Witam. Pierwszy raz mówię o swoim problemie publicznie. Nie radzę sobie ze swoją córką. Ma 6 lat i potrafi zamienić mój dzień w piekło. Nie wiem co jest z nią nie tak. Może więcej nie tak jest ze mną.
Jest mądrym dzieckiem. Chodzi do pierwszej klasy, ma bardzo dobre wyniki w szkole, rewelacyjnie czyta i liczy. Ale jest uparta. Chociaż może uparta to złe określenie. W pewnych momentach zamyka się w skorupę jak orzech. Nic do niej nie dociera, nie odpowiada na pytania, stoi w miejscu i patrzy jakbym była z kosmosu. A co gorsza, wpada w taki płacz, że nie ma rady jej opanować. Nie można jej zwrócić uwagi, poprawić gdy coś źle powie albo zrobi, wszystko musi być na jej. Często robi na złość siostrze. Dokucza jej, a gdy interweniuję, nie wie o co chodzi, co zrobiła. Potrafi kilkanaście razy pod rząd powtarzać jedno pytanie. Obiad je ponad godzinę. Ostentacyjnie miesza w misce zupę, aż puszczają mi nerwy. Jej ojciec prędzej wpada w szał. Ja się zawsze staram ją uspokoić. Na mnie reaguje lepiej. Ale okropnie mnie boli gdy nabroi a za chwilę przychodzi jakby nigdy nic. Mogę sobie płakać, dla niej nie ma problemu. Nie wiem jak ją złamać. Atmosfera w domu często jest napięta. Wiem, że to wszystko brzmi chaotycznie, ale wierzę, że ktoś mną pokieruje. Czy to etap w którym nie obejdzie się bez rady specjalisty? Dziś też przeszła samą siebie pakując plecak - spakowała wszystkie książki bo mają mieć godzinę dodatkową mimo, że nauczycielka nie określiła że ma to być dodatkowa lekcja przedmiotowa, córka spakowała lekcje których w planie nie ma bo nie wie które będą potrzebne. Nie dała sobie przetłumaczyć że to niepotrzebny ciężar. Stanie jak słup soli i nie daje sobie pomóc. Na nic rozmowa, prośba. Nie robi na niej wrażenia że sprawia mi przykrość. Tak bym chciała nam pomóc.
Jest mądrym dzieckiem. Chodzi do pierwszej klasy, ma bardzo dobre wyniki w szkole, rewelacyjnie czyta i liczy. Ale jest uparta. Chociaż może uparta to złe określenie. W pewnych momentach zamyka się w skorupę jak orzech. Nic do niej nie dociera, nie odpowiada na pytania, stoi w miejscu i patrzy jakbym była z kosmosu. A co gorsza, wpada w taki płacz, że nie ma rady jej opanować. Nie można jej zwrócić uwagi, poprawić gdy coś źle powie albo zrobi, wszystko musi być na jej. Często robi na złość siostrze. Dokucza jej, a gdy interweniuję, nie wie o co chodzi, co zrobiła. Potrafi kilkanaście razy pod rząd powtarzać jedno pytanie. Obiad je ponad godzinę. Ostentacyjnie miesza w misce zupę, aż puszczają mi nerwy. Jej ojciec prędzej wpada w szał. Ja się zawsze staram ją uspokoić. Na mnie reaguje lepiej. Ale okropnie mnie boli gdy nabroi a za chwilę przychodzi jakby nigdy nic. Mogę sobie płakać, dla niej nie ma problemu. Nie wiem jak ją złamać. Atmosfera w domu często jest napięta. Wiem, że to wszystko brzmi chaotycznie, ale wierzę, że ktoś mną pokieruje. Czy to etap w którym nie obejdzie się bez rady specjalisty? Dziś też przeszła samą siebie pakując plecak - spakowała wszystkie książki bo mają mieć godzinę dodatkową mimo, że nauczycielka nie określiła że ma to być dodatkowa lekcja przedmiotowa, córka spakowała lekcje których w planie nie ma bo nie wie które będą potrzebne. Nie dała sobie przetłumaczyć że to niepotrzebny ciężar. Stanie jak słup soli i nie daje sobie pomóc. Na nic rozmowa, prośba. Nie robi na niej wrażenia że sprawia mi przykrość. Tak bym chciała nam pomóc.