reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Małgosia, 33 t, 1700 gram

Neciuszka

Fanka BB :)
Dołączył(a)
4 Sierpień 2011
Postów
4 048
Miasto
Ćmińsk
Postanowiłam nareszcie opisać naszą historię, najwyższa pora.

5 kwietnia w Wielki Czwartek poszłam do lekarza prowadzącego ponieważ miałam tego dnia podwyższoną temperaturę i nocą zaczęłam wymiotować. Dwa dni wcześniej zaczęło mnie pobolewać w okolicy żeber. Byłam pewna że to moje dzieciątko mi dokucza już nie raz nie dwa tak było. Dostałam skierowanie do szpitala na którym napisał że podejrzewa zatrucie ciążowe lub woreczek żółciowy i coś tam jeszcze. Dając mi skierowanie powiedział że się tak rozpisał po to żeby natychmiast mi badania zrobili. Pojechałam do szpitala, który miałam za najlepsze miejsce - Świętokrzyskiego Centrum Matki i Noworodka. Tam po zbadaniu i ciśnieniu 160/ 95 lekarz dyżurujący stwierdził, że to woreczek, a oni chirurga nie mają trzeba jechać do Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego. Pojechaliśmy z mężem i tam. W drodze zaczęłam po badaniu krwawić nieco. Na miejscu właściwie od razu przyjął mnie chirurg, który stwierdził że to nie woreczek i zleci badania. Dał kroplówkę po której lepiej mi było nawet chciałam iść do domu. Przyszli powtórzyć badania że coś tam im jeszcze potrzebne. Nie pomyślałam jeszcze że coś nie tak. Umieszczono mnie na oddziale podlegającym pod ginekologów. Męża wysłałam do domu bo już późno było. Przyszedł ginekolog i przy usg się przeraził krwawieniem, podczas badania wypadł skrzep. Położono mnie na porodówkę do obserwacji czekając na wyniki badań. Krwawienie ustało. Jednak przyszedł lekarz zapytał jak się czuję, odpowiedziałam że lepiej. Usłyszałam że w wynikach tego nie widać. Zaczęli się nerwowo krzątać wokół mnie. Po raz kolejny powtórzono badania. Przyszła młoda pani doktor która miała również dyżur z ifnromacją że nie chce mnie denerwować ale muszę wiedzieć że nie jest dobrze i trzeba będzie prawdopodobnie robić CC. Popodłączano mnie do kroplówek i nie wiem czego jeszcze. Przyszły wyniki - tragedia mimo niezłego samopoczucia znajdowałam się w stanie ciężkim. Płytki krwi tylko 15 tys (u zdrowego człowieka mniej więcej 300 tys), reszta badań wątrobowych i innych też zła. Zdecydowano o cc jak tylko podadzą mi taką ilość płytek żeby to było bezpieczne dla mnie i maluszka. Byłam wtedy sama wystraszona przerażona. W domu nikt nic nie wiedział nie było czasu na dzwonienie. Przyszedł moment kiedy zawieziono mnie na salę. Wyciągnięto moją Perełkę nie płakała, nie widziałam jej. Serce rozrywało mi na kawałki. Powiedziano mi tylko że dziecko jest w stanie bardzo ciężkim, nie oddycha, jest reanimowane. Tyle mojej wiedzy na obecną chwilę. Moja kruszynka przyszła na świat o 3.35 w Wielki Piątek. Ważyła 1700 gram potem spadła do 1500.Rano zadzwoniłam kiedy już dotarło do męża co się stało natychmiast przyjechał. Cały czas brak informacji, potem powiedziano nam że jest nadal w ciężkim stanie ale stabilna. Zabrano ją na OIOM do Szpitala Dziecięcego. Tam spędziła najcięższy dla nas i dla siebie miesiąc. Wyniki miała złe, jedzenia nie tolerowała. Wysłano badania do Warszawy czy z mojego powodu nie ma uszkodzeń organizmu. Ale pewnego pięknego dnia wszystko zaczęło iść ku dobremu i tak jest nadal. Ktoś czuwał nad nami obiema. Moje słoneczko urodzone z zamartwicą ciężką, niewydolnością oddechową, która otrzymała 1 punkt jest zdrowa. Rozwija się prawidłowo na chwilę obecną. Tylko we mnie nadal ból i strach o moje maleństwo, które zobaczyłam dopiero 2 tygodnie po porodzie.
 
reklama
kochana, jak ja Cie rozumiem... u nas podobnie było - nagły i niespodziewany poród w 32 tyg., zamartwica, zzo, reanimacja; potem 15 dni respiratot, niepewne rokowania; a teraz - 16 m-cy, synek rozwija się jak każde inne urodzone dziecko o czasie:) kumaty, sprawny ruchowo (tupta samodzielnie); tego i Wam życzę w dalszej drodze! zdrówka i mnóstwa satysfakcji i radości z rodzicielstwa:)))

ps. naszej historii tu nie znajdziesz, nie mam jeszcze siły (głównie psychicznej) by do tego wracać
 
andariel ja uznałam że pora się "oczyścić" upłakłam się pisząc to wszystko ale mi lepiej. Rodzina wspiera ale od nich słyszę że to było minęło. Nie potrafią zrozumieć co czuję bo to pierwszy wcześniak w rodzinie. Bardzo Ci dziękuję za te ciepłe słowa :*
 
Neciuszka życzę Tobie i Małej aby wszystko się poukładało. Pewnie będzie to małymi kroczkami ale sama się zdziwisz nie raz ile wcześniak ma w sobie woli życia, walki i samozaparcia i energii. Napisz coś więcej o córeczce, jak obecnie u Was to wygląda. Ile waży, od kiedy jest w domku :-)A psychicznie to chyba każda z nas bardzo długo borykała się z przeżyciami. Innie tego nie zrozumieją i nic na ot nie poradzisz. Przedwczesny poród pozostawia blizny na bardzo długo.
 
