niespecjalnie rozumiem zwyczaj kupowania prezentów przedszkolankom, które nie opiekują się grupą przez kilka lat. kwiaty - tak, podziękować wypada, ale coś więcej?! spa?! litości! za co? praca z dziećmi to coś, na co te osoby się zdecydowały, nie poświęcenie, ani nie kara. czymś innym jest dla mnie proces wychowywania dziecka przez kilka lat, czy później w szkole średniej młodego człowieka. pomiędzy nauczycielem a uczniem powstaje jakaś więź i dobrze jest zostawić po sobie pamiątkę. ale pamiątkę, czy właśnie kwiaty w podzięce, a nie takie prezenty! jak słyszę o kupowaniu kompletów garnków, mikserów, dvd dla nauczycieli to mnie ponosi. wydaje mi się, że fajny album, mądra książka z dedykacją od grupy, jakaś pamiątka wykonana przez dzieci czy choćby miła maskotka to wystarczający i przede wszystkim właściwy gest. cała reszta wpisuje mi się w trend dawania komputerów z okazji pierwszej komunii - ktoś chyba myli pojęcia i nie rozumie, co jest ważne. nie cena, nie rozmach, a serce.
sama uczę młodych ludzi i gdy piszą pod moim kierunkiem prace np. licencjackie, a ja poświęcam im naprawdę dużo czasu, za który nikt mi nawiasem mówiąc nie płaci, cieszę się z kwiatów bo wiem, że doceniają to co robię. ale niczego innego bym nie przyjęła i całe szczęście, że moi studenci jeszcze nigdy na taki pomysł nie wpadli. bo niestety postawiłabym ich w krepującej sytuacji, bo nie przyjęłabym czegoś bardziej materialnego niż rośliny za coś, co jest moją pracą.
a nie, przepraszam, dostałam kiedyś własnoręcznie zrobioną kartkę z podpisami całej grupy. mam ją do dziś.