reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Porody maluszkow z brzuszkow :) [historie bez komentarzy]

ninja_muffin

Fanka BB :)
Dołączył(a)
24 Listopad 2013
Postów
232
Dzięki temu, że więcej nas z chęcią poczyta o historiach z porodówki, tych wcześniejszych i tych, które czekają nas w lipcu, mamy nowy wątek :) Minisi dziękujemy za wdzięczny tytuł ;)

Zasada jest prosta. Opowiadamy o naszych doświadczeniach i o tym jak przebiegał poród. Odważne mamy prosimy o wszystkie szczegóły, dzięki czemu myślę łatwiej będzie się przygotować na to co nieuniknione.

Wątek bez komentarzy.
 
reklama
27.08.09 stawiłam się o 8:30 w szpitalu w 39tc wywołać poród - Mała miała hipotrofię, nie było sensu dłużej jej głodzić u mnie w brzuchu. Musiałam poczekać na mojego gina, który akurat robił cc. Po wypełnieniu dokumentów i całej tej papierologii położna zaprowadziła nas na trakt porodowy. Stwierdzili, że zbadają mnie już na górze. Okazało się, że są 2cm rozwarcia. Dostałam czopek na wypróżnienie i jazda truchtać po korytarzu. Odesłałam męża do domu, bo był bez śniadania i póki co zbędny;-) Ustaliłam z lekarzem, że podpinamy oxy i przebijamy pęcherz płodowy. Skurcze były malutkie – ledwo bolesne i dosyć rzadkie i tak praktycznie do 7cm, kiedy to pozwolili mi wejść do wanny. Wrócił mąż i tak sobie gadaliśmy, ja w wannie i on obok, polewający mi brzuch wodą. Skupiałam się na oddechach i było całkiem fajnie w tej wannie. Potem mój gin kazał mi wyjść i zbadał jak akcja postępuje – 9cm (już byłam wniebowzięta).. Kazali mi chodzić i kucać. Chodziłam dookoła pompy z oxy i próbowałam kucać, ale wtedy skurcze się nasilały, więc tylko się pochylałam nad łóżkiem i kręciłam biodrami. Po
kolejnym badaniu zaczął się prawdziwy koszmar…Miałam już skurcze parte, ale zabronili mi nawet stękać – i tak stwierdzili, że Klaudia ma przodogłowie przez to, że nie potrafiłam się powstrzymać. Położna powiedziałam, żeby zeszła z łóżka, ale miałam takie skurcze, że nie mogłam się ruszyć. Udało mi się tylko klęknąć na łóżku porodowym i podeprzeć się na łokciach – do tej pory mam strupy (miesiąc po porodzie). Powiedziałam mężowi, żeby wyszedł, bo zamiast skupiać się na
oddechach, to słuchałam co mówi i bardziej mnie bolało. Ciekły ze mnie wody płodowe i krew, a ja zwijałam się na łóżku na klęczkach i próbowałam nie przeć. Po jakimś czasie przyszedł do mnie lekarz i w końcu powiedział, że jak mam ochotę to mogę już delikatnie sobie pokrzyczeć:happy: Więc darłam się jak czułam potrzebę, a czułam sporą:-D, na zmianę z dziewczyną obok – zaczęła rodzić trochę później niż ja. U niej poszło szybciej i najpierw do niej poszli lekarz i położna i zaczęła się druga faza porodu. Ja się męczyłam jak głupia, a ona obok już prawie miała dzidziusia – jak z nią skończyli (lekarz nawet jej nie
szył, tylko od razu przyszedł do mnie) to zaczęliśmy przeć. Położna i lekarz rozciągali mi krocze i mówili jak oddychać – to pamiętałam z wirtualnej SR. Za pierwszym partym wypchnęłam Klaudię tak, że lekarz poczuł włosy Klaudii. Niestety po skurczy Malutka się cofnęła i to tak, że przy kolejnych skurczach niewiele się posuwała do przodu. Gdy główka była już w pochwie ból był okropny, myślałam, że mnie rozerwie. Wtedy położna bez pytania o moją zgodę nacięła mnie – na szczęście nie poczułam, bo bym zabiła. Okazało się, że mała jest ciasno opętlona pępowiną za szyję i bark:-(, nie było czasu do stracenia. Lekarz powiedział, że musi mi pomóc, bo mam bardzo wysokie krocze i mimo tego, że ładnie i mocno prę nic z tego nie będzie. Przy każdym skurczu mówiłam, że się zaczyna, a on delikatnie napierał na mój brzuch przedramionami. Tak o wspólnych siłach o 17:55 wypchnęliśmy Klaudusię na świat. Pierwsze co poczułam po porodzie to ogromna ulga. Położyli mi córeczkę na brzuchu, wcześniej poprosiłam lekarza, żeby zawołał męża, który faktycznie już stał nade mną, bo czaił się tuż za rogiem i wszedł w dobrym momencie, więc przywitaliśmy ją razem. Wyglądała strasznie, była taka malutka (2440g 48cm), delikatna i cała sina, strasznie się bałam o jej zdrowie. Zabrali ją na badania – mąż jej towarzyszył, ja w tym czasie urodziłam łożysko, a mój lekarz mnie zszywał – trochę to trwało, myślałam, że mi tak kwiatka wydzierga:-) Szył mnie w
znieczuleniu miejscowym, więc czułam tylko czasem lekkie ciągnięcie. Przez ten czas analizowaliśmy poród. Uznaliśmy, że dobrze się stało, że wywołaliśmy poród wcześniej. Lekarz jak zobaczył Klaudię to powiedział, że fajne E.T. nam się urodziło, bo ma ogromne oczka:-p Położna mnie umyła, pomogła przeturlać się na łóżko i wywieźli mnie z boksu. Porodu nie wspominam najlepiej, ale chwila, gdy Klaudia była na moim brzuchu na zawsze utkwi mi w pamięci. Po badaniach mogłam wziąć ją do siebie, podać cycka itd. Pierwsze chwile z taką kruszynką były dla mnie związane ze sporym strachem – bałam się ją wziąć na ręce, przesunąć na łóżku, ale szybko doszłam do wprawy. Mimo bólu i strachu, na pewno zdecyduję się na kolejne dziecko.

