduszkiem (juz nie ma), naczyniaka na łydce (skonsultowany, ustępuje) i szpotawe stopy od ułożenia w brzuchu (już przy wypisie były ok). Od początku była monitorowana praca serca i saturacja córki, ponieważ w 37tc+3 trafiłam do szpitala z rozpoznaniem arytmii serca płodu. Wykonano echo serca-brak wady serca, dodatkowa struna rzekoma w lewej komorze serca, kardiolog nie zalecił wcześniejszego rozwiązania ciąży. Robili mi badania czy nie mam infekcji-nie miałam, sprawdzali czy nie jestem odwodniona- był niewielki niedobór elektrolitów i dostałam kroplówki. Mimo to arytmia cały czas występowała i nie wiedzieli z jakiego powodu. Zaczęły się pisać skurcze na ktg, po dwóch dniach od tych skurczy zrobili cc. Moim zdaniem nie zadziałało znieczulenie, wcale nie czułam ciepła w pośladkach, za to czułam pryskanie wodą, smarowanie brzucha ta pomarańczową zimną substancją. Po iluś tam minutach zaczęłam czuć ciężar w nogach, ale palcami u stóp ruszałam. Mówiłam o tym a oni mimo to zaczeli ciąć. Czułam naciecie na brzuchu.. nie chcieli mi uwierzyć, podali mi propofol (dowiedziałam sie o tym z karty zdrowia dziecka) i stracilam świadomość. Co chwilę się budziłam, ale nie mogłam nic powiedzieć i myślałam, że już koniec, że umieram. Na końcu wychrypialam 'jak dziecko', ale nic nie chcieli powiedzieć. Dopiero na korytarzu mąż i mama powiedzieli, że z malutka wszystko dobrze. Szybko odzyskałam czucie w nogach, bo już po godzinie, nie było problemu z pionizacja i polozne były w szoku, ze tak dobrze się trzymam, bo ostrzegali rodzinę, ze moze byc ze mna utrudniony kontakt. Dochodzilysmy do siebie i szczerze to juz byłyśmy spakowane do domu, ale w trzeciej dobie pediatra stwierdził, że córka ma arytmie, że zleca ekg I badania krwi a ja mam patrzeć czy nie sinieje, bo chyba zabiorą ją na intensywną terapię. Ekg I krew wyszło ok, w nocy inny pediatra zbadał córkę I nie słyszał arytmii. Wyszłyśmy do domu dzien pozniej, a gdy córka miała 2 tygodnie poszliśmy do prywatnej kliniki kardiologicznej, zrobili ekg I echo serca. Wszystko ok, miała tylko niedomkniety przewód botalla. Potwierdzono też dodatkową strunę w lewej komorze, ale o tym wiedziałam od 26tc bo tez robiłam echo serca plodu. Byliśmy kilkukrotnie na wizytach u fizjoterapeutów, wszyscy potwierdzili, że córka ma niskie, ale nie obniżone napięcie mięśniowe. Także zalecili jakieś ćwiczenia, więcej masażu, dociskania, oklepywania itd. Córka pięknie się rozwija, choć usiadła samodzielnie kilka dni przed 9miesiacem życia, a dzień później zaczęła w końcu pełzać do przodu i od razu próbować czworakowac, teraz próbuje sie podciągać do wstawania. Generalnie nie ma żadnych zastrzeżeń do jej tempa rozwoju, ale niejednokrotnie stresowałam się, że jeszcze nie usiadła, nie pełza do przodu itd.
Teraz do sedna. Znalazłam wyniki oraz wypisy mój i córki ze szpitala, a tam w jednym miejscu, że pobrali krew pępowina na gazometrie - nikt mi o tym nie powiedział ani nigdzie nie wpisali wyników. Nie ma słowa o ekg ani jego wynikach. Zastanawiam się czy tam się coś nie odwaliło w czasie porodu? Skoro znieczulenie nie zadziałało, podali mi lek uspokajający po którym myślałam, że umieram, córka urodzila się sina i ze słabym napięciem aż pobrali krew, żeby sprawdzić czy nie doszło do niedotlenienia. No i ta sprawa z arytmia. Raz na usg lekarz ją widział, innym razem nie, na ktg zawsze było słychać dodatkowe uderzenie, brak przyczyny tej arytmii, potem córka rodzi się bez arytmii, po 2 dniach ktoś ją znowu słyszy, zleca badania, o których później nie wspominają... Zastanawiam się czy czegoś nie rozumiem i może wszystko było ok z opieką w tym szpitalu, czy jednak miałyśmy dużo szczęścia, że córka jest zdrowa i ma tylko niskie napięcie mięśniowe... Ciąża (krwiak w 5tc, plamienia, podejrzenie zd, podejrzenie wady serca, arytmia), pobyt w szpitalu na patologii ciąży a potem z córką na oddziale neonatogicznym były dla mnie horrorem, dlatego nie analizowałam tych wszystkich informacji, a o wielu z nich nie miałam pojęcia do czasu porządków w dokumentach. Teraz się zastanawiam czy gdyby była potrzeba to czy powinnam znowu zaufać opiece w tamtym szpitalu? Proszę, może ktoś lepiej zna się na tych wszystkich badaniach, był w podobnej sytuacji i potrafi ocenić czy opieka była właściwa. Jak to możliwe, że przy planowanej cesarce dziecko mogło się urodzić niedotlenione? Skoro cały czas robili usg, ktg, wyniki krwi. Przegapili coś? Może i nie ma co rozpamiętywać, ale jednak chciałabym znać prawdę, a nie wiem nawet kogo pytać czy to było normalne postępowanie i takie rzeczy mogły się zdarzyć.
Przede wszystkim przytulam cię, bo widać, że to było dla ciebie straszne doświadczenie. Sytuacja przed porodem, sam poród, stres o siebie, dziecko... może powinnaś porozmawiać z psychologiem, bo taka trauma może się pogłębiać niestety.

