- Dołączył(a)
- 9 Maj 2024
- Postów
- 1
Witam Was dziewczyny po raz pierwszy. Piszę z moim problemem, może któraś z Was ma coś do powiedzenia... Otóż mam 32 lata. 5 lat pracowalam za granicą. Tam pogorszyl się moj stan psychiczny, ktory od zawsze nie byl idealny ale tez stabilny. Za granicą i wczesniej mialam nawet epizody mysli wiecie jakich, z bezsilnosci. Ale nie byly na powaznie. Bardziej rozladiwanie emocjo. Dzis mam tendencje do duzego zamartwiania sie, wpadam w panike gdy np. partner nie odbieta telefonu, ze cos sie stalo, ze nie zyje....Jakos nigdy nie ciągnęło mnie do dzieci, zwłaszcza, ze sama w dzieciństwie cierpiałam przez to, ze na przykład w wieku 10 lat nie czulam sie dzieckiem, nie wiem dlaczego. I zazdroscilam dzieciom, ktore były dziecmi. Wstydziłam sie bawic lalkami choć bardzo chciałam. Ukrywalam to. Moja mama wziela mnie do psychologa, bo uważała, ze to nie jest normalne że w wieku 11 lat sie bawie :/ wtedy czulam sie okropnie. Taki wstyd. Mialam tez tiki nerwowe. Nie byłam drobna z figury i czesto mówiono do mnie na "Pani". A ja w ukryciu bawilam sie....dlugo bo jeszcze po 20 roku zycia to lubiłam. Do rzeczy. Zawsze bylam i czulam sie samotna. I gdzies tam kiedys poczulam, ze chce miec kogos kogo bede kochac gdy inni zawiodą. I tak, myslac ze juz pora, ze chce, ze niedlugo bedzie za pozno, zaczelam sie starac z narzeczonym, ktory rowniez byl otwarty na dziecko. I jaki szok, gdy okazalo sie, ze jest.... Pierwsza byla radość. Potem strach ogromny. Co powiedza inni, co pomyslą, przeciez ja nie umiem, jestem taka mloda (tak mysle o sobie a mam 32 lata), jaki wstyd!! Ze bedzie chore i co zrobie..
A najbardziej, ze nie pokocham.
ze moze nie dam rady. Bo mam w sobie nadal to swoje niedokochane, wewnetrzne dziecko...
tak na prawde mam wsparcie, rodzine, mame, narzeczonego. Nie jestem w jakiejs trudnej sytuacji bez wyjscia. Mam 32 lata. Przeciez to wrecz najwyzsza pora. Skonczylam studia, dobrze zarabiam, budujemy dom...... Ale itak na razie dom nie skonczony wiec po narodzinach w styczmusialabyłabym mieszkac kątem u rodziny, gdzie ta cala depresja sie rozwinela.... Boje sie, ze przez to bede sie czula tak nieporadba, gorsza, ze przeciez ja nie umiem. Jestem teraz w Polsce, partner za granica. I czuje ogromny strach, samotnosć. Chce mi sie plakac. Chcialabym juz wiedziec, czy zdrowe (dopiero 5 tydzien) i juz lepiej zaczac wychowywac, zeby wiedziec juz, teraz, zaraz, jak bedzIe. To czekanie na dziecko bez pewnosci na nic mnie dobija. Czy bedzue dobrze, czy strasznie...... Kazdy pisze o tej zmianie zycia, o wyczerpaniu, bezsilnisci. I ze instynkt moze nie przyjsc. Wmawiam sobie, ze JA to bede mdzueckiecko albo chore, albo krzyczace po nocach, prcoz co wpadbe w depresje i nie wiem czy sie podniose.
Na terapie kiedys chodzilam...teraz nie na mozliwosci, finansowo, ubezpieczenia w polsce nie mam. To nie wchodzi w gre..
I mimo to gdzies z tylu głowy jest isierka nadziei i rmta doriska strona mnie, ktora mysli logicznie, ze bedzie dobrze, ze dojrzeję i bede szczeslwa. To w ciazy mnie dorosłą zaglusza wewnetrzne dzuecko... Jest mi tak ciezko... i ten strach, ze cos sie wydarzy, cos zlego...
Czy dzieci naprawde tak sie zaczyna w pewnym momencie kochac bajmocniej na swiecie?? Jak pokocham dam rade. Ale boje sie, ze bede traktowac jak obcego, ze do mnie uczucie nie przyjdzie.
A najbardziej, ze nie pokocham.
ze moze nie dam rady. Bo mam w sobie nadal to swoje niedokochane, wewnetrzne dziecko...
tak na prawde mam wsparcie, rodzine, mame, narzeczonego. Nie jestem w jakiejs trudnej sytuacji bez wyjscia. Mam 32 lata. Przeciez to wrecz najwyzsza pora. Skonczylam studia, dobrze zarabiam, budujemy dom...... Ale itak na razie dom nie skonczony wiec po narodzinach w styczmusialabyłabym mieszkac kątem u rodziny, gdzie ta cala depresja sie rozwinela.... Boje sie, ze przez to bede sie czula tak nieporadba, gorsza, ze przeciez ja nie umiem. Jestem teraz w Polsce, partner za granica. I czuje ogromny strach, samotnosć. Chce mi sie plakac. Chcialabym juz wiedziec, czy zdrowe (dopiero 5 tydzien) i juz lepiej zaczac wychowywac, zeby wiedziec juz, teraz, zaraz, jak bedzIe. To czekanie na dziecko bez pewnosci na nic mnie dobija. Czy bedzue dobrze, czy strasznie...... Kazdy pisze o tej zmianie zycia, o wyczerpaniu, bezsilnisci. I ze instynkt moze nie przyjsc. Wmawiam sobie, ze JA to bede mdzueckiecko albo chore, albo krzyczace po nocach, prcoz co wpadbe w depresje i nie wiem czy sie podniose.
Na terapie kiedys chodzilam...teraz nie na mozliwosci, finansowo, ubezpieczenia w polsce nie mam. To nie wchodzi w gre..
I mimo to gdzies z tylu głowy jest isierka nadziei i rmta doriska strona mnie, ktora mysli logicznie, ze bedzie dobrze, ze dojrzeję i bede szczeslwa. To w ciazy mnie dorosłą zaglusza wewnetrzne dzuecko... Jest mi tak ciezko... i ten strach, ze cos sie wydarzy, cos zlego...
Czy dzieci naprawde tak sie zaczyna w pewnym momencie kochac bajmocniej na swiecie?? Jak pokocham dam rade. Ale boje sie, ze bede traktowac jak obcego, ze do mnie uczucie nie przyjdzie.