Co jak widzicie nastąpiło;-)
 
Wypuścili mnie ze szpitala we wtorek a jeszcze tej samej nocy do nich wróciłam :) Około północy skurcze się zrobiły mocne i regularne. Leżałam na łóżku i się zastanawiałam czy mi wody nie odchodzą bo tak mi ciekło po skurczu. W końcu ok 2.30 zdecydowałam że jednak jedziemy, szpital jest 20min od nas, jak dojechaliśmy po 3 to ledwo szłam. Na porodówce okazało się że rozwarcie 4cm. Podłączyli mnie pod ktg i czekaliśmy na rozwój sytuacji. Rozwarcie słabo postępowało. dostałam czopki ale nie pomogły dużo. O godz 8 dostałam kroplówkę z oksytocyną, a ok 10 zastrzyk przeciwbólowy. Ten zastrzyk pozwolił mi nabrać sił. Potem skakałam na piłce, siedziałam na worku, byłam zmęczona cholernie, a do tego czułam że zbliżały się bóle parte. Gdzieś koło południa podłączyli mnie do tlenu, miałam 8cm rozwarcia. Położna (bardzo miła młoda dziewczyna) zbadała mnie, zrobiła masaż szyjki i skoczyło na 9cm. Kiedy przyszedł lekarz o 13 i zbadał mnie, stwierdził że niestety główka nie jest w kanale, ja jestem umęczona partymi, które wstrzymywałam jak mogłam bo nie było 10cm, i dziecko też umęczone tylogodzinnymi skurczami więc zdecydował że cesarka.Od tamtej pory wszystko pamiętam jak przez mgłę, cewnikowanie, przewiezienie na salę operacyjną. Pamiętam jak anestezjolog powiedział w momencie skurczu że to już ostatni :) Chwilę potem zzo i błogostan. Wreszcie nic nie bolało :) anestezjolog ze mną żartował a ja nawet nie zauważyłam jak szybko mi dziecko wydobyli. Pokazali mi go a ja się rozpłakałam. Wycierali mi łzy i się uśmiechali. Słyszałam jak płacze i ja też płakałam ze szczęścia:) Poród do łatwych nie należał ale powiem wam że już nie pamiętam jak to bolało ;) Maluszek wszystko wynagradza.
 
