Witam,nie wiem do końca czy powinnam to tutaj pisac,ale nie mam z kim o tym porozmawiać .
Ale moze zaczne od tego ze jestem mamą prawie dwuletniego maluszka.
Z jego ojcem bylam "jesteśmy" kilka lat ze sobą.
Podczas ciąży go nie bylo.
Doslownie i w przenośni.
Potrafil nie odzywac sie kilka tygodni nie pytając o badania ani o nasze maleństwo
nie chcial mi pomoc finansowo a na tamten moment nie mialam zadnych dochodów .
O pieniądze na badania musialam prosic swoją mamę.
Mieliśmy razem zamieszać po porodzie.
Jednak on stwierdził ze dobrze mu u mamy bo nie musi calej wypłaty jej dawax a tak by bylo w przypadku wynajmu mieszkania.
Gdy urodzil sie nasz syn ,na drugi dzień od powrotu ze szpitala do domu on zapisal sie na siłownię i przychodzil tylko na godzine pod wieczór gdy mały byl juz wykapany i spal.
W niczym mi nie pomagal.
Ale od jakiegos roku ja czuje sie gorzej niz smiec.
Szanowny ojciec zapomniał chyva jak mam na imie bo zwraca sie do mnie tylko "szmato" "kurw*" itp
Zdarzyło sie raz ze mnie uderzyl,ale ja go sprowokowalam.
Olewa nasze dziecko, przychodzi kiedy chce wychodzi kiedy chce.
Nie pozwala mi wychodzić ze znajomymi nawet raz na 3 miesiące.
Wykręca mi ręce np. podczas gdy ja prowadzę samochód a powiem cos nie tak jak by on chcial.
4 razy w miesiącu w weekendy mam zajęcia (zaoczne ) i ciągle mnie oszukuje
kiedy prosze zeby byl np.o 8 bo mam egzaminy specjalnie przyjdzie o 10 i smieje mi sie w twarz
Nie mam zasądzonych alimentów. Na początku dogadalismy sie ze bedzie płacił co miesiąc 500zl.
A miesiąc w miesiąc odkąd nasz syn sie urodził ten sam cyrk "nie dam ci" "radz sobie sama" " dam ci 200zl i *********j"
Staram sie organizować jakies fajne wycieczki do parkow rozrywki zeby nasz synek chodzil uśmiechnięty i zadowolny (oczywiście za siebie, za syna i za paliwo do samochodu place ja") a on i tak ma zawsze problem bo ma za siebie samego zapłacić
jest mi strasznie przykro
i wstyd przed samą soba
chcialabym dla swojego syna jak najlepiej
mama tata wspólne mieszkanie
a nie moge mu tego dac
placze codziennie na sama mysl ze on moze łaskawie przyjdzie i znowu będzie "ty szmato" " ty kurw* jeban*"
JESTEM DOSŁOWNIE KŁĘBKIEM NERWÓW
niby nie mieszkamy razem a ja mimo to nie potrafię sie uwolnic z tego tokstycznego zwiazku.
Ale moze zaczne od tego ze jestem mamą prawie dwuletniego maluszka.
Z jego ojcem bylam "jesteśmy" kilka lat ze sobą.
Podczas ciąży go nie bylo.
Doslownie i w przenośni.
Potrafil nie odzywac sie kilka tygodni nie pytając o badania ani o nasze maleństwo
nie chcial mi pomoc finansowo a na tamten moment nie mialam zadnych dochodów .
O pieniądze na badania musialam prosic swoją mamę.
Mieliśmy razem zamieszać po porodzie.
Jednak on stwierdził ze dobrze mu u mamy bo nie musi calej wypłaty jej dawax a tak by bylo w przypadku wynajmu mieszkania.
Gdy urodzil sie nasz syn ,na drugi dzień od powrotu ze szpitala do domu on zapisal sie na siłownię i przychodzil tylko na godzine pod wieczór gdy mały byl juz wykapany i spal.
W niczym mi nie pomagal.
Ale od jakiegos roku ja czuje sie gorzej niz smiec.
Szanowny ojciec zapomniał chyva jak mam na imie bo zwraca sie do mnie tylko "szmato" "kurw*" itp
Zdarzyło sie raz ze mnie uderzyl,ale ja go sprowokowalam.
Olewa nasze dziecko, przychodzi kiedy chce wychodzi kiedy chce.
Nie pozwala mi wychodzić ze znajomymi nawet raz na 3 miesiące.
Wykręca mi ręce np. podczas gdy ja prowadzę samochód a powiem cos nie tak jak by on chcial.
4 razy w miesiącu w weekendy mam zajęcia (zaoczne ) i ciągle mnie oszukuje
kiedy prosze zeby byl np.o 8 bo mam egzaminy specjalnie przyjdzie o 10 i smieje mi sie w twarz
Nie mam zasądzonych alimentów. Na początku dogadalismy sie ze bedzie płacił co miesiąc 500zl.
A miesiąc w miesiąc odkąd nasz syn sie urodził ten sam cyrk "nie dam ci" "radz sobie sama" " dam ci 200zl i *********j"
Staram sie organizować jakies fajne wycieczki do parkow rozrywki zeby nasz synek chodzil uśmiechnięty i zadowolny (oczywiście za siebie, za syna i za paliwo do samochodu place ja") a on i tak ma zawsze problem bo ma za siebie samego zapłacić
jest mi strasznie przykro
i wstyd przed samą soba
chcialabym dla swojego syna jak najlepiej
mama tata wspólne mieszkanie
a nie moge mu tego dac
placze codziennie na sama mysl ze on moze łaskawie przyjdzie i znowu będzie "ty szmato" " ty kurw* jeban*"
JESTEM DOSŁOWNIE KŁĘBKIEM NERWÓW
niby nie mieszkamy razem a ja mimo to nie potrafię sie uwolnic z tego tokstycznego zwiazku.