reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Nadopiekuńczość, chroni czy krzywdzi?

Nadopiekuńczość krzywdzi czy chroni?

  • krzywdzi

    Głosów: 22 100,0%
  • chroni

    Głosów: 0 0,0%
  • nie wiem ;)

    Głosów: 0 0,0%

  • Wszystkich głosujących
    22

kasia-matiy

Fanka BB :)
Dołączył(a)
28 Wrzesień 2012
Postów
1 490
Miasto
Trzebnica, Poland
Podczas ostatniej wizyty z synem w poradni pedagogicznej, natknęłam się na artykuł o nadopiekuńczości. Moją szczególną uwagę przykuł slogan: "Nadopiekuńczość może wyrządzić więcej szkody niż to, przed czym ma chronić". No właśnie, jak to jest z tą nadopiekuńczością? Każdy rodzic oczywiście stara się chronić swoją pociechę przed złem tego świata. Są jednak przypadki, gdy ta ochrona jest zbyt duża, zbyt intensywna. Pierwszy przykład jaki przychodzi mi do głowy, to maluszek ubrany na zimowy spacer. Nadopiekuńczy rodzic może brzdąca ubrać zbyt ciepło, co sprawi że ruchliwy maluszek się zgrzeje i prędzej złapie jakieś choróbsko. W tym przypadku nadmiar opieki może wyrządzić więcej szkody niż mróz, przed którym miała chronić. Ale nadopiekuńczość to także inne, mniej oczywiste przypadki. Na przykład, ile razy zdarzyło się wam spotkać znajomą osobę w trakcie spaceru czy powrotu z przedszkola z dzieckiem i odpowiadać na ciekawskie pytania zamiast pociechy? Kiedy pytanie jest kierowane do dziecka, to ono powinno odpowiedzieć - nie my. W przeciwnym razie wyrażamy opinie zamiast naszego dziecka, uczymy je w ten sposób że jego zdanie się nie liczy i nie jest szanowane przez dorosłych. Dziecko dorasta w przeczuciu, że nie może i nie powinno o niczym decydować samo i zawsze będzie czekało co zrobi ktoś inny. Ciężej nam wtedy zauważyć zgubny wpływ nadopiekuńczości, ponieważ efektu nie widać od razu, lecz po latach. Podobnie jest z rodzicami biegającymi za maluchem i wykrzykującymi co chwila: "uważaj, bo się przewrócisz", "uważaj, bo się skaleczysz", "zaraz upadniesz" itd. Wiadomo, że każdy z nas chce chronić swoje dziecko, ale zastanówmy się czasem co byśmy czuli, gdyby to nam ktoś nad głową co chwila krzyczał "uważaj, uważaj, uważaj !!!"

Moi drodzy, zapraszam was do dyskusji na ten szeroki temat. Może podzielicie się własnymi przykładami? :-)
 
reklama
Moim zdaniem nadopiekuńczość faktycznie może wywołać więcej szkód niż pożytku, bo przyzwyczajamy dziecko, a potem też dorosłego człowieka, że zawsze za niego ktoś myśli, decyduje. Stąd pojawiają się trudności z okazywaniem własnego zdania i z wykonywaniem podstawowych obowiązków, bo przecież zawsze ktoś inny się zatroszczy o to, żeby się ciepło ubrać czy żeby coś zjeść. Może przykłady są śmieszne, ale tak to się zaczyna. Sama znam dorosłego obecnie chłopaka, który nie potrafi zrobić dla rodziców żadnych zakupów, bo nie ma pojęcia jak się za to zabrać, a jak wychodzi gdzieś ze znajomymi to co chwilę dzwoni do niego mama, żeby zapytać się czy zjadł coś ciepłego, czy wziął ze sobą czapkę, bo zimno itp... Nie wiem jak wyglądało dzieciństwo takiej osoby, ale obawiam się, że podobnie jak teraz dorosłe życie.
 