moge juz siedziec wiec i ja naskrobie
wink2.gif.pagespeed.ce.fmosKM3Vqe.gif
; w srode 10 dni po terminie poszlam do szpitala; w czwartek mialam miec wywolanie o 7 rano; wiec o 6 pobudka dostalam lewatywe
shocked.gif.pagespeed.ce.zTDkkC3Wvr.gif
; po lewatywie sie okazuje ze wszystkie sale porodowe zajete wiec trzeba czekac; czekalam do 13 <glodna jak wilk> o 13 w koncu mnie wolają dzwonie po meza; idziemy na sale przedporodowa bo porodowki dalej zajete; oczywiscie badanie kroplowka; skurcze sie pojawiaja rozwarcia brak; co pol godziny przychodzi polozna oczywiscie badanie < myslalam ze po tych badaniach urodze> co pol godziny mi lape w ... wkladala; jakie mialam szczescie ze przyszedl moj gin na zmiane i o godz 18 decyzja o odlaczeniu kroplowki bo: "nic na sile" a polozna do mnie ze by mnie przetrzymala jeszcze < stara rampucera> po 5 godzinach regularnych bolesnych skurczy oczywiscie od kregoslupa bo macica strajkowala poszlam w koncu na sale; wywalilam meza do domu zeby odpoczal; a mi skurcze nie przeszly; co 11 minut od godz 18 juz mialam; przesypialam pomiedzy; o 23;58 dostalam pierwszego takiego skurcza ze sie podnioslam z lozka; no nic sobie mysle zobacze o ktorej nastepny; 24;04 aha zbliza sie juz co 6 minut ale sobie mysle to sie jeszcze zdrzemne
biggrin.gif.pagespeed.ce.jYY3-3XSUx.gif
wytrzymalam do 2 godziny i poszlam pod prysznic; o 3 skurcze nie do zniesienia a ja sobie jeczalam w pokoju :) o 3;30 poczlapalam na korytarz chcialam sobie pochodzic troszke; niestety natchnelam sie na polozna a ze mine mialam pewnie nieszczegolna na pytanie co sie dzieje mowie ze skurcze co 4 minuty wiec mnie zagonila na porodowke; ktg badanie; rozwarcie na 3 palce; wczesniej te 5 godzin caly czas na 2,5; pol godziny minely polozna przyszla rozwarcie na 3,5; mowi ze bedziemy rodzic wiec pytam czy juz moge po meza dzwonic a ona dzwon pani bo on jeszcze nie zdazy; maz w szpitalu byl po 4 nie wiem ile bo juz bolalo :D; polozna z salowa czekaly na przebicie pecherza az maz sie zjawi :D a jesio ogolona zostalam :p; przebity pecherz a mi skurcze zanikly na 20 minut wiec sobie przyspalam trosie; jak sie pojawily to z kregoslupa ja z bolu sie wilam nawet wymiotowalam a macica nic; no ale mi sie trafila polozna i sie wziela za masowanie szyjki;
yes2.gif.pagespeed.ce.odCVgD4k4B.gif
co by tu jesio; w przedostatnim skurczu zaniklo mi tetno dziecko; polozna salowa pani pediotra i moj gin w szoku patrza na maszyna i krzycza nie przyj nie przyj - oddychaj oddychaj; ja sama nie wiem co sie dzieje skurcza mam i slysze ze mi dziecku serce nie bije; zaczelam oddychac tetno wrocilo a juz dzwonili po cesarke dla mnie; polozna jak sie wziela do roboty i mi szyjke nacisla to urodzilam za 4 skurczem; oczywiscie nacieli mnie duzo wiecej niz powinni; syn ponad 4 kilo wszyscy w szoku ja na czele dlaczego nikt nie wiedzial ze mam tak duze dziecko przeciez moglo sie zaklinowac; tak wiec od godz 4 do 5;30 spedzilam na sali porodowej; pozszywali mnie w pol godziny; polezalam z mezem i synem 2 godziny na sali i poszlam spac :) pewnie pominelam milion rzeczy ale wiecie jak jest :) trafilam na super polozna i mojego gina wiec szczescie mialam jak cholera :D
 
