Mam dość zajmowania się dorosłą, niepełnosprawną pasierbicą.
Kiedy mój mąż był jeszcze nastolatkiem on i jego ówczesna dziewczyna zaliczyli wpadkę. Tyle, że przy porodzie coś poszło nie tak i dziewczyna jest niepełnosprawna. Muszę przyznać jej matce, że dzięki niej jakoś chodzi. Co prawda, chwiejnie, kaczkowato i sztywno, ale jakoś idzie. Podobno ma do tego jeszcze jakieś zaburzenia integracji sensorycznej. Teraz ma dwadzieścia dwa lata i żyje z matką.
Od kiedy po raz pierwszy raz ją zobaczyłam to jej nie polubiłam. Była aż za cicha jak na dzieciaka. Najbardziej co mnie przerażało w niej to kompletne zmiany nastrojów. Raz właśnie była zbyt cicha, drugi raz popadała w ekstazę i kochała cały świat, trzeci raz wpadła w histerię a piąty raz w płacz. Tak jej już zostało, jej matka tłumaczy, że tak już ma. Średnio jednak mnie to obchodziło. Wkurzało mnie jedynie, że mąż ciągle płaci na nią alimenty, pomimo że jest już dorosła. Niestety jest nieugięty pod tym względem.
Dwa tygodnie temu jej matka tak sobie złamała nogę, że musi teraz siedzieć w gipsie. Ona z moim mężem postanowili że ta lejla zamieszka u nas. Próbowałam zaproponować inne opcje typu no nie wiem, wynająć im opiekunkę skoro i tak już płaci, jednak nie dał się przekonać.
Jeśli chodzi o jej zachowanie no to jest zmiennie. Najczęściej siedzi cicho, czyta książki czy siedzi przy komputerze. Nigdy mnie czy męża o nic nie prosiła. Czasami jednak urządza taką histerię z krzykiem i płaczem, że aż sąsiedzi wzywają służby. Często też rzuca własnym telefonem o ściany. Histerie są zazwyczaj na błahe tematy typu źle ustawiona książka (przez nią samą) czy kłótnia matką sprzed paru lat. Tłumaczy się potem, że miała taki kaprys i w sumie nie wie czemu. Przez inne dni potrafi być albo cicha albo nadmiernie radosna.
No i opieka nad takim „dzieckiem” jest trudna. A to trzeba jej pomóc wejść po schodach (mieszkamy na drugim piętrze) a to muszę jej pomagać wejść do wanny (mąż się wstydzi), trzeba pięć razy w tygodniu wozić na rehabilitację, sama na spacer też nie wyjdzie, ale akurat w tych obu dziedzinach mąż odwala połowę roboty. Posprząta jedynie swój pokój i to na czworakach.
Naszego siedmioletniego synka a jej brata przynajmniej trzy razy dziennie prosiła by coś jej podał. Skończyło się to dopiero po tym jak przebyłam z nią ostrą rozmowę.
Powoli czuję wyczerpanie...
Aha i jest całkowicie w normie intelektualnej (były robione testy), jest inteligentna, w liceum wygrywała olimpiady z polskiego. Jedynie z emocjami i kontaktami społecznymi jest kiepsko
Kiedy mój mąż był jeszcze nastolatkiem on i jego ówczesna dziewczyna zaliczyli wpadkę. Tyle, że przy porodzie coś poszło nie tak i dziewczyna jest niepełnosprawna. Muszę przyznać jej matce, że dzięki niej jakoś chodzi. Co prawda, chwiejnie, kaczkowato i sztywno, ale jakoś idzie. Podobno ma do tego jeszcze jakieś zaburzenia integracji sensorycznej. Teraz ma dwadzieścia dwa lata i żyje z matką.
Od kiedy po raz pierwszy raz ją zobaczyłam to jej nie polubiłam. Była aż za cicha jak na dzieciaka. Najbardziej co mnie przerażało w niej to kompletne zmiany nastrojów. Raz właśnie była zbyt cicha, drugi raz popadała w ekstazę i kochała cały świat, trzeci raz wpadła w histerię a piąty raz w płacz. Tak jej już zostało, jej matka tłumaczy, że tak już ma. Średnio jednak mnie to obchodziło. Wkurzało mnie jedynie, że mąż ciągle płaci na nią alimenty, pomimo że jest już dorosła. Niestety jest nieugięty pod tym względem.
Dwa tygodnie temu jej matka tak sobie złamała nogę, że musi teraz siedzieć w gipsie. Ona z moim mężem postanowili że ta lejla zamieszka u nas. Próbowałam zaproponować inne opcje typu no nie wiem, wynająć im opiekunkę skoro i tak już płaci, jednak nie dał się przekonać.
Jeśli chodzi o jej zachowanie no to jest zmiennie. Najczęściej siedzi cicho, czyta książki czy siedzi przy komputerze. Nigdy mnie czy męża o nic nie prosiła. Czasami jednak urządza taką histerię z krzykiem i płaczem, że aż sąsiedzi wzywają służby. Często też rzuca własnym telefonem o ściany. Histerie są zazwyczaj na błahe tematy typu źle ustawiona książka (przez nią samą) czy kłótnia matką sprzed paru lat. Tłumaczy się potem, że miała taki kaprys i w sumie nie wie czemu. Przez inne dni potrafi być albo cicha albo nadmiernie radosna.
No i opieka nad takim „dzieckiem” jest trudna. A to trzeba jej pomóc wejść po schodach (mieszkamy na drugim piętrze) a to muszę jej pomagać wejść do wanny (mąż się wstydzi), trzeba pięć razy w tygodniu wozić na rehabilitację, sama na spacer też nie wyjdzie, ale akurat w tych obu dziedzinach mąż odwala połowę roboty. Posprząta jedynie swój pokój i to na czworakach.
Naszego siedmioletniego synka a jej brata przynajmniej trzy razy dziennie prosiła by coś jej podał. Skończyło się to dopiero po tym jak przebyłam z nią ostrą rozmowę.
Powoli czuję wyczerpanie...
Aha i jest całkowicie w normie intelektualnej (były robione testy), jest inteligentna, w liceum wygrywała olimpiady z polskiego. Jedynie z emocjami i kontaktami społecznymi jest kiepsko