Owszem, wtedy już nic nie da się zrobić, ale jeśli jest początek to można zrobić ten przyrost. Choć nie trzeba. Ja w dwóch ciążach robiłam, w jednej nie, teraz robię.
W listopadzie miałam tak że pierwsza beta pozytywna, cieszyliśmy się, po dwóch dniach okazało się że przyrosła ledwie 20% i owszem, wiedziałam, że nic się nie da zrobić, ale dało mi to jasno do zrozumienia że nie ma sensu się nastawiać. Gdybym nie robiła i 2 tygodnie od testu pozytywnego dostała krwawienia to bym panikowała, szpital itp. nic by nie zrobili, ale ile bym stresu się najadła i szpital z dala od dzieci. A tak przynajmniej wiedziałam że obumiera, poszłam do lekarza, potwierdził że nic nie widać, kazał czekać max. Tydzień na krwawienie, jakby się nie pojawiło to możliwe że bardzo powoli zarodek by się rozwijał, ale z takiego zarodka i tak by dziecka nie było i musieliby łyżeczkować. Rzeczywiście po około tygodniu zaczęłam mocno krwawić, ale potraktowałam to jak miesiączkę, a nie panikowała i dzwoniłam po lekarzach. Samo się oczyściło.
Ogólnie tak, beta stresuje, ale lepiej to przeżyć i wiedzieć jakie są prognozy niż potem się stresować w gorszej sytuacji. Takie jest moje zdanie. Aczkolwiek przy drugiej córce nie sprawdzałam, ale o niej się dowiedziałam w około 6 tygodniu, po 4 dniach od testu byłam u lekarza i już biło serce.