Ach, mówię Wam, szkoda gadać:-
-( Ryczeć mi się chce i tyle.
Zadzwoniła babka z którą wczoraj rozmawiałam i zapytaął,czy mogę przyjechać na 16,bo szef chciałby ze mną pogadać. Pojechałam. Facet bardzo miły. Powiedział,że odłożył sobie 3 osoby w tym mnie. Podobalo mu się wszystko to co zrobiłam wczoraj, łącznie z charakterem pisma
Zapytal dlaczego zwolniłam się z poprzedniej pracy i dlaczego zostałam zwolniona z ostatniej. Później padło pytanie o dziecko i powiedziałam mu,że gdybym nie dostała skierowania z PUP to jeszcze nie szukałabym. A on mi na to,że nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Na 5 gwiazdek dostałam 3 z wielkim + i był pewien,że po prozmowie ze mną podpiszemy umowę. Uwierzcie mi, tak zachciało mi się ryczeć,że całą sobą musiałam się wyhamować. Dostałabym 1200 na dzień dobry, do wiosny byłoby 1500,a później jakbym robiła postępy itd. więcej. Trzymał mnie jeszcze 20 minut i próbował przekonać.
Skończyło się na tym,że w skierowaniu napisali mi "nie spełnia wymagań" i zapytał,czy może zostawić sobie moje dokumenty i,że jakby co w przyszłości to mam się odezwać,bo chętnie widziałby mnie w swoim zespole.
Wiem,że teściowa nie miała nic złego na myśli, ona po prostu chce dla swoich wnuków jak najlepiej.
Gdybym poszła do pracy musiałabym poszukać opiekunki, bo moja mama pracuje,a teściowej dokuczają plecy. Kiedyś miała go jakieś 4 godzinki i była wykończona. Znalazłabym opiekunkę,ale S nie zgadza się żeby takiego malucha wychowywała obca pani. Nikt nie dopilnuje jego rozwoju tak dobrze jak ja. Zobaczymy za pół roku. Ciężko mi z tym wszystki,ale nie będę się kłóciła,bo wiem,że zdania w tej kwestii nie zmieni i już. Tylko mi przykro,że nie liczy się ze mną, z moimi potrzebami. Może rozumie je,ale dobro Mateusza jest dla niego najważniejsze i uważa,że chociaż 1 rodzica ma 24h skoro on jest w domu tylko gościem. Coś w tym jest,ale tak nastawiłąm się... Praca od 7 do 15 za 1200 na rękę, czaicie