Trudno się wypowiedzieć co do procedur w szpitalu i czy można mieć zaufanie. Myślę, że nawet osoba obeznana w tym, może mieć problem, by na odległość ocenić lekarzy. Przecież nie znasz też szczegółów pewnych decyzji.
Staram się wychodzić z założenia, że medycy chcą dla nas i dla dziecka jak najlepiej. Możesz poprosić o dokumentację medyczną, ale czy będzie wiadomo, czy na pewno wszystkie procedury były zgodnie ze sztuką? Trzeba byłoby się wtedy z kimś skonsultować. Pytanie, czy to coś wniesie. Ta wiedza może cię uspokoi, że wszystko było ok, może o to chodzi. A jeśli wyjdzie, że coś było nie tak, to co wtedy zrobisz? Pytanie, czy jeśli można zaskarżyć szpital, to czy jest sens to robić, tracić czas i nerwy...

Jeśli dziecko rozwija sie prawidłowo, chodzicie do specjalistów i wyniki są ok, to nie martw się. Widełki umiejętności siadania są szerokie i u was było w normie. Jeśli chodzi o sprawy kardiologiczne, to idźcie na konsultacje do dobrego lekarza, żeby rozwiać wątpliwości.

Nie do końca rozumiem, czemu uważasz, że znieczulenie nie działało. Też miałam cc (nagłe) i np nie rozumiem, o co chodzi z ciepłem na pośladkach, nic takiego nie kojarzę. Czułam, że przecinają mi brzuch, taki ucisk i później szarpanie przy wyciąganiu dziecka, ale to było całkowicie bezbolesne. Tak jak wyżej ktoś napisał, znieczulenie powoduje, że nie czuć bólu. Zresztą anestezjolog siedział przy mnie i wszystko opowiadał, mówił co mogę odczuwać i to było wszystko tak jak być powinno. Przy znieczuleniu miejscowym jak miałam jakieś zabiegi, to też czułam ucisk np lub jak przecinają skórę... Ale zupełnie bez żadnego bólu.
Nie chcę absolutnie deprecjonować twojego zdania, że znieczulenie nie zadziałało, ale lek uspokajający mógł być podany żebyś się nie stresowała przebiegiem operacji, bo ucisk czuć w trakcie cięcia i to nie jest objaw, że znieczulenie nie działa...
 
Powiem o gazometrii: wynik możesz mieć wpisany w książeczce zdrowia dziecka. W wielu szpitalach jest pobierana rutynowo po każdym porodzie.
Nie szukałabym niedotlenienia w tym przypadku. 8 punktów to jest dobry wynik apgar. Spadek apgarow może być związany z podanym znieczuleniem do cc, ale nie jest on groźny dla dziecka.
 
Do góry