Dawno mnie tu nie było, ale po prostu nie daję już rady nawet z podstawowymi czynnościami a co dopiero siedzenie przed komp. Mała chwilowo spi a ja zamiast iść coś zjeść to przyszłam tutaj się wyżalić. Mamy skończony 6 tydzień, minął okres połogu a ze mną coraz gorzej. Bywają lepsze i gorsze dni ale kilka ostatnich to dla mnie już za dużo. Moje dziecko ciągle chce do cycka. Ma jeden dłuższy sen- 3, nawet 4 godziny od wieczora do nocy, nie piszę godzinowo, bo różnie to wypada. Potem w nocy budzi się co 3 min. do godziny. Jak co 3 min. to wiadomo,że jeszcze dobrze nie uśnie a już się drze, jak co godzinę, to budzi się stękaniem i oczywiście bez cycka nie zaśnie i tak do 2 w nocy. O 2 w nocy jak uda nam się wycisnąć czasami kupę a czasami tylko kilka bączków to już jest tak rozluźniona, że chce się bawić, a my jesteśmy wtedy nieprzytomni, no ale jakoś dajemy radę ją czymś zająć z nadzieją, że zaraz dostanie cyca i pośpi do rana, ale nigdy tak nie jest
Od tej 2 w nocy to robi sobie krótkie drzemki i to takie wymuszone, my oczywiście nie śpimy, bo M ją przebiera, podaje mi do karmienia, potem ją lula i kładzie spać, no a ja oczywiście karmię, karmię karmię. Nie wiem czy można to nazwać karmieniem, bo ona mi chwile tylko pociamka i zasypia przy cycu a jak poczuje materac łóżeczka to zaczyna się drzeć, i znów do cyca, bo już lulanie nie pomaga. i tak nad ranem już z braku sił karmię ją w naszym łóżku na leżąco i jakzaśnie, to już jej nie odkładam do łóżeczka, bo sama chcę skorzystać i się zdrzemnąć, M w tym czasie, a jest to gdzieć 4 lub 5 rano, idzie się kłaść do salonu i śppi tak przy telewizorze do 6 a potem musi już wstawać do pracy. Ja w tym czasie tak z nią leżę, bo o moim spaniu nie ma mowy, a ona nie ma mocnego smu, wierci się, postękuje aż w końcu się budzi i potrafi już nie spać aż do wieczora
a do tego czasu ja przez 10 godzin z przerwami na jej krótkie drzemki KARMIĘ. Już nie daję rady, ona cały czas się domaga cyca, tylko przy nim się uspokaja i przy nim zasypia, na moich rękach, ale ja tak nie mogę przecież. Przez to nie odżywiam się dobrze, zdarza się, że pierwszy posiłek jem jak M wraca z pracy i mi zrobi. Nie mogę sobie zrobić nic do picia, piję, jak mi się uda oderwać na chwilę małą, herbatę z termosu... jak chce mi się czegoś ciepłego. Bolą mnie plecy, bo się ciągle garbię podczas karmienia, trudno mi znaleźć dogodną pozycję, mała się drze w niebo głosy, ja ryczę, z nerwów, z głodu, bo jak się idę wysikać to ona się drze. Oczywiście są chwile, kiedy znajduje czas na zabawę ,wtedy się nie drze, ale ile to potrwa... i tak w tym czasie muszę być przy niej. Jak się skupi na karuzeli to góra 5 min. W bujaczku jak jest sama to się wkurza, i tak muszę przy niej siedzieć. Z resztą długo to nie trwa bo się zaraz drze i chce do cycka. Bo już nie wiem co innego mogło by być, ma sucho, jest przebrana w wygodne rzeczy, nie ma gorączki. Czy tak wygląda karmienie na żądanie??? Do tego jestem z tym wszystkim sama. Jak była położna 4 razy, to oczywiście były już takie problemy, ale zdarzało się to w kratkę, a teraz co dzień. Z resztą zbytnio położna mi nie pomogła w tej kwestii. M bardzo mi pomaga, ale to nie on karmi piersią. Czasami w trudnych bardzo chwilach, kiedy i ja już płaczę, namawia mnie, żeby dać mm. Ja nie chcę tego robić, bo wiem, że mam dużo pokarmu, piersi są przepełnione, bolące, jak przyciskam, to mleko leci, ale laktatorem trudno mi ściągnąć... Dziś daliśmy mm za namową M. On myślał, że ona się naje i będzie spała, spała 1 godzinę po czym znowu ryk. Ja w czasie jej snu oczywiście sama nie spałam, bo musiałam odciągnąć swój pokarm, bo bolały mnie piersi, i co, udało mi się już chyba z tego zmęczenia tylko 30ml odciągnć. Już nie daję sobie z tym rady. czy to się kiedyś ustabilizuje?