reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Zachowanie partnera

A co jeśli jakoś się staramy dogadywać, ale uczucie tak jakby gdzieś uleciało, jest sens dalej być razem?

Pracować zawsze warto. Uczucie z czasem się zmienia, znikają stada motyli w brzuchu i ustępują miejsca małym wzruszeniom nad siwym włosem, pewności że możesz na tego człowieka liczyć, stabilności, bezpieczeństwu i wspólnemu mierzeniu się z codziennością. Każdy etap związku jest inny i każdy na swój sposób piękny. Tak długo jak będziecie chcieli wrócić na dobre tory tak długo jest sens
 
reklama
A co jeśli jakoś się staramy dogadywać, ale uczucie tak jakby gdzieś uleciało, jest sens dalej być razem?
Oczywiście, że warto próbować. Jak długo jesteście razem to niemożliwe, żebyście mieli tylko dobre chwile. Może to chwilowy kryzys, a może trzeba się zastanowić, co zrobić, żeby znów było dobrze?
 
Podpisuję się pod tym co tu już padło. Moi rodzice również zgotowali piekło. Depresja, próby samobójcze, ogromne koszty terapii. Naprawdę jak nie chcecie tego robić dla siebie, bo wam tak wygodnie to zróbcie to chociaż dla dzieci. Dziecko nigdy nie będzie szczęśliwe z życia w patologii (nawet jeżeli się za nią nie uważacie bo macie pieniądze i "czysto" w domu). Nie zliczę ile razy miałam nadzieję, że oni po prostu umrą w jakimś wypadku i skończy się ten koszmar. Do dzisiaj (a mam 32 lata!) boję się podniesionego lekko głosu, mocniejszych kroków na schodach. Naprawdę zastanówcie się jak bardzo krzywdzicie niewinne dzieci bo żadne dziecko nie zasługuje na życie z taką traumą do końca życia

Droga autorko, dodałaś też drugi taki wątek https://www.babyboom.pl/forum/temat/partnerzy.120977/ ponieważ w tym nic nie wspominasz, że to nie wasze pierwsze dziecko i że w sumie on nie specjalnie chciał to drugie. Więc dla mnie niestety ale brzmisz trochę jak troll. No ale załóżmy, że wierzę w dobre intencje.

Pytanie więc brzmi czy pierwszą ciążą interesował się bardziej?
Jeżeli tak to może nie ekscytuje się tą bo już wszystko wie. A jak nie to może po prostu jest tak jak ktoś tu napisał, że nie do końca ma poczucie co się dzieje bo dziecko nie jest namacalne.

Na początku ciąży pozostają jedynie rozmowy i USG. Z czasem można wybrać się na wspólną szkołę rodzenia. Można też zawsze w trakcie kompletowania wyprawki pytać o zdanie itd. I w ten sposób próbować zaangażować ojca

Poza tym jako naczelna polecaczka książek na forum polecam "Być mężem i ojcem"

9ed6356f16-byc-mezem-i-ojcem_400.jpg
 
Dziewczyny, mam pytanie… Jak zachowują się Wasi partnerzy po tym jak zaszłyście w ciążę? Bo u nas są od tego czasu same konflikty, których już nawet nie naprawiamy… Mój mąż zachowuje się tak jakby mnie nie było, nie próbuje rozmawiać, nie przytula, zupełnie go nie obchodzę… Słyszę tylko, ze się czepiam i ze odkąd jestem w ciazy to się na nim wyżywam, a tak nie jest… Czuję się okropnie, wszystko jest ważniejsze ode mnie i dziecka, a do tego bardzo ciężko przechodzę ciążę, ciagłe mdłości, brak sił, a nie mam nawet kogo poprosić o szklankę wody, mam wrażenie, ze jemu taki stan rzeczy jest po prostu na rękę…;( Czy u Was tez tak bardzo się to zmieniło?
Mój mąż mi wtedy we wszystkim pomagał, kończyk nawet pracę szybciej. Ale co prawda to faktycznie kłótnie były częściej i właśnie że ja się czepiam. Ale był naprawdę na każde zawołanie. Brak wolne w pracy jak było trzeba jechać do lekarza czy na badania zawsze był przy mnie
 
