Dziewczyny, pomóżcie. Mój sześciolatek od jakichś dwóch tygodni co noc przychodzi do naszego, rodziców, łóżka. Odprowadzam go z powrotem wówczas, ale za chwilę znów wraca. Potrafimy tak latać z pokoju do pokoju przez długie godziny. Nie pomaga tłumaczenie, że noc jest od spania, że ciało musi wypocząć przed kolejnym dniem, itp., nie pomaga ulubiona lampka w pokoju. Dziecko chce ze mną, bo 'przytulić', bo boi się, że będą mu się śniły koszmary...
Jestem tak wyczerpana tą sytuacją, że jak tylko się rano budzę, jestem już wkurzona, bo niewyspana i obolała. Poświęcam wtedy mniej uwagi dziecku i łatwo mnie wyprowadzić z równowagi. Masakra jest. Staram się być konsekwentna, ale wychodzi mi to bokiem, bo dziecko zamiast stracić zapał, tak długo walczy, że kończy się zwykle tak, że albo jestem tak wyczerpana, że padam i przestaję kontaktować, że ten koło mnie leży znowu, albo po wielu godzinach, zwykle już nad ranem, ryczę w kuchni z bezsilności.
Rozmowa w ciągu dnia też nic nie daje, bo w nocy znów jest to samo.
Mały od długiego czasu śpi sam w łóżku, ale do swojego pokoju przeniósł się jakieś trzy tygodnie temu, bo stwierdził, że jest już duży i gotowy, by tam spać. No ale jednak nie do końca... Co robić?
Jestem tak wyczerpana tą sytuacją, że jak tylko się rano budzę, jestem już wkurzona, bo niewyspana i obolała. Poświęcam wtedy mniej uwagi dziecku i łatwo mnie wyprowadzić z równowagi. Masakra jest. Staram się być konsekwentna, ale wychodzi mi to bokiem, bo dziecko zamiast stracić zapał, tak długo walczy, że kończy się zwykle tak, że albo jestem tak wyczerpana, że padam i przestaję kontaktować, że ten koło mnie leży znowu, albo po wielu godzinach, zwykle już nad ranem, ryczę w kuchni z bezsilności.
Rozmowa w ciągu dnia też nic nie daje, bo w nocy znów jest to samo.
Mały od długiego czasu śpi sam w łóżku, ale do swojego pokoju przeniósł się jakieś trzy tygodnie temu, bo stwierdził, że jest już duży i gotowy, by tam spać. No ale jednak nie do końca... Co robić?