Dominic zgadzam sie. W czasie kiedu powinnysmy patrzen na nasze coraz wieksze brzuchy to drzalysmy o zycie nadzych dzieci walczacych w szpitalu. U mnie do tej pory nie nadezla faza pogodzenia. Ciagle mam zal do losu ze moje macierzynstwo jest odarte z takiej "normalnosci".
Mamy donoszonych dzieci nie rozumieja. Ciagle slysze ze przeciez jest fajnie, rozwija sie itd.
 
Dominic Małgosia była w szpitalu miesiąc wróciła do domku 6 maja wtedy ważąc 2,5 kg. W chwili obecnej waży 5 kg i mierzy 58 cm. Mamy za sobą te całe wizyty u specjalistów. Właściwie zastrzeżeń nie ma, jedynie nerurolog asymetrię stwierdził lekką ale z tym sobie radzimy. Wszyscy są zadziwieni że z takiego rozpoznania rozwija się prawidłowo prawie jak terminowe dzieciątko. Urodziła się 7 tygodni za wcześnie z naszych obserwacji i pediatry pewne rzeczy uczy się później o jakieś 3 tygodnie a pewne terminowo do wieku urodzeniowego. Dość długo był problem z tolerowaniem jedzonka robiły się zastoje więc wymiotowała itp. Teraz już jest dobrze zabieramy się powolutku za rozszerzanie diety o marchewkę itd.

Moje macierzyństwo tak jak calzedonia piszesz zostało odarte z "normalności". Zawsze marzyłam o dwójce dzieci a teraz drżę żeby nam się "nie przytrafiło" bo diagnoza jest jasna znów będzie to samo. Tylko pytanie kiedy i czy uda się donosić na tyle żeby maluszek sobie poradził. A jak słyszę tekst przecież jesteś jeszcze młoda... to mnie nerwa bierze bo chyba inni sobie nie zdają sprawy że to nie takie proste. Nadal czuję się winna temu co się stało choć staram się przełamać i dla córeczki poradzić sobie z własnymi uczuciami.

jeśli macie jakieś rady jak w codziennej opiece wspomóc rozwój wcześniaczka chętnie przyję
 
Mój synek też 7 tygodni przed terminem przywitał świat ale ze znacznie niższą wagą, 1105 g. Też w szpitalu miesiąc. Też była asymetria, regularnie chodziliśmy do rehabilitanta i codziennie ćwiczyłam z nim w domu, to co nam rehabilitant zalecił. Macie jakąś rehabilitację? Jak nie to poproś pediatrę o skierowanie do OWI. Domi w 7 miesiącu dogonił rówieśników z wszystkimi umiejętnościami.

Co do odarcia z normalności to mnie bardzo bolało to, że nie dane mi było przeżyć tych pierwszych chwil po porodzie tak, jak powinno to się odbyć. Nie było radości z przyjścia na świat mojego dziecka a tylko strach i łzy, lekarze mówiący tylko "to wcześniak, wszystko może się zmienić w ciągu godziny", położne pytające czy jest już pokarm bez pomocy w jego uzyskaniu. Generalnie paskudny, długi baby blues.
 
jak bym siebie widziała. Zobaczyłam Ją pierwszy raz 2 tygodnie po porodzie. Wcześniej mąż telefonem zdjęcia robił i mi pokazywał bo ja byłam w innym szpitalu. Z tego wszystkiego karmiłam tylko 3,5 mca piersią teraz już na MM jesteśmy. Nie mamy rehabilitacji ponieważ neurolog uznał że nie jest potrzebna pokazał mi jak układać i ćwiczyć i jest dużo lepiej. Nam ordynator mówił podobnie, mówił że coś było lepiej ale nie dawał nadziei że będzie jeszcze lepiej "bo to jest wcześniak".

Dużo mi dało to że ordynator przeniósł mnie gdzie indziej z dala od mam. tylko 4 godziny po porodzie leżałam z mamami z dziećmi a łzy leciały ciurkiem. Wylądowałam na ginekologi bo tam była pusta sala.
 
reklama
dziewczyny ja tez jestem mamą wczesniakow blizniakow Miłoszka1700gr i Milenki 1620gr urodzonych w 32tc tez niestety nie mialam tej przyjemnosci miec dzieci przy sobie.przezywalam traume jak widzialam moje dzieci w inkubatorach pelno rurek i innych sprzetow myslalam ze mi serce peknie a najgorzej bylo jak któres zaczynalo plakac a ja nie moglam ich przytulic to serce jeszcze bardziej zcisnięte a ja stalam biedna w tej koszulinie szpitalnej taka bezradna do dzis mam łzy jak o tym mysle, corcia oddychala sama a synus 9 dni przy respiratorze nigdy nie zapomne widoku tej malutkiej wykrzywionej buzki od tych rurek
trzymam mocno kciuki za wszystkie malenkie bezbronne wczesniaczki
moj synus niestety mial wylewy ale jestem dobrej mysli
pozdrawiam
 
Ostatnia edycja:
Do góry