to i ja sie opisze
biggrin.gif.pagespeed.ce.jYY3-3XSUx.gif
biggrin.gif.pagespeed.ce.jYY3-3XSUx.gif
biggrin.gif.pagespeed.ce.jYY3-3XSUx.gif
biggrin.gif.pagespeed.ce.jYY3-3XSUx.gif

Dostalam skierowanie do szpitala na poniedzialek 04.06 nie wiedziec czemu, tylko dlatego ze moj gin mial miec dyzur wtedy, ale tak chcialam w weekend urodzic zeby mi porodu nie wywolywali... ale coz nastawiona bylam psychicznie na ten poniedzialek...
W piatek w nocy 01.06 obudzil mnie dziwny bol w podbrzuszu mysle cholera chyba okresu dostalam...
xbaffled5wh.gif.pagespeed.ic.86g2k5DKPM.webp
xbaffled5wh.gif.pagespeed.ic.86g2k5DKPM.webp
dopiero pozniej zaczailam ze to nie okres ze pewnie cos zaczyna sie dziac, maz smacznie spal, ja pochodzilam troche po domu jak zombie, dopakowalam wszystko do konca ale te dziwne bole byly bardzo regularne i bardzo czeste, nie liczylym bo wydawalo mi sie ze boli caly czas... weszlam pod prysznic, bylo mi bardzo przyjemnie grzalam sie tam dobra godzine, ale bole nie znikaly... wygolilam sie przepieknie jak nigdy
wink2.gif.pagespeed.ce.fmosKM3Vqe.gif
wink2.gif.pagespeed.ce.fmosKM3Vqe.gif
umylam wlosy i wyszlam no i sie zaczelo, mysle juz nie zdaze wymodelowac sobie wlosow... (wydawalo mi sie to wielkim problemem) wyszlam z wody i zaczely sie inne bole promieniujace od kregoslupa a to juz nie bylo fajne, co skurcz musialam klekac, meza dalej nie budzilam, mysle mamy czas ja do szpitala jeszcze nie chce... ale jak juz bole byly nie do zniesienia obudzilam go i od razu kazalam sobie masowac plecki... Moj M zrobil sobie jeszcze kawke ja wypilam herbatke z lisci malin jeszcze
xlaugh.gif.pagespeed.ic.3EWxJjzyNf.webp
ubralismy sie i ruszylismy... Do szpitala mamy jakies 20 km cala ta droge wspominam jak meke, nie mialam jak sobie znalezc miejsca tak mnie wyginalo... ale mysle boli ale to jeszcze nie sa tak silne bole ktore bym nie mogla zniesc... w miedzyczasie zadzwonilam do swojej poloznej zeby przyjechala juz do szpitala bo rodzimy chyba, na porodowce bylismy kolo 5 rano w sobote 02.06 kazali mi sie przebrac dali pokoj, maz poszedl zalatwiac papierki, czekalam juz na niego z utesknieniem bo przy skurczach byl niezbedny, bylo mi o niebo lepiej jak z calych sil masowal mi krzyz. Podlaczyli mnie pod KTG to bylo straszne plecy bola a tu nie wolno sie ruszac, ale wytrzymalam te 40 min, polozna stwierdzila ze skurcze sa dosc slabe!!!!
shocked.gif.pagespeed.ce.zTDkkC3Wvr.gif
shocked.gif.pagespeed.ce.zTDkkC3Wvr.gif
shocked.gif.pagespeed.ce.zTDkkC3Wvr.gif
i ze pewnie wieczorem urodze... zdemotywowala mnie cholernie, bo bolalo a oni mi mowia ze dopiero wieczorem urodze... Wzielam pilke i zaczelam skakac na niej jak wariatka, jak dziecko w przedszkolu, smialismy sie z mezem ze jakby ta pilak miala uszy to skakalabym tak po calej porodowce...
xlaugh.gif.pagespeed.ic.3EWxJjzyNf.webp
xlaugh.gif.pagespeed.ic.3EWxJjzyNf.webp

