Cześć, w lipcu urodziłam córkę w 38tc+3 przez cc (wskazania okulistyczne). Mała 51cm, 3600g, została oceniona w 1min 8/10 (1 punkt za kolor skóry i 1 za napięcie mięśniowe), a w 5min 10/10. Lekarz powiedział, że ma szmer nad serduszkiem (juz nie ma), naczyniaka na łydce (skonsultowany, ustępuje) i szpotawe stopy od ułożenia w brzuchu (już przy wypisie były ok). Od początku była monitorowana praca serca i saturacja córki, ponieważ w 37tc+3 trafiłam do szpitala z rozpoznaniem arytmii serca płodu. Wykonano echo serca-brak wady serca, dodatkowa struna rzekoma w lewej komorze serca, kardiolog nie zalecił wcześniejszego rozwiązania ciąży. Robili mi badania czy nie mam infekcji-nie miałam, sprawdzali czy nie jestem odwodniona- był niewielki niedobór elektrolitów i dostałam kroplówki. Mimo to arytmia cały czas występowała i nie wiedzieli z jakiego powodu. Zaczęły się pisać skurcze na ktg, po dwóch dniach od tych skurczy zrobili cc. Moim zdaniem nie zadziałało znieczulenie, wcale nie czułam ciepła w pośladkach, za to czułam pryskanie wodą, smarowanie brzucha ta pomarańczową zimną substancją. Po iluś tam minutach zaczęłam czuć ciężar w nogach, ale palcami u stóp ruszałam. Mówiłam o tym a oni mimo to zaczeli ciąć. Czułam naciecie na brzuchu.. nie chcieli mi uwierzyć, podali mi propofol (dowiedziałam sie o tym z karty zdrowia dziecka) i stracilam świadomość. Co chwilę się budziłam, ale nie mogłam nic powiedzieć i myślałam, że już koniec, że umieram. Na końcu wychrypialam 'jak dziecko', ale nic nie chcieli powiedzieć. Dopiero na korytarzu mąż i mama powiedzieli, że z malutka wszystko dobrze. Szybko odzyskałam czucie w nogach, bo już po godzinie, nie było problemu z pionizacja i polozne były w szoku, ze tak dobrze się trzymam, bo ostrzegali rodzinę, ze moze byc ze mna utrudniony kontakt. Dochodzilysmy do siebie i szczerze to juz byłyśmy spakowane do domu, ale w trzeciej dobie pediatra stwierdził, że córka ma arytmie, że zleca ekg I badania krwi a ja mam patrzeć czy nie sinieje, bo chyba zabiorą ją na intensywną terapię. Ekg I krew wyszło ok, w nocy inny pediatra zbadał córkę I nie słyszał arytmii. Wyszłyśmy do domu dzien pozniej, a gdy córka miała 2 tygodnie poszliśmy do prywatnej kliniki kardiologicznej, zrobili ekg I echo serca. Wszystko ok, miała tylko niedomkniety przewód botalla. Potwierdzono też dodatkową strunę w lewej komorze, ale o tym wiedziałam od 26tc bo tez robiłam echo serca plodu. Byliśmy kilkukrotnie na wizytach u fizjoterapeutów, wszyscy potwierdzili, że córka ma niskie, ale nie obniżone napięcie mięśniowe. Także zalecili jakieś ćwiczenia, więcej masażu, dociskania, oklepywania itd. Córka pięknie się rozwija, choć usiadła samodzielnie kilka dni przed 9miesiacem życia, a dzień później zaczęła w końcu pełzać do przodu i od razu próbować czworakowac, teraz próbuje sie podciągać do wstawania. Generalnie nie ma żadnych zastrzeżeń do jej tempa rozwoju, ale niejednokrotnie stresowałam się, że jeszcze nie usiadła, nie pełza do przodu itd.
