Hej. Jestem i ja. Jakaś ostatnio jestem zmarnowana. Sił brak, tu boli, tam ciężko, jak tylko mogę to leżę i tak mi dni mijają.
W skarbówce się usprawiedliwiłam, że dokumentów nie mam, że nie będę jechała specjalnie, żeby im to powiedzieć, a w razie co mam zwolnienie. Tam też pracują ludzie, dogadałam się na razie tak, że mam czas na załatwienie tych papierów z ojcem, a w razie kłopotów, to im to zgłosić. Szanowny tatuś nie reaguje na nic, chciałam wyciągnąć rękę, zaprosić do siebie, porozmawiać. Nie przyjechał. Mało tego, nagadał mężowi, jacy oni czyli on i moja siostra są w tym wszystkim poszkodowani. Nie chce mi się nawet tego komentować. Stworzył sobie dwa obozy, gdzie my z mężem jesteśmy wrogami i nic do niego nie dociera. A ja już nie mam do tego siły. Potrafię pół dnia przepłakać z bezsilności. Każdy potrzebuje rodziny, a ja na swoją liczyć nie mogę.
O teściach nawet nie wspomnę.
Także dziewczyny, zazdroszczę wam dziadków dla waszych dzieci. Ja się ostatnio dowiedziałam, jak mój tatuś ślicznie spaceruje z wnuczką swojej ukochanej. Zakupy, prezenciki, place zabaw. Jest mi przykro, jestem rozgoryczona i marudzę, wiem. Już nie będę, ale naprawdę nawet nie mam się komu wyżalić.
Finansowo też niestety kiepsko. Sezon tragiczny, weszliśmy z buciorami na oszczędności, a te mają to do siebie, że szybko znikają. Mam nadzieję, że coś się ruszy, bo będzie nieciekawie.
Fifiś męczący, Zosieńka też daje się we znaki, ale to są nasze największe skarby więc nie możemy się poddawać. Siądę sobie w kąciku, popłaczę, a potem staram się wrócić z uśmiechem. Zwłaszcza, że sytuacja też nie za dobrze wpływa na M. Widzę jaki chodzi pognębiony i nie wiem co z tym robić.
Wymyśliliśmy sobie, że jutro pójdziemy do kina. Zobaczymy co z tego będzie