Przyjechala moja polozna ktora sobie wynajelismy, pyta czy mnie ktos badal, ja na to ze nie jeszcze, ze mialam tylko KTG. Przyszedl lekarz zaglada i mowi ze kladziemy sie bo mam juz rozwarcie na 8cm!!! Nie moglam uwierzyc temu szczesciu, nie bylo jeszcze 6 rano a ja juz mialam 8cm... Polozna nalala mi jeszcze wody do wanny i tam bylo boosko posiedzialam moze z 10 min bo zaraz zaczely sie parte... Szybka akcja wyjscie z wody i na lozko, powiem szczerze ze te bole parte to dla mnie juz byly balsamem, cieszylam sie ze znikl ten bol z kregoslupa i caly czas nie moglam uwierzyc w to ze akcja tak szybko sie rozgrywa... caly czas czekalam na cos mocniejszego...tzn nastawiona bylam na duzo mocniejszy bol... co mnie milo zaskoczylo kilka parc i Karol byl juz z nami nim sie obejrzalam ciagnal juz cycka a lekarka mnie zszywala... Co tez nic nie bolalo, naciecie tez, chociaz wiem kiedy mnie nacinala... Euforii jako takiej nie bylo bo bylam caly czas w szoku ze to juz... Dziewczynki grunt moim zdaniem to dobre i pozytywne nastawienie, mnie duzo daly wlasnie te masaze meza, skoki na pilce i oddechy, bylam tak skupiona na oddechach ze wylaczalam sie zupelnie.... Tak ze jednym zdaniem porod bede wspominac bardzo milo, dla mnie zadna trauma, tak to ja moge rodzic...
xlaugh.gif.pagespeed.ic.3EWxJjzyNf.webp
xlaugh.gif.pagespeed.ic.3EWxJjzyNf.webp
xlaugh.gif.pagespeed.ic.3EWxJjzyNf.webp

Kazdej zycze takiego porodu, szybkiego i sprawnego i w miare bezbolesnego (bolalo, ale myslalam ze bedzie gorzej)
Teraz jak patrze na ta kochana mordke to juz nic sie nie pamieta...
ps. był rok 2012 a ja pamietam wszystko jakby bylo to tydzien temu i powiem szczerze ze porod to byla najpiekniejsza rzecz jaka mnie w zyciu spotkala do dzis wspominam to z wypiekami na twarzy i lekkim podnieceniem....​




