A ze mną było tak...
Tesciowa przyjechała o 10 rano i pierwsze co powiedziala to " juz mnie zobaczyłaś wiec bedziesz rodzić hehehe".Mialam miesiaczkowe bole ale nic nie mowilam bo nie chcialam zapeszac.po 12 poszlysmy na male zakupki.Jak robilam obiad to musialam co chwilke siadac bo mnie straaaaasznie plecy bolały i skurcze łapaly.Od razy co 5 min.Stwierdzilam,że sie wykąpie i pojedziemy na porodowke zobaczyc co i jak..jak tylko uchylilam bielizne zobaczylam krew-już wiedziałam że sie zaczęło...Byla godzina 17:00
Przyjęla mnie bardzo mila położna i stwierdziła ze jest to pierwsza faza porodu i zapytala czy juz chce znieczulenie,ja stwierdzilam ze poczekam.po 10 min chcialam znieczulenie w gazie ktore jakos mi nie pomagało.skurcze byly juz co 3 min...poprosiłam o dimorfine (tak mnie plecy bolały,że myslalam ze nie wyrobie...) i tak po tej morfinie zrobilam sie taka ospala ze ledwo na oczy widzialam a skurcze byly prawie niewyczuwalnie.Tescowa wygłądała na strasznie zmeczona wiec kazałam męzowi ja odwiezc do domu bo nie wiadomo bylo ile to potrwa a byla juz 23.00.Darek odwozl Mame i wroci po pol godziny a u mnie akcja porodowa sie prawie zatrzymala-niemal niewycowalne skurcze co 10 min.bylismy pewnie ze o 24.00 odesla mnie do domu ale zmieniły sie zmiany na porodowce i nowa polozna stwiedzila ze jezeli sie nic nie ruszy to przebija mi wody plodowe tak zebym wkoncu urodzila...rozwarcie mialam na 4 cm a ja przyjechalam to mialam na 3 czyli przez 6 h 1 cm roznicy...Poskakałam na pileczce i od razu bylo 6 cm

Zrobiono mi masaz szyjki macicy i bole wrocily ze zdwojona sila...znowu wzielam znieczulenie choc efekt ospania mi strasznie przeszkadzal ale bol stawal sie nie do zniesienia...
Jakos po 3:00 przebito mi wody i sie zaczelo...Bol nie z tej ziemi

Duzo by pisac o krzyku,placzu i prosb o pomoc...Nikt na caalej porodoce sie tak nie darła jak ja...W tym wszystkim Moj Mąż okazał sie Aniołem-gdyby nie Darek nie dałabym sama rady-cały czas trzymał mnie za reke i wspieral "Kasia dasz rade,jestes silna,Malenka zaraz bedzie na swiecie i to wszystko minie...Kochanie razem przez to przjdziemy-bedziemy przec razem..."
o godzinie 5:50 Natalcia przyszła na świat i dali mija od razu w ramona...nie mogłam uwieżyć wlasnemu szczesciu...taka malutka istotka...
Załozono mi kilka szwow ale nie bylam nacinana choc musze przyznac ze w chwilach najwiekszych boli prosilam o naciecie.
Do domu wypuscili mnie tego samego dnia po poludniu-chcialam isc do domu bo wiedzialam ze szybciej dojde do siebie.
Natalka jest baaardzo grzeczna-prawie wcale nie płacze tyko czasem sobie tak pomruczy

Mam ogromne wsparcie ze strony meza i tescowej takze dochodze do siebie-choc musze przyznac ze z siadaniem mam jeszce problemy..
Dziekuje wszystkim za slowa wsparcia i garulacje...Sorrki za styl pisania ale jeszce mi sie cieszko przestawic (chyba z wprawy wyszlam,caly czas nasłu****e jak tam Mala...)
Pozdrawiam wszystkie rozpakowane i te ktore jeszce czekaja na swoja kole.Buziczki