W pełni się zgadzam z @bielinka6. Rozumiem troska o dziecka, ale nie wyręczanie go od myślenia i robienia. U małych dzieci to tak nie widać, ale u nastolatków i doroslych ludzi już tak. Miałam kolegów w liceum, byki po 18 lat, którzy nie wiedzieli jak zrobić pranie... Ktoś powie, że chłopak nie musi wiedzieć takich rzeczy, no ja uważam, że każdy schludny mężczyzna powinien wiedzieć jak wyprać sobie ubranie, a nie czekać aż kobieta zrobi wszystko za niego. Gwoli ścisłości, problem nie dotyczy tylko chłopców. Był w greckiej tv taki teleturniej, w którym (dorosłe) dzieci miały gotować wg przepisu mamy. Widać było, że niemal wszystkie dziewczyny pierwszy raz w życiu robiły coś w kuchni xD
Na Cyprze widać jak w soczewce do czego prowadzi nadopiekuńczość rodziców. W Polsce jeszcze nie jesteśmy na takim etapie i obyśmy do niego nie dobili.
 
Ja też uważam, że krzywdzi. Rodzic powinien wychowywać dziecko z myślą, że jeśli jego kiedyś na świecie zabraknie, dziecko ma sobie poradzić. Nie ma nic gorszego, niż człowiek, nieważne jakiej płci, który wchodzi w dorosłe życie, zakłada rodzinę, czy chociaż wyjeżdża sam na studia i jest "akuku jak żyć" i jak mama nie upierze, to chodzi w brudnych, jak mama w słoiku nie przywiezie, to nie zje.
 
Ja Urodziłam jak miałam 20 lat i często łapała się na tym żeby nie krzyknąć "nie biegają bo się przewrócisz" ale gryzłam się w język I karciłam bliskich (szczególnie moją mamę) żeby nie przesadzaj z opieką. Efekt tego taki że pierwsze próby samodzielnego gotowania były gdy miała jakieś 8 lat. Nie bałam się jej samej zostawić w domu. A teraz potrafi spytać "mama chcesz herbatę"
Ma 14 lat i potrafi zatroszczyć się i o siebie i o rodziców.
Warto zacisnąć zęby i pozwolić dziecku "się sparzyć" I uczyć na własnych błędach. Choć wiem że to nie łatwe.
 
No, niełatwe, bo nas boli, jak boli nasze dziecko, więc najchętniej byśmy je wystrzegli przed całym złem, ale prawda taka, że im szybciej załapie co jest złe i gdzie to jest, to nauczy się jak sobie z tym radzić. Ja też się staram z całych sił gryźć w język.
 
Moim zdaniem niestety, ale mimo zapewne dobrych chęci krzywdzi. Bo zdejmuje z dziecka jakąkolwiek odpowiedzialność za własne działania i nie uczy go myślenia, tylko ślepego podążania za tym, co ktoś inny powie. Przecież nawet małe dziecko musi uczyć się na własnych błędach, żeby za kilka lat umieć świadomie wybrać to, co dla niego samego jest najlepsze, a nie to, co wolą wszyscy dookoła.
 
Troska jest jak najbardziej ok, ale nadopiekuńczość już jest krzywdząca dla dziecka. Głównie dlatego, że ono samo nie będzie umiało stawiać czoła codziennym wyzwaniom. Wiele rodziców zapomina, ze wychowuje dziecko nie dla siebie, a dla świata. A to przecież powinna być najważniejsza zasada już od pierwszych dni życia pociechy.
 
reklama
Moim zdaniem krzywdzi,nic tak nie uderza w dziecko jak trzymanie go pod kloszem. Dlatego razem z żona juz dosyc wczesnie, bo jako 2,5 latka zapisalismy córkę na zajęcia rytmiki, zeby nauczyło się bawic w grupie rówieśników, złapać te choroby, które ma złapać i poźniej już na nie nie chorować :)
 
Do góry