- Dołączył(a)
- 30 Czerwiec 2021
- Postów
- 5
Cześć kobietki!
Wiem ze podobne tematy były już tutaj poruszane, jednak mój przypadek doprowadza mnie już do obłędu bo latam od lekarza do lekarza i nie wiem już co myśleć i komu wierzyć… zacznę od początku.
Od stycznia staramy sie dziecko, niestety bezskutecznie.
We wrześniu 2020 roku zrezygnowałam z antykoncepcji hormonalnej. W przeciągu 3 miesiecy wszystko wracało powoli do normy, okresy się regulowały… raz (w listopadzie) tydzień przed miesiączka zdarzyło mi się plamienie. Potem „rozkręciło się” na okres i było okej. W styczniu 2021 po raz kolejny miałam plamienie jakieś 4-5 dni przed miesiączka (wtedy tłumaczyłam to sobie ze może to przez tabsy jeszcze albo przez ciężko przebyty covid). Od tamtej pory było okej. Cykle 32-35 dniowe. Owulacje były (potwierdzone testami) miesiąc w miesiąc. Niestety…w maju plamienie po raz kolejny. Wybrałam się zatem do ginekologa i na badania. W badaniach prolaktyna 30, tsh 2,2 poza tym reszta książkowe. Na wizycie ginekologicznej lekarz zbadał i wykonal USG i powiedział ze wszystko jest w porządku, praktycznie idealnie. Na prolaktyne 30 zalecił wizytę u endokrynologa. Tak wiec za jego radą poszłam (prywatnie oczywiście)…
Usłyszałam, że… taka prolaktyna to nic nie znaczy i raczej nie jest powodem moich plamieniem ponieważ ciężko jest zbadać dokładnie jej poziom bo wystarczy spanie na brzuchu, mały stres, pośpiech i już jest minimalnie podwyższona. Jeśli chodzi o TSH to usłyszałam ze u kobiet starających się o dziecko dobrze by było zeby TSH bylo „1 z przodu” ale z takim jak moj czyli 2,2 można zajść w ciąże. W badaniach wyszło również ze mam mało żelaza- jest to dolna granica… i endokrynolog powiedziała że warto zrobić sobie ferrytynę zeby sprawdzić poziom żelaza w tkankach bo często gęsto jest tak, ze przez niski poziom żelaza podwyższeniu ulega tez TSH. Zaleciła wiec zrobienie badania poziomu prolaktyny z metoclopramidem (między 3-5 dniem cyklu) oraz powtórzenie hormonów tarczycy właśnie z anty tpo itd. No i oczywscie tą ferrytynę. I wtedy zaprosiła na kolejną wizytę.
Teraz jestem w kolejnym cyklu i znowu mam to cholerne plamienie jakieś 7-8 dni przed miesiączka. Tym razem zaczęło się od lekkich skurczów tak jak na miesiączkę i kluciem jajnika. Skrzepów brak, plamienie dzisiaj to 3-4 dzień, od czasu do czasu zaboli brzuch jak na okres, mam wrazenie ze jest go mniej z dnia na dzień, cycki ogromne i bardzo bolące. Zauważyłam tez ze piersi przy tych plamieniach tez bardziej bolą. Test robiony dzisiaj rano- negatywny. A ja już nie wiem co myśleć… słyszałam ze niski poziom progesteronu w 2 fazie cyklu może być przyczyna plamień i stwarza problemy z zajściem w ciąże , tylko dla czego ani jeden ani drugi lekarz nie zaproponował zbadania poziomu progesteronu? Czy zwyczajnie nie ma potrzeby? Czy to może ja przesadzam i się za bardzo się doszukuje? Czy zrobić na własna rękę w odpowiednim momencie cyklu? Co myślicie ? Może wy proszę rzućcie mi jakieś nowe światło na tą sytuacje bo ja już głupieje. Z góry dziękuje wszystkim kobietkom za odpowiedz
Wiem ze podobne tematy były już tutaj poruszane, jednak mój przypadek doprowadza mnie już do obłędu bo latam od lekarza do lekarza i nie wiem już co myśleć i komu wierzyć… zacznę od początku.
Od stycznia staramy sie dziecko, niestety bezskutecznie.
We wrześniu 2020 roku zrezygnowałam z antykoncepcji hormonalnej. W przeciągu 3 miesiecy wszystko wracało powoli do normy, okresy się regulowały… raz (w listopadzie) tydzień przed miesiączka zdarzyło mi się plamienie. Potem „rozkręciło się” na okres i było okej. W styczniu 2021 po raz kolejny miałam plamienie jakieś 4-5 dni przed miesiączka (wtedy tłumaczyłam to sobie ze może to przez tabsy jeszcze albo przez ciężko przebyty covid). Od tamtej pory było okej. Cykle 32-35 dniowe. Owulacje były (potwierdzone testami) miesiąc w miesiąc. Niestety…w maju plamienie po raz kolejny. Wybrałam się zatem do ginekologa i na badania. W badaniach prolaktyna 30, tsh 2,2 poza tym reszta książkowe. Na wizycie ginekologicznej lekarz zbadał i wykonal USG i powiedział ze wszystko jest w porządku, praktycznie idealnie. Na prolaktyne 30 zalecił wizytę u endokrynologa. Tak wiec za jego radą poszłam (prywatnie oczywiście)…
Usłyszałam, że… taka prolaktyna to nic nie znaczy i raczej nie jest powodem moich plamieniem ponieważ ciężko jest zbadać dokładnie jej poziom bo wystarczy spanie na brzuchu, mały stres, pośpiech i już jest minimalnie podwyższona. Jeśli chodzi o TSH to usłyszałam ze u kobiet starających się o dziecko dobrze by było zeby TSH bylo „1 z przodu” ale z takim jak moj czyli 2,2 można zajść w ciąże. W badaniach wyszło również ze mam mało żelaza- jest to dolna granica… i endokrynolog powiedziała że warto zrobić sobie ferrytynę zeby sprawdzić poziom żelaza w tkankach bo często gęsto jest tak, ze przez niski poziom żelaza podwyższeniu ulega tez TSH. Zaleciła wiec zrobienie badania poziomu prolaktyny z metoclopramidem (między 3-5 dniem cyklu) oraz powtórzenie hormonów tarczycy właśnie z anty tpo itd. No i oczywscie tą ferrytynę. I wtedy zaprosiła na kolejną wizytę.
Teraz jestem w kolejnym cyklu i znowu mam to cholerne plamienie jakieś 7-8 dni przed miesiączka. Tym razem zaczęło się od lekkich skurczów tak jak na miesiączkę i kluciem jajnika. Skrzepów brak, plamienie dzisiaj to 3-4 dzień, od czasu do czasu zaboli brzuch jak na okres, mam wrazenie ze jest go mniej z dnia na dzień, cycki ogromne i bardzo bolące. Zauważyłam tez ze piersi przy tych plamieniach tez bardziej bolą. Test robiony dzisiaj rano- negatywny. A ja już nie wiem co myśleć… słyszałam ze niski poziom progesteronu w 2 fazie cyklu może być przyczyna plamień i stwarza problemy z zajściem w ciąże , tylko dla czego ani jeden ani drugi lekarz nie zaproponował zbadania poziomu progesteronu? Czy zwyczajnie nie ma potrzeby? Czy to może ja przesadzam i się za bardzo się doszukuje? Czy zrobić na własna rękę w odpowiednim momencie cyklu? Co myślicie ? Może wy proszę rzućcie mi jakieś nowe światło na tą sytuacje bo ja już głupieje. Z góry dziękuje wszystkim kobietkom za odpowiedz