Dzieki pestka.
Mi tak latwo kitu nie da sie wcisnac. Wczoraj zwyczajnie baba mnie zdenerwowala. Mala z lozka wyciagnelam o 7ej, na mrozie musiala kawal isc, bo autobus nam uciekl i musialysmy sie do innego doczlapac. Do tego byla wojna, bo ona chciala na rece, a ja nie chce jej nosic - ma nogi, niech chodzi. Dortarlysmy do Y, wypelnilam formulaz i czekalysmy od 9ej do 10ej, az byla nasza kolej. Mala ganiala sie z jakimich chlopcami az wreszcie zaczela zabierac krzeselko jakiejs dziewczynce. No to jej je odebralam. Mloda sie zezloscila i rzut na ziemie. W tym czasie terapeutka, czy kto to tam jest, wyszla nas wywolac. Mala stanela na rowne nogi, bo zobaczyla pomieszczenie z zabawkami. Okazalo sie, ze nie idziemy do tego pokoju, ale do jakiegos gabinetu, a tam na podlodze kilka puzzelkow dla niemowlakow. Mala je poukladala, czyms tam sie pobawila. No i mowi, ze chce isc tam, gdzie jest wiecej zabawek - jakas kuchnia, narzedzia, pilki... No i byla akcja pod tytulem "zaciagnac matke sila, skoro sluchac nie chce". Do tego Kostka nie chciala sie z ta babka bawic, nie patrzyla na nia, na mnie byla zla wiec tez kontaktu wzrokowego nie trzymala. No i to pozwolilo pannie wyciagnac wniosek, ze dziecko trzeba dalej badac.
Jasne, ze trzeba. Trzeba znalezc przyczyne nieumiejetnosci komunikowania sie, ktora moim zdaniem jest zapalnikiem frustracji - no ale ja jestem tylko socjologiem ;-). Nie dam mlodej nakleic etykietki, ale chce zeby ktos pomogl mi w pomaganiu jej.
Kostka miewa zachowania ze spektrum autyzmu, ale wiekszosc dzieci takimi sie wykazuje.
Nic to, zobaczymy co bedzie dalej.