ja nie umiałabym siedzieć za długo w domu. Po pierwszym porodzie 7 mcy, po drugim 9 i powrót do pracy, ale też ze względów finansowych, bo nie da żyć z dziećmi za 1500zł :-( (do tego kredyt mieszkaniowy, przedszkole ehh masakra). Jak byłam w domu wszystko robiłam leniwie, nie spiesząc się zbytnio, a teraz to masakra jakaś. Wstaję o 6, piszę z łazienki żeby nie było
tylko tu mam chwilę dla siebie
do godziny 8 muszę mieć zrobiony obiad dla nas, dla Mai, przygotować deserek jej, wyszykować Julkę do przedszkola a potem zaprowadzić, oczywiscie prysznic, suszenie głowy, rehabilitacja Mai, zabawa z dziećmi, karmienie Mai i przebranie, zmycie naczyń po przygotowaniu obiadu, czasem zdążę jeszcze odkurzyć, no i o 8 wychodzę zaprowadzić córkę do przedszkola i idę spacerkiem do pracy robiąc po drodze zakupy. Pracuję 9-17, w domu jestem ok 17:30 czasem później. Dzieci widzę jak na lekarstwo, ale wtedy chwytam każdą chwilę z nimi i wykorzystuję na maxa. Nie umiem siedzieć w domu, muszę mieć kontakt z ludźmi, znajomymi, więc jak mąż wraca z pracy to zdarza się że po 20 wychodzę na plotki z kumpelą czy choćby do mamy. Będąc na macierzyńskim chwilami myślalam że oszaleję tyle godzin sama z dziećmi. Kocham je oczywiście, ale nie umiem tak funkcjonować. Pracuję od 10 lat i jestem tak przyzwyczajona do takiego trybu. Ale nie powiem chwilami chciałoby się wrócić do domu posiedzieć i nic nie robić przez dłuższy czas. Cieszę się, że mam dobrą teściową, która opiekuje się dziewczynkami, kiedy z mężem jesteśmy w pracy. Gdyby nie ona nie wróciłabym bo na opiekunkę by mnie nie było stać.
Mam przyjaciółkę która siedzi w domu 5 rok, dostaje na głowę bo chce do ludzi i pracy, ale ma jakiegoś pecha nie może nic znaleźć. I szczęście że mąż dużo zarabia więc może przebierać w ofertach i siedzieć z dziećmi.