- Dołączył(a)
- 4 Maj 2019
- Postów
- 4
Dzień dobry drogie mamy,
Piszę ponieważ jestem w dużej kropce, przeszukałam internet nie znalazłam podobnego problemu, tak samo lekarz pediatra rozkłada ręce, specjalista (neurologopeda) uważa, że problemu nie ma. Jednak zacznę od początku.
Mój maluch jest moim pierwszym dzieckiem.
Mój synek ma 17 miesięcy, przez pierwszy rok życia nie chorował, nie było problemów z jedzeniem, karmiłam go moimi gotowanymi obiadkami. Jedynym problemem było, że nie chciał jeść biszkopcików bo zwykle po nich zwracał, tak samo było po owocach. Pediatra uznała, że problem zniknie sam. Kiedy synek miał 11 miesięcy poszedł do żłobka, od razu w żłobku zasygnalizowali problem, że synek zwraca po każdym stałym posiłku. Niestety tym samym zaczął często chorować. Trzy tygodnie w domu, tydzień w żłobku i tak było nagminnie. Jak miał 13 miesięcy udało się, że dostaliśmy się do neurologopedy, która stwierdziła że synek ma lekką nadwrażliwość oralną (i na postawieniu diagnozy się skończyło ot co). W między czasie badania wykazały astmę oskrzelową u synka i niedobór odporności, więc zrezygnowałam z pracy zawodowej i zostałam z synkiem w domu (niestety nie mamy pomocy rodzin bo teściowie pracują za granicę a moi rodzice pracują zawodowo) bo oraz niedobór żelaza, na chwilę obecną (do czasu rozpoczęcia leczenia) ma zakaz kontaktów z grupami dziećmi, podróżowania komunikacją miejską, jednym słowem zakaz na wszystko gdzie są duże grupy ludzi.
I tu zaczyna się problem, synek przez często chorowanie praktycznie nic nie jadł, był na mleku oraz kaszce co i to często odrzucał. Neurologopeda kazała (!) odstawić moje gotowane obiady, i kazała dawać dziecku przez 2 tygodnie kupowane obiadki by unormować jego jedzenie (?), i znaleźć sedno problemu wymiotów.
Od tego momentu, synek nie je moich gotowanych obiadów, nawet ich nie chce spróbować. (a neurologopeda stwierdziła, że problemu nie widzi bo dziecko je i tyle było z pani doktor)
- próbowałam dawać mu mój obiadek w słoiczku - nie pomogło
- próbowałam gotować obiady z takim samym składem co w słoiczku - nie pomogło
- próbowałam karmić ulubionego misia i potem synka - nie pomogło
- próbowałam odwrócić jego uwagę piosenką lub bają - nie pomogło.
- zachęcam za każdym razem - nie pomaga
- kolorowy talerz - kończy się wywaleniem poza krzesełko.
Jestem załamana, mój synek ma 17 mc, i nie je owoców, nie je warzyw, nie je chrupek kukurydzianych czy biszkoptów, chlebek, chałka. One go nie interesują. Zawsze codziennie ma miseczkę w dostępnym miejscu, zachęcam go, lub po prostu nic nie mówię by sam się zainteresował, nic. On nie chce w żaden sposób spróbować ani moich obiadków ani pokarmu stałego, Jeżeli jakimś cudem uda mi się go przekonać to otwiera usta i jak tylko poczuje na wargach to się krzywi i odtrąca. Jeżeli jakimś cudem uda mi się zachęcić go do spróbowania mojego obiadku, to wypluwa. Zaznaczę, że synek też nie gryzie (przynajmniej tak mi się wydaje, a neurologopeda po prostu uznała że nie może nic sprawdzić bo synek przy niej nie chce jeść, a jak kazała nagrywać sobie filmy z karmienia synka to pozostawało to bez echa)
Byłam głupia wierząc lekarce, ale nie mając też żadnej pomocy/wsparcia ze strony bliskich bym mogła się doradzić, porozmawiać to zaufałam.
Nie wiem jak nadrobić stracony czas i jak naprawić mój błąd. Bo jest w tym moja wina. Synek poza sferą jedzenia jest bardzo pogodnym i szybko uczącym się maluchem.
Bardzo was proszę drogie mamy, pomóżcie.
Szukałam pomocy, ale większość osób życzy sobie po 200-300 zł za konsultacje, nie stać mnie. Jedzenie synka zjada cały budżet. Codziennie staram się mu dostarczać owoce, warzywa, pieczywo, gotuję obiadki a kończy się i tak na kupnych. Nie wiem jak go przekonać do gryzienia, do nauki, jak go zachęcić do jedzenia ...
Przepraszam za tak chaotyczny i długi post, jednak naprawdę nie wiem już co zrobić. Do jakiego lekarza się udać może? (zaznaczę, że w grę wchodzi tylko nfz niestety)
A może psycholog dziecięcy ?
