Ramari, super wątek !!! Ja się sporo słyszałam strasznych opowieści, a w gruncie rzeczy mam miłe wspomnienia
Poród miałam wywoływany 11 dni po terminie !!! na porodówkę szłam z szyjką na 3,5 cm i rozwarciem na opuszek
położna mówiła, że poród będzie baaardzo długi, wysłała nawet M do domu i kazała nie przyjeżdżać przed 20 ...
o 12 podłączyli mnie pod ktg, o 13 dali oxy - cały czas leżałam plackiem pod ktg !!! skurcze pojawiły się od razu, ale ktg nic nie pisało
po 2 godz. skurcze były już tak mocne, że nie byłam w stanie leżeć, wreszcie zaczęły się pisać na ktg i uwierzyli, że nie ściemniam ...
akurat przyjechał M, bo nie mógł wysiedzieć w domu i przenieśli nas na salę rodzinną ...
kolejne 2 godz. wisiałam sobie na drabinkach, troszkę pokrzyczałam itp.
parę minut przed 17 parte, skok na fotel, kilka rad położnej, których na prawdę warto słuchać, dosłownie 3 skurcze i mała była na świecie :-)
wszyscy w szoku, że tak szybko poszło !!! chociaż ja uważam, że to w dużej mierze zasługa wspaniałej położnej
nie miałam znieczulenia, nawet o nie nie pytałam, bo bardziej bałam się igły w plecy niż bólu porodowego
przeżyłam wszystko, co podobno najbardziej boli ... czyli oxy i kilka masaży szyjki, które na prawdę bardzo przyspieszyły akcję
no i udało się urodzić bez nacięcia, mimo, że pierwszy poród i dziecko w cale nie maleńkie
dla mnie obecność M nieoceniona ...
nie należę do osób, które oczekują, że personel będzie skakał koło mnie jak muchy koło 'g' ... są inne porody, a położna też człowiek i ma prawo napić się herbaty
Miałam M, więc było się do kogo odezwać, komu pożalić, miał kto podać wodę i zawołać położną, kiedy było trzeba !!!
A jego dumna mina, jak przecinał pępowinę i wziął córeczkę na ręce - bezcenna !!!
mam nadzieję, że wszystkie czerwcowe porody będą krótkie, lekkie i przyjemne ...
ja chciałbym tylko, żeby tym razem akcja ruszyłam sama ... reszta może być 'po staremu' ;-)