Cześć wszystkim,
Stoję przed trudną decyzją... Jestem w związku od 5 lat, mamy 2-letnią córkę. W marcu zeszłego roku mój facet wyprowadził się tydzień po tym jak przenieśliśmy się do nowego mieszkania (wynajmowanego), bez uprzedzenia, bez jakiś znaków ostrzegawczych, tak poprostu. Jak mi to oznajmił, to jeszcze przez tydzień ze mną mieszkał a tego samego wieczoru poinstalował wszystkie możliwe aplikacje randkowe i pisał z dziewczynami. Zostałam sama z małą, bez pracy, bez kasy, z mieszkaniem za 1800zł miesięcznie. Stwierdził, że ma za krótką smycz, brakuje mu imprezowania i kawalerskiego życia. Żeby jakoś przeżyć czas aż mała dostanie się do żłobka, zamieszkała ze mną mama, pomagała mi finansowo. Po pół roku on stwierdził, że to jednak nie to i że chce wrócić do nas. Dużo rozmawialiśmy o tym i zgodziłam się. Teraz myślę, że przestraszył się, że inny facet mógłby wychowywać jego dziecko. Na poczatku było całkiem fajnie, teraz jest gorzej niż kiedykolwiek. Ciągle mnie okłamuje, wmawia mi różne rzeczy jakbym była kretynką, pakuje nas w finansowe problemy. Nie minie pół godziny po jego powrocie z pracy i już się wkurza na dziecko, że płacze. Ja z płaczącym dzieckiem jestem cały dzień (jest chora co chwilę), z nią na rękach gotuję obiad, nawet nie mam prawa powiedzieć, że jestem zmęczona, bo przecież tylko siedzę z dzieckiem w domu. Jak jest zdrowa, to wstaję o 5:00, szykuję siebie, później budzę ją i ogarniam, jedziemy do żłobka, później jadę do pracy, po pracy po nią i do domu, na 18:00 jesteśmy spowrotem, chwila zabawy, kolacja, mycie, usypianie i jest 20:00-21:00, później ja jem, myję się i jeszcze chwilę siedzimy. Wtedy też nie mam prawa powiedzieć, że jestem zmęczona, bo on przecież ma gorzej :/ Mocno broni swojej prywatności więc pewnie znowu robi coś czego nie powinien. Znowu zaczął unikać seksu, ciągle jest albo zmęczony albo musi wcześnie wstać. Prawie nie rozmawiamy, większość czasu spędza grając na konsoli albo wisząc na telefonie z kolegami. Z małą się nie bawi, bo twierdzi, że ona woli ze mną. Jest mnóstwo spraw, które nas dzielą i myślę, że mam już dość ciągłej walki, kłótni, tego, że dziecko na to wszystko patrzy. Chcę odejść. Tu pojawia się problem, nie mam dokąd pójść. Mieszkam we Wrocławiu, nie zarobię więcej niż minimalna, bo mam komornika dzięki niemu więc wszystko co mam ponad te 1630 jest mi zabierane. Raczej nie stać mnie na wynajęcie nawet kawalerki. Czy jestem skazana na bycie z nim żeby mieć gdzie mieszkać z dzieckiem? Może macie jakieś pomysły co zrobić, jak to rozwiązać?
Stoję przed trudną decyzją... Jestem w związku od 5 lat, mamy 2-letnią córkę. W marcu zeszłego roku mój facet wyprowadził się tydzień po tym jak przenieśliśmy się do nowego mieszkania (wynajmowanego), bez uprzedzenia, bez jakiś znaków ostrzegawczych, tak poprostu. Jak mi to oznajmił, to jeszcze przez tydzień ze mną mieszkał a tego samego wieczoru poinstalował wszystkie możliwe aplikacje randkowe i pisał z dziewczynami. Zostałam sama z małą, bez pracy, bez kasy, z mieszkaniem za 1800zł miesięcznie. Stwierdził, że ma za krótką smycz, brakuje mu imprezowania i kawalerskiego życia. Żeby jakoś przeżyć czas aż mała dostanie się do żłobka, zamieszkała ze mną mama, pomagała mi finansowo. Po pół roku on stwierdził, że to jednak nie to i że chce wrócić do nas. Dużo rozmawialiśmy o tym i zgodziłam się. Teraz myślę, że przestraszył się, że inny facet mógłby wychowywać jego dziecko. Na poczatku było całkiem fajnie, teraz jest gorzej niż kiedykolwiek. Ciągle mnie okłamuje, wmawia mi różne rzeczy jakbym była kretynką, pakuje nas w finansowe problemy. Nie minie pół godziny po jego powrocie z pracy i już się wkurza na dziecko, że płacze. Ja z płaczącym dzieckiem jestem cały dzień (jest chora co chwilę), z nią na rękach gotuję obiad, nawet nie mam prawa powiedzieć, że jestem zmęczona, bo przecież tylko siedzę z dzieckiem w domu. Jak jest zdrowa, to wstaję o 5:00, szykuję siebie, później budzę ją i ogarniam, jedziemy do żłobka, później jadę do pracy, po pracy po nią i do domu, na 18:00 jesteśmy spowrotem, chwila zabawy, kolacja, mycie, usypianie i jest 20:00-21:00, później ja jem, myję się i jeszcze chwilę siedzimy. Wtedy też nie mam prawa powiedzieć, że jestem zmęczona, bo on przecież ma gorzej :/ Mocno broni swojej prywatności więc pewnie znowu robi coś czego nie powinien. Znowu zaczął unikać seksu, ciągle jest albo zmęczony albo musi wcześnie wstać. Prawie nie rozmawiamy, większość czasu spędza grając na konsoli albo wisząc na telefonie z kolegami. Z małą się nie bawi, bo twierdzi, że ona woli ze mną. Jest mnóstwo spraw, które nas dzielą i myślę, że mam już dość ciągłej walki, kłótni, tego, że dziecko na to wszystko patrzy. Chcę odejść. Tu pojawia się problem, nie mam dokąd pójść. Mieszkam we Wrocławiu, nie zarobię więcej niż minimalna, bo mam komornika dzięki niemu więc wszystko co mam ponad te 1630 jest mi zabierane. Raczej nie stać mnie na wynajęcie nawet kawalerki. Czy jestem skazana na bycie z nim żeby mieć gdzie mieszkać z dzieckiem? Może macie jakieś pomysły co zrobić, jak to rozwiązać?