Tak sobie ostatnio pomyślałam, podczas jednego z wielu "napadów" lękowych przed porodem, że poród to nie tylko stres dla mnie, ale i dla naszej słodziutkiej córeczki. Niby rzecz oczywista,ale zmieniła trochę moje podejście. Boję się porodu,chociaż jest to mój drugi poród, ale i tak się boję. Boi się każda z nas. Nie wspomnę tu o obawach związanych z ewentualnymi komplikacjami po porodzie, z dochodzeniem fizycznym i psychicznym do siebie,ale o zwykłym strachu przed bólem. Szukałam "sposobu" na poradzenie sobie z tymi strasznymi myślami i doszłam do wniosku,że muszę zrobić wszystko by nie stresować się, nie pozwolić bólowi zawładnąć mną, nie panikować bo wyrządzam krzywdę swojej maleńkiej córeczce,która przecież będzie cierpieć razem ze mną. Postanowiłam robić wszystko by ułatwić jej przybycie na ten świat-nie myśleć o sobie i swoim bólu tylko o niej. Dla niej oddychać przy każdym skurczu i nie pozwolić by mój lęk był jej lękiem. I tu powraca kwestia znieczulenia - o ile łatwiej by było. Bo przecież stres i lęk nasz to stres i lęk naszych rodzących się dzieci. Dlatego jeśli nie będzie mi dane skorzystać z tego "cudu" medycyny to będę starała się myśleć o uczuciach naszej rodzącej się córeczki,a nie o moim bólu. Myślę,że jest to rozwiązanie godne wypróbowania