reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Kochani, niech te Święta będą chwilą wytchnienia i zanurzenia się w tym, co naprawdę ważne. Zatrzymajcie się na moment, poczujcie zapach choinki, smak ulubionych potraw i ciepło płynące od bliskich. 🌟 Życzę Wam Świąt pełnych obecności – bez pośpiechu, bez oczekiwań, za to z wdzięcznością za te małe, piękne chwile. Niech Wasze serca napełni spokój, a Nowy Rok przyniesie harmonię, radość i mnóstwo okazji do bycia tu i teraz. ❤️ Wesołych, spokojnych Świąt!
reklama

Mój aniołek Przemuś

fionka84

Fanka BB :)
Dołączył(a)
20 Listopad 2010
Postów
282
Moja historia zaczęła się pięknie. Fakt 10 miesięcy starań(był już monitoring, krzywa insulinowa, badania hormonalne itp - zdiagnozowano insulinoodporność i dostałam leki plus luteina w drugiej fazie cyklu), ale w urodziny męża końcu upragnione dwie kreseczki. Byliśmy z mężem przeszczęśliwi, tym bardziej że dzidziuś miał się urodzić okolicy moich urodzin, tzn pod koniec grudnia. Dostałam duphaston i miało być ok. Wszystko było dobrze, typowe dolegliwości ciążowe. Aż do 8/9 tygodnia, kiedy to pracy zaczęłam krwawić. Panika - zadzwoniłam do swojego lekarza, ale nie odbierał, więc zwolniłam się z pracy i migiem do szpitala. Niby wszystko w porządku, serduszko bije, na drugi dzień wyszłam ze szpitala. Później sytuacja się powtórzyła dwa razy - szpital - wykryto polipy na szyjce i to one miały krwawić. Mój lekarz, którego zmieniłam po pierwszej wizycie (bo nie widział, albo nie powiedział mi o polipie), powiedział, że mam się zastanowić, czy warto za każdym razem przyjeżdżać do szpitala, bo to krwawienie typowo z polipa, z dzidzią się nic nie dzieje. W międzyczasie miałam robione usg genetyczne i test pappa. Oczywiście wyniki wyszły super, żadnych wad, żadnego ryzyka. We wtorek miałam wizytę, ale w czwartek miałam silne bóle w okolicach krzyża, cała byłam zapłakana - bez powodu, jeszcze byłam umówiona ze swoim lekarzem na to by obejrzał wynika pappa. Okazało się, że nie ma ich jeszcze, a mój lekarz wyjeżdża i nie mam jak się z nim później skontaktować. Z
 
Ostatnia edycja:
reklama
muszę pisać w kilku postach bo mi pół tekstu wcieło :wściekła/y:

Poszłam jeszcze na zakupy ubraniowe dla mojego starszego synka na poprawę humoru. Zadzwoniłam do koleżanki i umówiłam się na rozbijanie smutku przy pomocy lodów. Pojechałam do domu i zobaczyłam krew, było jej więcej i z innego powodu (zwykle te krwawienia były związane z wizytą w toalecie). Zadzwoniłam jeszcze do mojego lekarza, ale już nie udało mi się z nim skontaktować, wiec pojechałam do szpital. Tam pani doktor miła, ale niedelikatna przeprowadziła badanie i dłuuuuuuuugie usg. Zapytała czy znam płeć dziecka, a ja powiedziałam, że to prawdopodobnie synek, potwierdziła przypuszczenia innego lekarza, ale na papierze nic nie miałam. Z dzidzią i łożyskiem wszystko ok, serduszko pięknie bije i dalej mam leżeć i brać leki (od początku byłam na duphastonie, później doszła do tego 3 razy dziennie nospa. Wyszłam ze szpitala na drugi dzień, bez badania usg, tylko ze zwiększoną dawką leków 4 razy duphaston plus luteina dopochwowo 2 razy i ta nospa. W niedziele pojechałam nad morze z rodzinką. Bardzo obawiałam się tego wyjazdu, bo znam moich krewnych i siebie. Ale powiedziałam, że zrobię to dla mojego dwulatka, bo często choruje, a inhalacje z jodu miały mu pomóc. Było tak jak się spodziewałam i powiedziałam, że pierwszy i ostatni raz. We wtorek po powrocie do domu miałam wizytę kontrolną u swojego lekarza
 
Zabrałam męża i synka, który miał zobaczyć pierwszy raz swojego braciszka. Wiedział, że mama jest w ciąży, pokazywał, gdzie jest dzidzi, wydawało się że się cieszy na rodzeństwo. Powiedziałam swojemu lekarzowi, że chciałabym, alby synek zobaczył swojego braciszka, ale on odpowiedział, że lepiej zabrać go na usg połówkowe. Zgodziłam się z nim, bo tamten sprzęt był o wiele lepszy. Po rozmowie przyszła pora na badanie, niby wszystko ok, nawet polip odpadł. Nadeszła pora na usg, miało być przez brzuch(16/17 tc), ale nie było widać, więc dopochwowo i tu już było widać, dziecko się nie ruszało, nie biło serduszko. Z wymiarów dziecko miało 12 t i 5 d, a z ostatniego usg z końca czerwca 13 t). Zaczęły mi lecieć łzy, chciałam potwierdzenia, już, natychmiast. Ale było tylko skierowanie do szpitala na drugi dzień, by to potwierdzić i nie przedłużać tego stanu. Wpadłam w wielką rozpacz, słaniałam się na nogach, a najgorsze, że widział to mój mały synek. Ciągle płakałam, nic do mnie nie docierało. Lekarz wypisał mi coś na uspokojenie i po aptece wróciliśmy do domu. Mąż zaprowadził małego do babci, a ja poszłam do domu i wyłam.
 
