Wklejam więc Wam artykuł tutaj. Długi ale warto
))))
Cyc jest tematem drażliwym zawsze, a w kontekście bachora nawet bolesnym. Z cycem same problemy: za duży, za mały, za twardy, za miękki, za okrągły, za obwisły, za spiczasty, za płaski, za kwadratowy. Porośnięty włosem, pokryty piegami, nierówny, asymetryczny – ****OWY jednym słowem. I zawsze jakiś kretyn uraczy cię uwagą: “ale balony!” (jak on to dostrzegł pod puchową kurtką?) albo wręcz przeciwnie powie coś o wklęsłych cyckach i deskach (deską to można w ryj zarobić, głowonogu o inteligencji ujemnej).
Ale to wszystko
pikuś i nic w porównaniu z tym, co się będzie wyrabiać z twoim cycem z okazji narodzin bachora. Otóż nadejście tej apokalipsy na “b” sprawia, że twój cyc, który – umówmy się – zawsze był raczej własnością publiczną (zmacać, znieważyć słownie, albo przynajmniej gapić się każdy może, nieprawdaż?) już w ogóle nie należy do ciebie. Co więcej staje się CYSIEM – istotą magiczną o właściwościach leczniczych, pacaneum na wszelkie bolączki, świętym artefaktem i prawie że relikwią.
ETAP I: PRENATALNY
Zaczyna się już jak jesteś w ciąży. Wszystkie koleżanki/koledzy/ginekolog/babcia/pani w sklepie/szefowa/pasażerowie w tramwaju/znajomi na fejsie po pierwszych gratulacjach z okazji tego jakże radosnego wydarzenia, że bachor, ach, ach, jak wspaniale (a w podtekście ewidentne schadenfreude: “cha, cha, teraz to dopiero ZOBACZYSZ”) rzucają od niechcenia: “Ale OCZYWIŚCIE będziesz karmić piersią?”.
Tobie to jeszcze nie przyszło do głowy, na razie rzygasz 17 razy dziennie i przeklinasz małego robaka, który siedzi w twoich trzewiach, ale już usłużni podeślą ci namiar na fajne forum, albo podrzucą pouczająca pozycję książkową o tym, że tylko cyc, bo jak nie to twoje dziecko będzie głupie, garbate i śmierdzące, a zamiast rączek wyrosną mu dwa zardzewiałe haki. Przerażona opowieściami (“jedna moja koleżanka nie karmiła piersią i jej dziecko zaczęło mówić dopiero w wieku 17 lat”, “słyszałam, że w mleku w proszku jest kokaina i dzieci się od niego uzależniają i potem to już wiadomo: monar”) zarzekasz się, że a jakże, pewnie, oczywiście i przynajmniej do porodu masz chwilę spokoju.
ETAP II: PORODÓWA. FAZA PRZED
Jeśli przyjeżdżasz i z mety rodzisz, albo sami ci tego bachora wyciągają z brzucha to pół biedy. Najgorzej leżeć w oczekiwaniu na sali z jakąś kretynką (to zawsze są kretynki – naprawdę należy się bać o przyszłość narodu skoro taki w nim odsetek jednostek poniżej wszelkiej krytyki), która bez ustanku napierdala o tym jak to już nie może się doczekać, jak tę swoją dzidzię, fasoleczkę, niunię ukochaną będzie pasła cycem, jak jej to mleko fontannami już tryska (tobie nie? ojej, chyba jesteś jakaś dziwna, nienormalna i zupełnie do dupy) a w torbie ma laktator i 125 pojemników na MLESIO, bo oczywiście będzie też odciągać, mrozić, przechowywać, bo to przecież skarb największy, normalnie prawie jak ropa naftowa,milion euro za baryłkę.
ETAP III: PORODÓWA. FAZA PO
Jazda na maksa zaczyna się po wypchnięciu (lub wyciągnięciu) bachora na zewnątrz. Od tej pory masz oficjalnie prze******: twój cyc nie jest twój. Należy do bachora. I do każdego innego, kto sobie zachce zmacać, ugnieść, skomentować. Jeszcze ledwo zipiesz po tej traumie związanej z parciem względnie dynia ci pęka od tych dragów, które ci dali w ramach znieczulenia do cesarki a już wpada jakaś położna o posturze babochłopa i manierach furmana, sięga ci łapą do stanika i drze się na cały szpital: nie ma mleka?!!! dziecko umrze!!!! Od tej pory stajesz się mało istotnym i niezbyt rozgarniętym dodatkiem do cyca. Twój cyc jest kiepski, małomleczny, zbyt płaskobrodawkowy, za twardy, za miękki, za brzydki. Ale i tak jest lepszy od ciebie, bo jest CYSIEM i jest w nim MLESIO. O tobie nie można tylu dobrych rzeczy powiedzieć.