 
Teraz moja kolej:) Bardzo chciałam urodzić w styczniu i po cichu na to liczyłam.Jakoś ok 27, 28 grudnia zobaczyłam pierwsze objawy świadczące o zbliżającym się porodzie-krew na wkładce.30 grudnia zaczął boleć mnie brzuch. Jeszcze wtedy łudziłam się że to nie skurcze ;) Pojechałam do szpitala na ktg, wszystko było ok. Serduszko w normie, skurczy niby brak. Jak się okazało fałszywy alarm. Pojechaliśmy z M. do domu, wzięłam coś na zatrzymanie akcji. Mimo to skurcze były i to czasem tak silne ze myslałam ze nie wyrobie...Tak się męczyłam do godziny 17 31-go. Zaczęłam mieć regularne skurcze co 5-6 minut i pojechaliśmy do szpitala. MÓJ M.był przerażony, ja też.. Pielęgniarki były super, byłam w szoku, że próbują mnie zagadywać, ogólnie na 6-ke jeśli chodzi o podejście do pacjenta. Pielegniarka pytala czy maz rodzi ze mna, ja na to ze nie, a ona pyta czy bym chciala zeby byl przy porodzie, ja na to ze tak ale nie bede go zmuszac. Poszla do niego i nie wiem co mu powiedziala ale został :)))) Okazalo sie ze mialam juz rozwarcie na 7-8 centymetrow.Ból przy skurczach był tak okropny, az trudno mi o tym myslec. Poza tym mialam skurcze w duzych odstepach i mimo kroplówek, ktore nie podzialaly, widzialam ze sa zaniepokojeni. Gdyby nie M. to nie wiem jak bym to zniosla... Blagalam o znieczulenie ale okazalo sie ze w tym szpitalu nie daja znieczulenia:\ Musieli mnie naciac, po czym o 20.57 urodzil sie Mikolaj :) Nie moglam uwierzyc, ze naprawde urodzilam ze to moje dziecko...M. przecial nawet pepowine :) Szycie to klejny koszmar, niby dostalam znieczulenie, ale nie wiem gdzie, bo czulam jakby mnie zszywali na zywca.Noc Sylwestrowa spedzilam w szpitalu. Mialam sama sale do wieczora nastepnego dnia.O północy widzialam przez okno fajerwerki, a obok spal Mikołaj. Mozna sobie wyobrazic lepszego Sylwestra?
Niestety dopadla mnie depresja, caly czas plakalam, wszystko mnie dobijalo, maly plakal bez powodu.
Z smiesznych sytuacji przy porodzie-M. nie wzial ze soba papierosow do szpitala. Miedzy skurczami mówie do niego jedz na stacje i kup. Nie chcial jechac, a ja do niego-jak mnie zlapie skurcz to cie nie puszcze wiec lepiej sie decyduj.No i pojechal hehe, nie było go chyba niecale 10 minut, niezly wynik jak na trase ktora przejechal:))), jak sobie to przypomne to smiac mi sie chce :)))
 
No to i ja się dopiszę :tak: Mój pierwszy poród, w dodatku w UK, więc trochę inaczej niż w Polsce... ;-)


Zacznę od tego, że mimo wielu usg nasze dziecko nie chciało nam pokazać, co ma między nogami...
wink_smile.gif


W nocy z 22 na 23 grudnia miałam duże problemy ze snem. Obudziłam się o 00:55 w nocy 23 grudnia i zanotowałam jakieś skurcze, lekkie, ale regularne. Nie patrzyłam na zegarek co ile dokładnie się pojawiają, ale czułam, że to będzie TEN DZIEŃ
wink_smile.gif

W ciągu nocy przebudzałam się jeszcze kilka razy i skurcze nadal nie ustawały. Wstaliśmy dość wcześnie rano, bo o 9:00 miałam kontrolną wizytę w szpitalu. Myślałam, że z robią nam jakieś ktg, w końcu to był już 42tc, Ale gdzie tam - lekarz wybadał dłońmi ułożenie Małej, zbadał ciśnienie (podwyższone) i siusiu. Nie mógł dopplerem znaleźć serca, a w dodatku Mała nie ruszała się więc zrobili mi błyskawiczne półminutowe usg na którym na szczęście okazało się, że Gaba po raz kolejny się chowa. Skurcze tymczasem przybrały na sile, pojawiając się średnio co 7 minut. Lekarz zlekceważył moje spostrzeżenia o skurczach i wypisał termin wywołania na poniedziałek 26 grudnia o 8:00 rano.

Po szpitalu pojechaliśmy do znajomych w odwiedziny. Mieliśmy zostać tylko godzinę, ale zasiedzieliśmy się wspólnie aż 4
wink_smile.gif
W międzyczasie skurcze dalej powoli przybierały na sile i pojawiały się już co 4 minuty. Wszyscy byli spanikowani, że mam dzwonić na IP i pytać czy przyjechać, ale ja byłam dziwnie spokojna w tym temacie i humor miałam wyśmienity - jak nigdy! W końcu zadzwoniłam, zapytałam, opisałam co i jak. Kazali wziąć długą kąpiel i obserwować skurcze. Gdyby były co 2-3 minuty i długie, to mam przyjechać. Zawinęliśmy się z G. do domku, tam wzięłam kąpiel, skurcze nie przechodziły. Wydłużyły się do minuty i pojawiały co 3. W dodatku odszedł mi czop więc ponownie zadzwoniłam i zapytałam co robić. Kazali przyjechać.