Teraz do sedna. Znalazłam wyniki oraz wypisy mój i córki ze szpitala, a tam w jednym miejscu, że pobrali krew pępowina na gazometrie - nikt mi o tym nie powiedział ani nigdzie nie wpisali wyników. Nie ma słowa o ekg ani jego wynikach. Zastanawiam się czy tam się coś nie odwaliło w czasie porodu? Skoro znieczulenie nie zadziałało, podali mi lek uspokajający po którym myślałam, że umieram, córka urodzila się sina i ze słabym napięciem aż pobrali krew, żeby sprawdzić czy nie doszło do niedotlenienia. No i ta sprawa z arytmia. Raz na usg lekarz ją widział, innym razem nie, na ktg zawsze było słychać dodatkowe uderzenie, brak przyczyny tej arytmii, potem córka rodzi się bez arytmii, po 2 dniach ktoś ją znowu słyszy, zleca badania, o których później nie wspominają... Zastanawiam się czy czegoś nie rozumiem i może wszystko było ok z opieką w tym szpitalu, czy jednak miałyśmy dużo szczęścia, że córka jest zdrowa i ma tylko niskie napięcie mięśniowe... Ciąża (krwiak w 5tc, plamienia, podejrzenie zd, podejrzenie wady serca, arytmia), pobyt w szpitalu na patologii ciąży a potem z córką na oddziale neonatogicznym były dla mnie horrorem, dlatego nie analizowałam tych wszystkich informacji, a o wielu z nich nie miałam pojęcia do czasu porządków w dokumentach. Teraz się zastanawiam czy gdyby była potrzeba to czy powinnam znowu zaufać opiece w tamtym szpitalu? Proszę, może ktoś lepiej zna się na tych wszystkich badaniach, był w podobnej sytuacji i potrafi ocenić czy opieka była właściwa. Jak to możliwe, że przy planowanej cesarce dziecko mogło się urodzić niedotlenione? Skoro cały czas robili usg, ktg, wyniki krwi. Przegapili coś? Może i nie ma co rozpamiętywać, ale jednak chciałabym znać prawdę, a nie wiem nawet kogo pytać czy to było normalne postępowanie i takie rzeczy mogły się zdarzyć.
Teraz do sedna. Znalazłam wyniki oraz wypisy mój i córki ze szpitala, a tam w jednym miejscu, że pobrali krew pępowina na gazometrie - nikt mi o tym nie powiedział ani nigdzie nie wpisali wyników. Nie ma słowa o ekg ani jego wynikach. Zastanawiam się czy tam się coś nie odwaliło w czasie porodu? Skoro znieczulenie nie zadziałało, podali mi lek uspokajający po którym myślałam, że umieram, córka urodzila się sina i ze słabym napięciem aż pobrali krew, żeby sprawdzić czy nie doszło do niedotlenienia. No i ta sprawa z arytmia. Raz na usg lekarz ją widział, innym razem nie, na ktg zawsze było słychać dodatkowe uderzenie, brak przyczyny tej arytmii, potem córka rodzi się bez arytmii, po 2 dniach ktoś ją znowu słyszy, zleca badania, o których później nie wspominają... Zastanawiam się czy czegoś nie rozumiem i może wszystko było ok z opieką w tym szpitalu, czy jednak miałyśmy dużo szczęścia, że córka jest zdrowa i ma tylko niskie napięcie mięśniowe... Ciąża (krwiak w 5tc, plamienia, podejrzenie zd, podejrzenie wady serca, arytmia), pobyt w szpitalu na patologii ciąży a potem z córką na oddziale neonatogicznym były dla mnie horrorem, dlatego nie analizowałam tych wszystkich informacji, a o wielu z nich nie miałam pojęcia do czasu porządków w dokumentach. Teraz się zastanawiam czy gdyby była potrzeba to czy powinnam znowu zaufać opiece w tamtym szpitalu? Proszę, może ktoś lepiej zna się na tych wszystkich badaniach, był w podobnej sytuacji i potrafi ocenić czy opieka była właściwa. Jak to możliwe, że przy planowanej cesarce dziecko mogło się urodzić niedotlenione? Skoro cały czas robili usg, ktg, wyniki krwi. Przegapili coś? Może i nie ma co rozpamiętywać, ale jednak chciałabym znać prawdę, a nie wiem nawet kogo pytać czy to było normalne postępowanie i takie rzeczy mogły się zdarzyć.