Piszę ponieważ jestem w dużej kropce, przeszukałam internet nie znalazłam podobnego problemu, tak samo lekarz pediatra rozkłada ręce, specjalista (neurologopeda) uważa, że problemu nie ma. Jednak zacznę od początku.
Mój maluch jest moim pierwszym dzieckiem.
Mój synek ma 17 miesięcy, przez pierwszy rok życia nie chorował, nie było problemów z jedzeniem, karmiłam go moimi gotowanymi obiadkami. Jedynym problemem było, że nie chciał jeść biszkopcików bo zwykle po nich zwracał, tak samo było po owocach. Pediatra uznała, że problem zniknie sam. Kiedy synek miał 11 miesięcy poszedł do żłobka, od razu w żłobku zasygnalizowali problem, że synek zwraca po każdym stałym posiłku. Niestety tym samym zaczął często chorować. Trzy tygodnie w domu, tydzień w żłobku i tak było nagminnie. Jak miał 13 miesięcy udało się, że dostaliśmy się do neurologopedy, która stwierdziła że synek ma lekką nadwrażliwość oralną (i na postawieniu diagnozy się skończyło ot co). W między czasie badania wykazały astmę oskrzelową u synka i niedobór odporności, więc zrezygnowałam z pracy zawodowej i zostałam z synkiem w domu (niestety nie mamy pomocy rodzin bo teściowie pracują za granicę a moi rodzice pracują zawodowo) bo oraz niedobór żelaza, na chwilę obecną (do czasu rozpoczęcia leczenia) ma zakaz kontaktów z grupami dziećmi, podróżowania komunikacją miejską, jednym słowem zakaz na wszystko gdzie są duże grupy ludzi.
I tu zaczyna się problem, synek przez często chorowanie praktycznie nic nie jadł, był na mleku oraz kaszce co i to często odrzucał. Neurologopeda kazała (!) odstawić moje gotowane obiady, i kazała dawać dziecku przez 2 tygodnie kupowane obiadki by unormować jego jedzenie (?), i znaleźć sedno problemu wymiotów.
Od tego momentu, synek nie je moich gotowanych obiadów, nawet ich nie chce spróbować. (a neurologopeda stwierdziła, że problemu nie widzi bo dziecko je i tyle było z pani doktor)
- próbowałam dawać mu mój obiadek w słoiczku - nie pomogło
- próbowałam gotować obiady z takim samym składem co w słoiczku - nie pomogło
- próbowałam karmić ulubionego misia i potem synka - nie pomogło
- próbowałam odwrócić jego uwagę piosenką lub bają - nie pomogło.
- zachęcam za każdym razem - nie pomaga
- kolorowy talerz - kończy się wywaleniem poza krzesełko.
Jestem załamana, mój synek ma 17 mc, i nie je owoców, nie je warzyw, nie je chrupek kukurydzianych czy biszkoptów, chlebek, chałka. One go nie interesują. Zawsze codziennie ma miseczkę w dostępnym miejscu, zachęcam go, lub po prostu nic nie mówię by sam się zainteresował, nic. On nie chce w żaden sposób spróbować ani moich obiadków ani pokarmu stałego, Jeżeli jakimś cudem uda mi się go przekonać to otwiera usta i jak tylko poczuje na wargach to się krzywi i odtrąca. Jeżeli jakimś cudem uda mi się zachęcić go do spróbowania mojego obiadku, to wypluwa. Zaznaczę, że synek też nie gryzie (przynajmniej tak mi się wydaje, a neurologopeda po prostu uznała że nie może nic sprawdzić bo synek przy niej nie chce jeść, a jak kazała nagrywać sobie filmy z karmienia synka to pozostawało to bez echa)
Byłam głupia wierząc lekarce, ale nie mając też żadnej pomocy/wsparcia ze strony bliskich bym mogła się doradzić, porozmawiać to zaufałam.
Nie wiem jak nadrobić stracony czas i jak naprawić mój błąd. Bo jest w tym moja wina. Synek poza sferą jedzenia jest bardzo pogodnym i szybko uczącym się maluchem.
Bardzo was proszę drogie mamy, pomóżcie.
Szukałam pomocy, ale większość osób życzy sobie po 200-300 zł za konsultacje, nie stać mnie. Jedzenie synka zjada cały budżet. Codziennie staram się mu dostarczać owoce, warzywa, pieczywo, gotuję obiadki a kończy się i tak na kupnych. Nie wiem jak go przekonać do gryzienia, do nauki, jak go zachęcić do jedzenia ...
Przepraszam za tak chaotyczny i długi post, jednak naprawdę nie wiem już co zrobić. Do jakiego lekarza się udać może? (zaznaczę, że w grę wchodzi tylko nfz niestety)
A może psycholog dziecięcy ?