Około 16:30-17:00 byliśmy już w szpitalu. Podpięto mnie do ktg, skurcze co 3 minuty na 50-60%. Sprawdzono mi rozwarcie, ale niestety tylko 1cm. Dodatkowo podczas badania czop odszedł już zupełnie. Skurcze bolały, ale ja dalej byłam spokojna. Położne stwierdziły, że jestem ZA SPOKOJNA i wobec tego mam jechać do domu i wrócić KIEDY NAPRAWDĘ BĘDZIE BOLAŁO
angry_smile.gif

Myślałam, że szlag mnie trafi... Zebraliśmy więc manatki i pojechaliśmy do mojej mamy, chciałam pomóc jej w przygotowaniach do wigilii. Skurcze dalej co 3 minuty, bolą mocno.

U mamy byliśmy... hm... może z 45 minut? Wkurzona byłam niesamowicie. Powiedziałam mamie, że mogłyby mi przynajmniej wody odejść, to już bym wiedziała, że rodzę, bo inaczej to ja już sama nie wiem skoro mnie odsyłają z takimi częstymi skurczami. Chciałam jej pomóc w czymś, ale tak mnie bolało, że położyłam się na kanapie. Naraz czuję i słyszę: "BUM!"

"Ohooo... Chyba wody?..." - pomyślałam, zwlekając się z kanapy. Kilka kroków później nie miałam już wątpliwości Ale do łazienki zdążyłam
wink_smile.gif

Dzwonię po raz kolejny z pytaniem, czy mam przyjechać? Tym bardziej, że zaczęłam krwawić żywą, czerwoną krwią. Kazali przyjechać, jeśli czuję, że muszę
whatchutalkingabout_smile.gif
angry_smile.gif

Pojechaliśmy. Minęła - uwaga! - godzina, odkąd wyszliśmy ze szpitala po KTG (po co nas odsyłali?...) Po 18:00 stawiliśmy się w szpitalu. Skurcze rosną w siłę. O mój boże, teraz dopiero wiem, co to znaczy, że bolą! Rozwarcie dalej 1cm, ale zostawili nas na oddziale. Dostałam jednoosobową salę na oddziale poporodowym. Pielęgniarka nalała mi wody do wanny i odesłała do kąpieli. Siedzieliśmy tam z G. do 21:00. Skurcze bolały co raz bardziej, mocniej i częściej. Przy każdym skurczu Gaba wierciła się i napinała - myślałam, że mi skóra pęknie z bólu. O 21:00 zbadano mnie ponownie - rozwarcie na 5cm, jedziemy na porodówkę!
tounge_smile.gif
(hurra! rodzę!!)

Zwieźli nas na porodówkę, gdzie dostałam dużą, pojedynczą salę i przydzielono mi położną - Tracy. Świetna babeczka Dopiero od tego momentu zaczęłam się znieczulać - gazem rozweselającym. Mój G. śmiał się ze mnie, bo po każdym wdechu byłam co raz bardziej otumaniona i ponoć z taką siłą ciągnęłam, jakbym się chciała tym gazem naćpać... Ale co tam - to nie on rodził, nie jego bolało a mnie pomagało! I faktycznie, tak ciągnęłam, że im popsułam aplikator i musieli instalować nowy. Aha, skurcze bolały już jak "JP" (ja pier...)

O 22:30-23:00 dostałam kolejne znieczulenie na życzenie - Pethidine, czyli zastrzyk w udo. Gaz i tak dalej działał. G. trzymał mnie za rękę i podawał pić, drugą nie chciałam puścić rączki u wezgłowia łóżka. Tracy zagadywała wesoło, co jakiś czas mierząc ciśnienie i ocierając mi czoło chłodną, mokrą ściereczką.

