reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Święta. Radość, czy przykry obowiązek?

aniaslu

red. nacz. babyboom.pl, psycholog, admin
Członek załogi
Dołączył(a)
14 Czerwiec 2004
Postów
3 746
Miasto
Warszawa
Uświadomiłam sobie, że znam sporo osób, dla których Święta zamiast być powodem do radości są najtrudniejszym okresem w całym roku. Te osoby walczą pomiędzy niechęcią, poczuciem obowiązku i frustracją. Na samą myśl, że mają się spotkać z rodziną czują się naprawdę słabo. A jak jest z Tobą? Lubisz Święta? A jeśli nie, to w jaki sposób strasz się je przeżyć?
 
reklama
Rozwiązanie
A ja kocham święta :) Mama podchodziła co prawda do porządków rzetelnie i na święta czyściło się wszystko od piwnicy po strych, przecierało się kryształy i zaglądało w każdy kąt. My jako dzieciaki też dużo pomagaliśmy, ale nie rodziło to żadnych spięć. Dużo radia słuchaliśmy przy tym. Wigilia w małym gronie, tylko domownicy. Tata robił zakupy. Choinkę ubierały dzieciaki, nikt się nie przejmował czy jest idealna. Zawsze miała bogatszy front :D Od rana dzieciaki z tatą kroiły sałatkę jarzynową przy tym co serwowała nam tv. Ja i brat kroiliśmy drobno, tata i siostra w grubaśną kostkę, ale przynajmniej szybciej ubywało. Dania wigilijne w liczbie ograniczonej, tu już mama rządziła. U nas wszyscy lubią barszcz, do tego karp i jakaś...
Ja też kocham święta 🎅 u mnie w domu nie było presji ale mama zawsze wszystko miała zrobione co do joty. Teraz kiedy mam swoją rodzinę szczerze cieszę się tym czasem podchodzę do przygotowań na luzie :) jak czegoś nie zrobię to trudno świat się nie zawali. Ale uwielbiam świąteczną atmosferę dbam żeby w domu był świąteczny wystrój, kocham jak w domu jest czysciutko miło i pachnąco :). Najważniejsze to jest cieszyć się z tego co się ma i doceniać to, że możemy spędzić święta z rodziną bo są ludzie, którzy są biedni i okropnie samotni :(. Dlatego dziewczyny doceniamy to, że mamy dom 🏡, ciepły kąt i rodzinę z, którą możemy dzielić radość życia 😘
 
reklama
Mi święta są totalnie obojętne. U mnie nigdy nie były wynoszone do strefy sakralnej bo jestem z rodziny osób nie wierzących. Traktowane są raczej jak jakaś piękna tradycja, czy obecnie komercyjne święto. Chociaż pamiętam, że nie bardzo mi się chciało za kajta jeździć po rodzinach zwłaszcza dalszych. Obecnie to kameralne spotkania do góra 10 osób. Nigdzie daleko nie jeżdżę bo i po co? Nie ma też takiej mocy, żeby mnie zmuszono, żebym wyprawiła tą uroczystość u siebie :D oo takiego wała, ten kto wymyśla, niech sam sobie w garach stoi i napewno nie zamierzam myć okien. Bo co? Pan Jezus się na mnie obrazi? Wpadnie z białą ściereczką i mnie sprawdzi;p? Takie robienie czegoś na sile pod ludzi i bo sąsiedzi patrzą. Ograniczę się do choinki niech dzieciaki mają radość :)
 
Ja osobiście nie nawidzę świąt i tej całej gorączki świątecznej. Niestety z obowiązku, że mam męża i dzieci trzeba wyprawić jakieś małe święta. Na stole wigilijnym podaje dwa lub trzy dania byle było co zjeść.
Moje nastawienie do świąt sprawiła szkoła podstawowa. A szczególnie nawiedzona katechetka oraz osoby z którymi chodziłam do klasy. Katechetka kazała mieć 12 potraw, kazała byc radosną i szczęśliwą, dzielić się opłatkiem i prowadzić okres świąteczny zgodnie z biblią czyli ten cały post i ta cała reszta. A klasa przez wyśmiewanie, rzucania obraźliwymi tekstami.
 
Ja uwielbiam święta. Mam malutką rodzinę, która zawsze stoi za mną murem a święta są cudowne, rodzinne i ciepłe. Teraz, gdy już nie ma z nami mojej Babci, to dodatkowo czas na nostalgię i wspominanie. Ot, taki czas w roku na który czekam z utęsknieniem i zawsze pojawia się łezka w oku, że tak szybko mijają.
 
A ja kocham święta :) Mama podchodziła co prawda do porządków rzetelnie i na święta czyściło się wszystko od piwnicy po strych, przecierało się kryształy i zaglądało w każdy kąt. My jako dzieciaki też dużo pomagaliśmy, ale nie rodziło to żadnych spięć. Dużo radia słuchaliśmy przy tym. Wigilia w małym gronie, tylko domownicy. Tata robił zakupy. Choinkę ubierały dzieciaki, nikt się nie przejmował czy jest idealna. Zawsze miała bogatszy front :D Od rana dzieciaki z tatą kroiły sałatkę jarzynową przy tym co serwowała nam tv. Ja i brat kroiliśmy drobno, tata i siostra w grubaśną kostkę, ale przynajmniej szybciej ubywało. Dania wigilijne w liczbie ograniczonej, tu już mama rządziła. U nas wszyscy lubią barszcz, do tego karp i jakaś jeszcze inna ryba. Kompot z suszu. Śledzie na dokładkę, ale u nas nikt już ich nie mieścił. Zawsze mamie mówiliśmy że jest 12 dań, bo kompot raz, barszcz dwa, uszka trzy itd aż do 12-stu. Stół zastawialy dzieciaki, mama i tak miała mnóstwo roboty w kuchni. Fragment pisma świętego czytało najmłodsze dziecko, bardzo przejęte swoją rolą. Prezenty pod choinką były bardzo skromne, rodzice kupowali duże prezenty na mikołaja. Dzieciaki zwykle przed robiły prezenty, takie na ostatnią chwilę. Typu zdjęcie wydrukowane i dorobiona ramka albo wydrukowane dowcipy i spięte w książeczkę. Nigdy też mama nie wyrabiała się z wigilią na czas. To już była nasza tradycja :) Po wigilii my sprzątaliśmy stół, a tata zmywał naczynia, a mama mogła sobie trochę odpocząć. Potem graliśmy w planszówki albo w karty i na koniec oglądaliśmy filmy, aż wszyscy zasnęli. Pierwszy dzień świąt też taki rodzinny, dochodził kościół, cmentarz, spacer z psem. Drugi dzień to już niemoc. Za dużo jedzenia i trochę nuda, więc zwykle gdzieś jechaliśmy. Za to nie znosiłam rodzinnych obiadów w 1-wszy lub drugi dzień świąt u dalszej rodziny. Były takie nudne i sztywne. Jak trochę podrosłam to się zbuntowaliśmy i zostawałam w domu z młodszym rodzeństwem, a rodzice sami odwiedzali rodzinę. I przynajmniej się nie musieliśmy nudzić :)
Jakbym czytała o swoich świętach, z różnica jedną,bez taty, bo go nie było. Jedyne co bym dziś zmieniła, to więcej luzu w tym co trzeba, bo tak naprawdę nic nie trzeba ,jak będzie 1 ciasto mniej to nic się nie stanie, a nawet i lepiej , tyłek zbytnio nie urośnie;)
 
Rozwiązanie
Do góry