Kiedy zorientowałam się, że jestem w ciąży, pierwsze co zrobiłam, to zmieniłam żywienie. W odstawkę poszedł ekspres do kawy. Wiadomo kawa eliminuje magnez w organizmie do tego kofeina, nie, kawy nie było, a też nie ciągło mnie do niej. Ekspres zastąpiła
wyciskarka , która była nieocenionym dawcą witamin dla mnie i maluszka. Zaczynałam dzień gęstym, pożywnym sokiem i koćzyłam go tym samym. Jej bezgłośnia praca kusiła mnie jeszcze do wyciśnięcia czegoś dobrego w nocy, tak mi smakowały wtedy soki. Z magnezem i żelazem nie miałam problemu, te mikroelementy miałam w normie. Nie dziwiło mnie to, przy takiej ilości pełnowartościowych koktajli i soków trudno było mieć ich niedobór. Buraki, pietruszka, mandarynki, banany, grejpfruty tych i wiele innych owoców i warzyw w mojej kuchni nie mogło zabraknąć (i tu przyznam się, że przetestowałam wyciskarkę do granic jej możliwości, wytrzymała wszystko i wciąż działa). Kupując zywność zwracałam szczególną uwagę na nieobecność konserwantów, bo ich bałam się potwornie. Unikałam też jedzenia w stołowkach, sama gotowałam, wiedziałam co jem. Opłaciło się, tabletek nie jadłam, wyjątkiem był kwas foliowy.