O 24:00 przełom - mamy 10cm rozwarcia! Tysiąc razy upewniałam się pytając Tracy, czy ja już naprawdę mogę przeć. Otrzeźwiałam z gazu, myślałam przytomniej, ale niestety skurcze weszły w fazę ""JPKM" (ja pier.. k... mać). A tyle mówi się, że parte przynoszą ulgę! Ściema! Po 51 minutach skurczy partych Tracy (i tabun innych położnych - pomocnic - które nie wiem skąd się wzięły?..) zakrzyknęła: "Baby girl!" i usłyszałam najpiękniejszy krzyk pod słońcem!
O MÓJ BOŻE! MAM CÓRKĘ!!!
Położyli mi ją na piersi, G. odciął pępowinę... Te Jego szkliste oczy pełne miłości... I mała różowiutka BLONDYNKA przy moim cycu... Boże, nigdy w życiu nie byłam taka... dumna z siebie, że dałam radę! Skurcze odeszły jak za pstryknięciem palcami! Tylko szycie bolało, oj, bolało... Znieczulenie miejscowe i szyjemy
wink_smile.gif
Jeszcze doktorce podziękowałam jak skończyła i śmiały się obie z Tracy, że chyba nigdy im się nie zdarzyło żeby pacjentka dziękowała za zacerowanie
angel_smile.gif

Poszłam się wykąpać, a Tracy w tym czasie doglądała Gabi i... przyszykowała mi kawę z mlekiem i tosty. Cały poród byłam grzeczna, cicha, nie krzyczałam - tylko raz wydarłam się przy partych. Tracy wycałowała mnie i stwierdziła, że życzy sobie tylko takich rodzących
shades_smile.gif

Wróciłam z kąpieli i , zajadając tosty, powtarzałam G. jaka to jestem zajeb... że urodziłam taką cudowną Córkę!
wink_smile.gif
Gaz rozweselający chyba jednak nadal działał
devil_smile.gif

A później... było ciężko... Ból krocza, niewyspanie, nauka cycusiania... Ale to już inna historia...
embaressed_smile.gif


e5fec22993adf264b1d6da16266d84fc.jpg
 

Załączniki

  • e5fec22993adf264b1d6da16266d84fc.jpg
    e5fec22993adf264b1d6da16266d84fc.jpg
    15,1 KB · Wyświetleń: 356
Ostatnia edycja:
Nie wiem czy w dobrym watku piszę :p.

Ok 6.30 maz przyjechał, skurcze znosne co 5 minut wiec jeszcze sobie na kanapie pospal.
Ok 8.30 zaczęła się grubsza. akcja. zmierzyli rozwarcie 4cm wiec dlyga droga jeszcze byla przede mną.
ale skurcze nawalaly jak szalone. mąż mi przypominał o oddechu a ja myślałam ze zaraz zrobię dwójkę.
Zmiany pozycji nie pomagały, chcialam morfine ale sie nie doczekalam.
Slyszalyscie kiedyś niedźwiedzia lub jelenie na rykowisku? Nie. To poproszę męża żeby filmik wstawil bo mnie nagrywal w trakcie niektórych skurczy i wydaje takie dźwięki o których nie miałam pojęcia.
Następne badanie rozwarcia między 8.30 a 9.30 i bylo juz ok 9.5cm. Pchanie straszne, popekaly mi naczynia na twarzy, ramionach, karku. jakbym cala w piegach byla :-D. Juz sily nie mialam ale maz mi. owi ze juz widzial czubek glowki, przy nasteonym skurczu i ja go zobaczylam i to dodalo mi sil jak Tiger. O 10.17 przyszła na świat Zola Gabriela, 2200g 10Apgar. Mierza jej cukier, i temp co 3h bo ma nza niski cukier. Mam tez ściągać pokarmpo karmiebiu. jednodniowe przyssawki i buteleczki. przeniesli mnie na poporodowa sale. lozko dla meza obok mnie. nie wiem jak z tel zdjecia wstawic. spróbuję później.


Pola jak u ciebie? ja juz nie pamiętam bólu, jestem dumna z siebie ze wydalam na swiat taka piekna dziewczynkę. Buziaki
 
reklama
Do góry