Moniusia :* znam to uczucie. Tez kiedyś to przeszłam. Potem jeszcze etap wyparcia. Czyli jak ja nie lubię dzieci.
Wiesz ja myślę, że jeśli nie będzie to problem żebyś odpuscila sobie te chrzciny to ja bym nie poszła. Nie dla innych a dla siebie. Po co samej sobie dostarczać niepokojów.
A co do tego pana z Twojej opowieści to zachował się conajmniej bezczelnie. :/
W tej rodzinie jest tak, że jak komuś się rodzi dziecko to jest dziecko wszystkich i każdy powinien jarać się nim na maxa... Po prostu są tacy mega "słodcy" ,Choć jego brat jest super facetem, i kocham go jak swojego brata, to ma za super wyobrażenie o życiu i nasze nieszczęście nie mieści się w jego kanonach i jakby to wypiera.
Co do etapu, że nie lubię dzieci oj tak
Chyba go właśnie kończę. Marzyłam niedawno, żeby powiedzieć teściowi np., albo właśnie temu bratu, że nienawidzę bachorów, żeby się trzymali z daleka ode mnie i nie mówili o bachorach
No tak, ale przeczę samej sobie. Skoro tak nienawidzę to po co chcę mieć i tak cierpię...
W rzeczywistości nigdy tak nie było, że nienawidziłam. Wiadomka...
najki, no właśnie nie wiem. Z drugiej strony chcę pokazać, że potrafię i wszystko mi disco. ;p Ale wiem, że jak przychodzą słodkie słówka, osaczanie dziećmi to mogę wybuchnąć. I sama nie wiem. Głównie chodzi mi o M., ale on to tak rozumie wszystko, że aż jestem w szoku. W ogóle nie jest zły, że tak się dzieje, rozumie, że to nie przeze mnie tylko przez sytuację. Bosz, chyba mam idealnego faceta...
Oni nie tyle mnie osaczają, bo ja się czuję tam trochę wyobcowana, jakbym im przeszkadzała, bo wiedzą jakie mam nastawienie.. bardziej w sumie do mojego M.... Przywitaj się z nią, zobacz Twój wujek, zobacz wujek jaka jestem śliczna, Twoja chrześnica kochana.. i dokładnie takie słowa...a mnie jakby nie było.. troszkę to przykre.. Nie chcę się zgodzić na to, żeby to dziecko było jakby dzieckiem M., bo widzę, że oni do tego zmierzają.. bo tak w tej rodzinie jest..
Aj szkoda gadać.