Bardzo trudny temat.
Mój syn ma sporo obciążeń genetycznych, a więc i jego rozwój nie przebiega prawidłowo. Często ma badania. Często bywa w szpitalach. Ostatni pobyt był dla niego mega traumatyczny. Wszystko robiono mu bez znieczulenia, nawet pewien bardzo bolesny zabieg nie znieczulili. Potem mieliśmy jeszcze dwa kolejne pobrania krwi. Tym razem z maścią EMLA. OBIECAŁAM dziecku, że nie będzie bolało. Posmarujemy czarodziejską maścią. Opowiadałam jak to będzie wyglądać, więc maluch szedł spokojny i uśmiechnięty. Jeszcze przed wejściem do gabinetu mu obiecywałam. Posmarowałam rączkę odpowiednio wcześniej. Pierwszym razem pani pielęgniarce nie pasowało oczekiwanie na korytarzu (!), stwierdziła, że zaraz wychodzi i mamy przyjść, albo ona odmawia pobrania. Dałam się jej zakrzyczeć, a pobranie bolało. Kobieta narzekała, że ma sztywne żyły. Drugim razem poszłam z prośbą o znieczulenie przy pobieraniu przed pobraniem. Pani szukając miejsca stwierdziła, że przecież teraz można by było mu pobrać, jak tak grzecznie siedzi (tiiaaa, z zaskoczenia uwalić dzieciaka, a co potem, to już niech się matka martwi). Posmarowałam więcej kremu niż trzeba, zrobiłam plamę o większej średnicy. Odczekałam odpowiedni, wymagany czas na zadziałanie preparatu. Pani była ewidentnie niezadowolona. Przechadzała się korytarzem, wzdychała i przewracała oczami. Użyła grubej igły jak do wenflonu, albo czipowania psa.
Pomyślałam, że znieczulone, to w sumie bez znaczenia. Uspokajałam dziecko, nie patrzyłam stale na rączkę, a ta
złośliwie wbiła igłę 10 cm powyżej miejsca, co do którego się umawiałyśmy! Nawet nie próbowała wkłóć się tam gdzie był wcześniej posmarowany krem! Było wyraźnie widać linię odcięcia. Tu, gdzie smarowałam maść, skóra była bielutka jak papier. W miejscu gdzie nie było kremu, koloryt miała normalny, różowy. Jak ja się wtedy wściekłam!
Awantury nie zrobiłam, uspokajałam dziecko i nie chciałam, żeby na to patrzył. Skoro pielęgniarka nie chce pobierać krwi po znieczuleniu pacjenta, to niech zawoła kogoś kto to zrobi, a nie mści się na dziecku! Jak mój malec ma ufać lekarzom, pielęgniarkom, a nawet własnej mamie, skoro go zawodzą i sprawiają ból. Mój syn jeszcze nie rozumie istoty i konieczności badań, a na pewno nie usprawiedliwi swojego bólu potrzebą ich wykonania. W tej chwili mam przerażone, dzikie zwierzątko, a nie dziecko, które na widok igły walczy o przetrwanie. Super, bo czekają go jeszcze przynajmniej dwie narkozy i mnóstwo badań krwi. Każdy jeden z 5 lekarzy specjalistów, pod których opieką jest dziecko koniecznie chce mu ciągle zlecać badania, co wizytę. A dziecko jest jedno.
On już chwilami był jak poduszka do igieł. Nie potrafię dogadać się z personelem medycznym. Jestem miła, proszę, uprzedzam o problemach z pobraniem, a mimo to, moje dziecko nadal cierpi. Nie mam patentu, poza brakiem zgody na badanie. Ale ile badań odmówię?