Nie chciało mi się żyć, ale wiedziałam, że mam dla kogo. Przepłakałam prawie całą noc. Szukałam informacji, co dalej, jakie mam prawa, bo wiedziałam, że w szpitalu nic mi nie powiedzą. Przyszłam do szpitala, tu kolejne usg potwierdzające diagnozę, serduszko nie biło, Przemuś się nie rozwijał i taki stan musiał trochę trwać. Wyszło na to że zmarł zaraz po wyjściu ze szpitala. Miałam już wszystko zaplanowane, pokoik, ciuszki po starszym bracie plus nowe tylko dla niego. Po wizycie miała jechać po poduszkę dla ciężarnych, bo mnie kręgosłup bolał. Święta miały być z naszym małym szkrabem i...
 
W szpitalu poszło szybko, dostałam dwie tabletki plus na uspokojenie, chwilę udało mi się usnąć, mój lekarz przyszedł do mnie bo kończył dyżur i opowiedział, co będzie dalej. O 14-30 miałam dostać kolejne tabletki, ale wcześniej zaczęły się skurcze, krwawienie i mdłości. Zostałam zawołana i po kilku ruchach lekarza urodziłam mojego Przemusia. Miałam tą świadomość, bo miałam znieczulenie miejscowe- w szpitalu brakuje anestezjologów)|.Był taki mały i cudowny. Mimo że ciało już się rozkładało, miał wszystko, malutkie rączki i nóżki, przepiękną twarzyczkę. Na początku chciałam go pochować, ale po nocy spędzonej w domu (wieczorem mnie wypisali) doszłam do wniosku, że chyba tego nie chce. Dzisiaj podpisałam papiery o kremacji w szpitalu, ale nie jestem przekonana. Wiem, że już za późno, ale sama nie wiem co mam czuć. Brakuje mi mojego małego synka. Nie wiem jak zniosę wzrok innych, gdy będą wiedzieć, nawet nie myślę o powrocie do pracy. Chce skorzystać ze skróconego urlopu macierzyńskiego. Wiem tylko, że chce znów być w ciąży i to jak najszybciej. Wiem, że to niebezpieczne, że kolejne dziecko nie może być zastępstwem dla mojego drugiego synka, o którym nigdy nie zapomnę. Wiem, że to wszystko jest świeże i że jakoś to się ułoży, ale serce mi pęka. Muszę normalnie funkcjonować, by mój starszy synek na tym nie cierpiał, ale z drugiej strony już nic mnie nie obchodzi. Nie umiem sobie radzić z przeszłością, boje się przyszłości. Czuje się zawieszona w czasie.
 
Mój lekarz i położne dały mi dużo wsparcia, leżałam w izolatce, prawie cały czas był ze mną mąż. On jest dla mnie wielką podporą. Stosunek ordynatora mnie odepchnął. Kiedy powiedziałam mu że chce pochować synka, skwitował, że nikt mi go nie pochowa, bo nie znamy płci. Przy wypisie stwierdził, że mogę wysłać ciało kurierem i zrobią badanie, ale to koszt 3 500 zł. Dziś już wiem, że to nieprawda, ale wczoraj nie miałam siły już niczego szukać. Chciałam dostać pisemne zgłoszenie urodzenia dziecka i wywalczyłam to, już jest wysłane, a ja będę miała dowód na istnienie mojej małej kruszynki. W urzędzie dostanę akt urodzenia dziecka z adnotacją, że urodziło się martwe. Ale chciałam mieć ślad, że ten mały człowieczek istniał, że był częścią mnie i że bardzo go kochałam i nadał kocham. Wiem, że nasz mały Aniołeczek patrzy na nas z góry a ja nigdy o nim nie zapomnę.
 
Fionka zapalam ( *) dla Twojego Aniołeczka .
Niestety też jestem Aniołkową mamą tyle tylko , że moja , nasza historia skonczyła się troszkę wcześńiej ,bo w 9 tygodniu nigdy jej tutaj ( na baby boomie ) nie opisywałam , ale dzieciątko-aniołek cały czas jest w moim sercu na równi z moimi dwoma ziemskimi szkrabciami .To wszystko powraca raz z większą raz z mniejszą siła ... Tak jak opisują wszystkie Aniołkowe mamy czas troszkę leczy rany , wiesz niedawno trafiłam tutaj na forum Aniołkowych mam zaczęłam czytać , od pierwszej strony , jakby szukając wsparcia , jedna z mam podrzuciła stronkę ,może Ty tez prezczytasz , cudną jak dla mnie Bajkę dla Rodziców , czytając poryczałam się jak bóbr , ale gdzieś w serduchu mała ulga ,chcę wierzyć że mojemu Aniołkowi może być tak wesolutko i jest szczęśliwy
Bajka dla Rodzicow

życze Ci duuuużo sił i ściskam na odległość

nie miej wyrzutów sumienia , że chcesz jak najszybciej drugiej dzidzi , chyba wszystkie tak mamy , nie odparte pragnienie dawania macierzynskiej miłośći , której w sercu mamy jest pod dostatkiem


wklejam też link aniołkowych mam tam są dziewczyny które zrozumieją i wiedzą jak wesprzeć czasem pomóc ...

https://www.babyboom.pl/forum/pozeg...olach-ja-trzymalam-jednego-w-ramionach-52692/
 
Ostatnia edycja:
reklama
Do góry