marsi89
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 5 Styczeń 2015
- Postów
- 4 841
Kochanie bardzo ci współczuję. Mam łzy w oczach bo czytam to co piszesz i powracaja też moje wspomnienia. Mimo że minęło już pół roku dalej boli. Boli mniej niż na początku ale nadal boli.Cześć.
Wiadomość o niebijącym serduszku naszej Lidki spotkała nas w niedzielę 1-go sierpnia. Staraliśmy się o nią 1,5 roku. Niestety, jestem pechowcem życia, a mój kobiecy organizm jest po prostu...do 4 liter. Walka z odzyskaniem okresu przez 2 lata (przyczyna nieznana). Przeszłam wiele diagnoz po sam PCOS, guzy nadnerczy i różne inne dziwne teorie. Diagnoza PCOS nie trzymała się kupy, ponieważ jestem na taką diagnozę według lekarzy za chuda, a moje jajniki wyglądają idealnie. Nie ćwiczę, jem normalnie. Po batalii, braniu wielu suplementów, symfolicu...udało się. Radość wymieszana z niedowierzaniem. W Dniu Matki zrobiłam test. Najszczęśliwszy Dzień Matki. Pierwsza kontrola u lekarza i...macica dwurożna! Bo przecież jak jeszcze można skopać leżącego. Myślałam, że gorzej być nie może... pomimo tego na szczęście nasza mała kruszynka rozwijała się prawidłowo. Czy mogłam spać spokojnie? Nie. Plamienia - kontrola - wszystko w porządku. W 8 tc silny krwotok. Pojechaliśmy na SOR. Dzidziuś żyje, nakaz oszczędnego trybu życia. Przyczyna krwotoku nieznana. Pomimo leżenia krwotoki powtórzyły się w 10 tc i 13 tc. Po kontroli u lekarza w środę - dziecko żyje, to dziewczynka. Krwawienia mogą wynikać z krwiaka (wreszcie lekarz zobaczył coś na USG) lub odklejającego się trofoblastu (kolejny aspekt życiowego pecha). Dodam jeszcze, że po jednym z krwawieniu, kiedy udaliśmy się na SOR, lekarz powiedział: "Po co tu przyjeżdżasz i tak Ci nie pomożemy. Dziecko albo umrze, albo donosisz". Nigdy nie wrócę już do tego szpitala.
Po kontroli we środę, w czwartek ponownie dostałam krwotoku. Jakby wszystko się działo przez badanie dopochwowe. Po każdym z nich miałam krwotok. Lekarze utwierdzali, że to nie może być przyczyną i trzeba badać. Czy aby na pewno? Tego sie już nie dowiem.
Sobota z rana... wstaję. Narzeczony robi sobie kawę, a mi nie przeszkadza jej zapach, jak zwykle. Mdłości odeszły, a ja nie czuję się jakbym była w ciąży. Lekarz uspokaja mnie, mówi, że to już 14 tc i objawy odchodzą. Może ma rację?
W niedzielę postanawiam poszukać tętna dziecka zamówionym detektorem. Szukałam intensywnie. Szukałam płacząc, bo już wiedziałam, że go nie znajdę. Czułam, że z mojej Lidki uszło życie, że jej serduszko już nie bije. Pojechaliśmy na SOR do innego szpitala. W zasadzie kliniki. Miałam nadzieję, oszukiwałam się, że może jednak wszystko jest w porządku. Lekarz robiący mi USG przez długi czas milczał. Krzyknęłam: Nie żyje?! Spojrzał na mnie, po czym smutno powiedział "Niestety proszę Pani, ale nie ma akcji serduszka". Słowa, które siedzą mi w głowie i będą ze mną do końca życia.
Musiałam zostać w szpitalu z uwagi na swoją grupę krwi. Sama, bo przecież mamy koronawirusa. Horror. Wy znacie ten horror. Ten ból, kiedy podają Ci kolejną tabletkę. Kiedy ktoś przychodzi i mówi: Jeszcze będziesz miała dzieci. Co? Ale ja nie chce innego, chce moją Lidkę. Nie rozumiem nikogo. Rano robią zabieg, bo tabletki nic nie pomogły.
A co jest hitem? Przychodzi do mnie ksiądz. Jestem wierząca. Chciałam go zapytać, dlaczego? A on mi na to, że Bóg mi chciał pokazać, że muszę zawrzeć formalny związek. Czaicie...
Brak mi słów. Brak mi mojej małej. To była moja pierwsza ciąża. Nie wiem co dalej. Zwolniłam się z pracy. Szukam powodu, szukam czegoś co miała mi uświadomić ta sytuacja. Co jest ze mną nie tak? Co jest nie tak z moim życiem?
Bo na pewno nie to, że nie zdążyliśmy wziąć ślubu.
Zaraz po poronieniu powiedzialam mojemu mężowi, że ja umarłam razem z tym dzieckiem. Nie umarłam...żyje nadal, ale jakąś cząstka mnie uciekła bezpowrotnie.
Słowa księdza bez komentarza. Jak mógł w ogóle ci takie coś powiedziec w takiej chwili. Potem się dziwią że ludzie do kościoła nie chodzą jak mamy takich księży.
Ja wierzę w Boga, codziennie się modlę, ale do kościoła chodzę od świeta. Mimo to codziennie pytalam Boga co mu to dziecko zrobiło że mi je zabrał.
Szpital też ciebie do bani potraktowal. Co się dzieje z tym światem ? Czemu taka znieczulica ?
Też mnie wkurzało jak mówili mi : jeszcze będziesz miała dzieci, masz już jedno w domu... Wiem ja to wszystko wiem ale ja tak bardzo chciałam moja Jagodę.
I rozumiem twoje obawy. Z jednej strony chcesz dziecko a z drugiej boisz się i ten seks nie sprawia przyjemności. Ja co miesięc do okresu żyje nadzieja że udało się zajść, przed okresem wpadam w panikę(bo jeśli jednak zaszłam to umrę ze strachu), a jak dostaje okres to ma załamke czemu nie jestem w ciąży. Eh.
Ja ci powiem że mnie ta cała tragedia nauczyła nic nie planowac. Bo życie i tak płata nam psikusa.
Kochana wierzę że zaświeci jeszcze dla nas wszystkich słońce