Ty źle trzymasz bachora, dusisz go sutem, względnie tylko udajesz, że karmisz a tak naprawdę podstępnie postanowiłaś dziecko zagłodzić. Albo wręcz przeciwnie masz taki NAWAŁ, że tylko okłady z dwóch ton kapusty mogą tu pomóc. I czemu ***** jeszcze nie wykonałaś rozkazu? Kompletnie nic nie wiesz, nie umiesz, nie znasz się i fakt, że jeszcze miesiąc temu podpisywałaś międzynarodowe umowy w korporacji względnie w cywilu (w sensie jak nie leżysz na porodówce) kierujesz zepołem 100 ludzi nie czyni cię autorytetem w oczach wszystkowiedzących wąsatych bab z porodówki. One wiedzą LEPIEJ. A ty milcz i wpychaj bachorowi cyca do ust. Że cię boli, brzydzi i niewygodnie ****a je obchodzi. Chyba instynktu macierzyńskiego nie masz, że tak swojej fasolinki ukochanej nie umiesz JAK MATKA nakarmić.
ETAP IV: SSANIE
Poródówka jest koszmarem, ale kiedyś się skończy. Po ciągnących się jak glut z nosa dwóch-trzech dobach wyjdziesz z bachorem na wolność. WOLNOŚĆ? Wolne żarty! Teraz jesteś niewolnicą małego drzymordy. A twój cyc pełni funkcję knebla, poduszki i dystrybutora z żarciem. Czynne 24/7. Brodawki pękają, nawał laktacyjny zamienia cyce w bolesne kamienie, ale przecież nie złamiesz się, nie dasz bachorowi jakiegoś mleka w proszku (prochy?! dziecku?!!) w dodatku butelką (a jak mu pociąg do flaszki zostanie?), z (o zgroza!) smoczkiem. Ono od tego będzie miało zdeformowane podniebienie a zęby mu wyrosną w pozycji horyzontalnej i do końca życia będzie mówiło do kumpli “fufla ftary”. Więc kołek w zęby (twoje), bachorowi cyc do paszczy i jedziemy. Na ssaniu.
ETAP V: INTERIOR
Już trochę okrzepłaś i obcykałaś o co chodzi twojemu bacho. Czas wyjść na zewnątrz. Niestety bachor wciąż jest za mały by kupić mu kebaba i trzeba będzie je karmić w dzikim interiorze, pod obstrzałem spojrzeń tzw. obcych ludzi. Oczywiście możesz przykryć się jakąś plandeką, ale po pierwsze albo ci spadnie (a z bachorem u cyca trudno się po coś schylić) albo figlarne bachorzę i tak będzie uchylać zasłonkę żeby se wszyscy mogli popatrzeć. No więc siedzisz w kawiarni, na ławce w parku, w metrze i w swetrze, względnie w kinie w Lublinie a bachor drze, że chce. Więc trzeba podać mu cyca. Obnażyć się niejako publicznie. No i tak: nastoletni chłopcy patrzą z fascynacją, nastoletnie dziewczynki patrzą z obrzydzeniem. Stare baby spluwają ci pod nogi a wredne dziady mamroczą o zgorszeniu publicznym i że jak se urodziłaś tego bachora to se z nim teraz siedź w domu i karm, a nie żeby tak porządnym ludziom tym cycem po oczach świecić zdziro jedna.
Jeśli na którymś etapie tej historii trafi cię szlag, wybuchniesz, *******niesz czymś o podłogę (może być cycem w takt przyśpiewki: “hej siup, noga w nogę, a cycami o podłogę”) i rykniesz: NO PASARAN względnie NON POSSUMUS (w zależności od opcji światopoglądowej i stopnia wykształcenia) a następnie przygotujesz pyszną mieszankę mleczną w estetycznej plastikowej buteleczce – BRAVO, jesteś mistrzynią asertywności.
Mniej odpornym na naciski redakcja BACHORA radzi zawczasu amputować cyce. Albo w ogóle płeć zmienić, bo
kobieta jest czarnuchem ludzkości.