Jestem mamą dwójki dzieci, syn 8 lat i córka 5,5 roku, praktycznie od urodzenia córki wychowuję dzieci samotnie, były mąż nie starał się być tatą dla dzieci, wolał kolegów, imprezy i brzydko mówiąc ćpanie... Długo nie mielismy rozwodu choć mieszkaliśmy osobno od kilku lat (mniej więcej od 4), nie wnosiłam o rozwód najpierw dając mu jeszcze kolejne ostatnie szanse a później zwyczajnie z braku pieniędzy na opłacenie sprawy rozwodowej więc najpierw w 2011 w marcu mieliśmy sprawę o alimenty gdyż nie płacił dobrowolnie na dzieci a w lipcu 2012 miałam sprawę o rozwód bez orzekania o winie, wniosłam o taki gdyż chciałam mieć to szybko za sobą i nie chciałam rozdrapywania tego wszystkiego... opłaciłam sprawę i były na sprawie się pojawwił i dostaliśmy rozwód i na tej sprawie sąd orzekł że były ma co drugą niedzielę zabierać dzieci od 10 do 18. Do tej pory bardzo rzadko przychodził a jak już przychodził to brał tylko syna, gdy sędzina zapytała ile razy w ciągu tamtego roku zabrał córkę powiedział że jeszcze ani razu a sprawa była pod koniec lipca... po sprawie od września do 23 grudnia przychodził po dzieci i zabierał do siebie na te godziny, pomijając fakt że nie dawał dzieciom obiadu tylko jakieś słodycze albo kanapkę mozna powiedzieć że stosował się do wyroku ale 23 grudnia był ostatnim dniem gdy przyszedł, od tamtej pory jest tak jak było wcześniej czyli zero kontaktu, nie przychodzi, nie dzwoni itd... Alimentów od początku nie płaci, na obu sprawwach twierdził że nie pracuje, alimenty dzieci dostają z funduszu alimentacyjnego... Generalnie nic go nie interesuje, nie pamięta albo nie chce pamiętać o urodzinach dzieci czy o jakimś prezencie na święta, nawet zyczeń im nigdy nie składa... Kiedyś, przed rozwodem jeszcze do niego wydzwaniałam, prosiłam żeby przyszedł do dzieci, sama zabiegałam o ten kontakt, rok temu przestałam bo uznałam że to nie ma sensu...
Totalnie nie nadaje się na "bycie tatą'', nawet gdy ich zabierał nie wnosił nic do ich zycia, nie potrafił niczego przekazać, jego sposob na spędzenie tego nakazanego czasu z dziecmi to posadzenie ich przed komputerem i granie w jakieś wojskowe gry dla dorosłych o których poźniej syn opowiadal i chwalil się że gral w zabijanki... ( ja nie pozwalam synowi na takie gry tylko na takie dostosowane do jego wieku)... Syn gdy wracal po tych spotkaniach z ojcem byl jeden dzień pyskaty, nie słuchal albo mówil ze tata mu na wszystko pozwala a ja tylko mu coś każę robić, np lekcje...
Teraz gdy były nie przychodzi znów jest jak dawniej, dzieci o niego nie pytają, nic nie mówią ani nie wspominają, praktycznie nigdy go w ich zyciu nie było poza tym czasem od września do grudnia gdy przychodził co druga niedzielę.
Nie wiem co powinnam robić dalej, nie będę przecież za nim biegać... zastanawiam się czy są to przesłanki do ograniczenia bądź pozbwaienia go praw rodzicielskich i co byłoby bardziej właściwe w tej sytuacji, proszę o radę...
Totalnie nie nadaje się na "bycie tatą'', nawet gdy ich zabierał nie wnosił nic do ich zycia, nie potrafił niczego przekazać, jego sposob na spędzenie tego nakazanego czasu z dziecmi to posadzenie ich przed komputerem i granie w jakieś wojskowe gry dla dorosłych o których poźniej syn opowiadal i chwalil się że gral w zabijanki... ( ja nie pozwalam synowi na takie gry tylko na takie dostosowane do jego wieku)... Syn gdy wracal po tych spotkaniach z ojcem byl jeden dzień pyskaty, nie słuchal albo mówil ze tata mu na wszystko pozwala a ja tylko mu coś każę robić, np lekcje...
Teraz gdy były nie przychodzi znów jest jak dawniej, dzieci o niego nie pytają, nic nie mówią ani nie wspominają, praktycznie nigdy go w ich zyciu nie było poza tym czasem od września do grudnia gdy przychodził co druga niedzielę.
Nie wiem co powinnam robić dalej, nie będę przecież za nim biegać... zastanawiam się czy są to przesłanki do ograniczenia bądź pozbwaienia go praw rodzicielskich i co byłoby bardziej właściwe w tej sytuacji, proszę o radę...