Biorę to pod uwagę. Jednak ja nie potrafię odejsc
Czytałam kilka innych wpisów twoich i muszę przyznać, że u mnie było podobnie. Płaczące dziecko 24 na dobę, śpiące tylko na rękach, w nocy pobudki co chwile, żaden fotelik czy spacer w wózku nie wchodził w grę, bo krzyczał jak opętany ludzie na mnie patrzyli jakbym go torturowała. Wzmożone napięcie, alergik na wszystko co możliwe, drzemki w dzień na mnie, trwające krócej niż usypianie. Wiecznie zmęczona i niewyspana ja, nerwowa, w domu chaos, bo jak zrobić cokolwiek z ciagle płaczącym dzieckiem. Nagle przestaliśmy się dogadywać z partnerem, ciagle kłótnie, ciche dni, wieczory spędzane w osobnych pokojach, wiecznie coś nie grało, nie mogliśmy na siebie patrzeć. Brak zrozumienia ze strony jego rodziny, że moje dziecko jest „inne”, że nie jest wesołym uśmiechającym się do wszystkich dzieckiem, a wręcz przeciwnie wiecznie przyklejonym do mojej nogi, płaczącym w każdym nowym miejscu, przy każdej nowej osobie. W końcu usiedliśmy i postanowiliśmy się rozstać dla dobra dziecka, dla dobra nas samych. Minęło 10 miesięcy, widywał się z małym regularnie, spędzał czas z nim, aż w końcu znowu zaczęliśmy się dogadywać, jakoś znów wszystko zaczęło „działać” i wróciliśmy do siebie. Dzisiaj jesteśmy razem, szczęśliwi, spokojni, syn ma 3 lata, zmienił się, kocha spacery i jazdę autem, praktycznie nie płacze, nadal ma problemy ze snem, nadal nie lgnie do ludzi, do innych dzieci, ale zniknął ten stres, to przemęczenie. Moim zdaniem po narodzinach dziecka wiele się zmienia, a jeszcze jak ma się dziecko takie jak moje to wszystkie nerwy, frustracje wyładowywaliśmy na sobie. Mam nadzieje, że tobie też się ułoży, że może jakoś się dotrzecie, a nawet jeśli nie, to lepiej żebyś była szczęśliwa, niż nieszczęśliwa z partnerem, bo dziecko też na tym cierpi. Trzymaj się. :)
 
Nie mam nawet z kim pogadać, jak tutaj trochę się wyżalę, to czuję wręcz ulgę.
Szczerze, to najlepiej odejsc od takiego faceta, bo z czasem bedzie gorzej. Ale co ja bede radzic, jak sama nie potrafię sobie z tym poradzić 🤷‍♀️
Pomyśl o sobie, szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko. Dzieci bardzo dużo czują, nawet jak niewiele rozumieją. Odejście od partnera nie musi spowodować pozbawienia dziecka ojca. Przecież mogą mieć częste kontakty, może nawet lepsze niż obecnie. Życie masz jedno, nie warto tkwić w czymś co męczy. Trzymam kciuki i życzę dużo siły.
 
Mój mąż psa nosił na rękach, twierdził, że już nie może się doczekać i ćwiczy. Cieszył się, był na każdym USG przed pandemią. Starał się mnie nie denerwować, nosił za mnie co się dało i ogólnie był szczęśliwy.
 
Mój mąż chciał za mnie wszystko robić. Zwłaszcza nosić. Jak na mnie krzyczał jak w drugiej ciąży pierwsze dziecko na ręce brałam! Opiekował się mną jak mógł. A jak nie mógł to mnie wywoził do mojej mamy 😅 ale na wszystkie badania i szkołę rodzenia chodziłam sama i chyba nam obojgu to bardziej pasowało. Wyprawkę też ja kompletowałam, rodziłam sama. I kłóciliśmy się więcej, ale to chyba była wina hormonów / moja. Czepiałam się o byle głupotę.
 
reklama
reklama
Do góry