- Dołączył(a)
- 20 Sierpień 2019
- Postów
- 2
Ciążę (pierwszą) przez większość czasu miałam obarczoną cukrzycą ciążową i nadciśnieniem, dodatkowo podczas badania prenatalnego pierwszego trymestru wyszło, że dziecko nie ma noska, co może wskazywać na choroby genetyczne (co ostatecznie okazało się błędną diagnozą bo dziecko jest zupełnie zdrowe). (Chyba) właśnie te rzeczy wpłynęły na podejście moich teściów (głównie teściowej) i przez nie na swój sposób otoczyli mnie opieką jak i wsparciem m.in. codzienne wiadomości z pytaniem o wartość pomiaru cukru, wysokość ciśnienia, wyniki badań, ruchy dziecka, samopoczucie, pocieszanie gdy wyniki wychodziły poza normami, rozmowy by zająć czas gdy czekałam w kilkugodzinnej kolejce by dostać się do poradni patologii ciąży. Było to dla mnie niesamowicie miłe, szczególnie dlatego, że moja mama mając inny charakter pracy niż teściowa nie mogła sobie pozwolić chociażby na ciągłe wymienianie wiadomości ze mną, a ja mogłam liczyć na wsparcie. Wszystko uległo zmianie po narodzinach dziecka, cztery tygodnie temu. Stałam się kompletnie niewidzialna, nikt się do mnie nie odzywa. Od dalszej rodziny nie wymagam, że się o mnie zapyta, ale oni.. Nie oczekuję, że dalej będę na świeczniku, jednak tak diametralna zmiana jest dla mnie przykra, bo okazuje się, że byłam ważna póki miałam pod sercem ich wnuka.. Całą ciążę byłam nastawiona na poród naturalny, jednak przez za wysokie ciśnienie przed terminem porodu podjęto decyzję o cc. Nagła cesarka i brak pokarmu wprowadziły mnie w bardzo zły stan psychiczny, a tak naprawdę teście nigdy się nie zapytali chociażby o to jak się czuję po operacji, jak moja rana, cokolwiek, a teściowa dodatkowo dała do zrozumienia, że uznaje przewagę i ważność swojego porodu nad moim, bo ona rodziła naturalnie i mimo, że była bardzo obolała i zmęczona (poród sn) ona swoim dzieckiem musiała się cały czas opiekować sama (mi ze względu na utrudnione funkcjonowanie dziecko było co jakiś czas zabierane). Pierwszy tydzień jeszcze siedziałam z nimi, gdy nas odwiedzali, a bo wypada, a bo może jeszcze sobie o mnie przypomną, teraz zwijam się z pokoju małej gdy tylko przyjdą, bo jest mi najzwyczajniej przykro, że już nic dla nich nie znaczę, a tak naprawdę czuję, że nie zauważają, że mnie tam nie ma. Bardzo mi ta sytuacja uprzykrza życie, bo nie mogę się cieszyć się dzieckiem z całą rodziną. Czy jestem przewrażliwiona? Jak sobie poradzić z tym uczuciem?