Chciałam po półtora roku wyjść z ukrycia i wreszcie coś o sobie napisać,bo może to komuś pomoże ;-)
Zacznę od początku moja walka o dziecko trwała bardzo długo,bo aż 10 lat nie raz miałam chwilę zwątpienia i nie raz chciałam taką postać rzeczy zaakceptować,ale ciągle wracałam do walki,bo jeszcze jak nie miałam zielonego pojęcia,że moje losy tak się potoczą nie wyobrażałam sobie życia bez dziecka,choć z biegiem czasu starałam się pogodzić z myślą,że jednak resztę życia przeżyjemy sami :-( Tłumaczyłam sobie,że życie bez dziecka nie jest gorsze tylko inne ;-)
W trudnych chwilach zawsze miałam przy sobie moją siostrzenicę,która ma teraz 6 lat i jest bardzo mądrą dziewczynką z którą mamy świetny kontakt i zawsze była substytutem mojej córeczki. Kochamy ją strasznie mocno i to też nie raz dawało nam siłę do walki !!!
Problemy naszej bezpłodności teoretycznie leży po stronie męża,bo ma problem z nasieniem co wykluczało naturalne zajście w ciążę. Moje badania zawsze wychodziły dobrze. Przeszliśmy kilka razy inseminację ze smutnym skutkiem
W pewnym momencie byliśmy pod ścianą,bo nic nie dawało wymarzonych dwóch kresek na teście
W 2012 roku podjęliśmy decyzję o in vitro i myśleliśmy,że to panaceum na nasze wszystkie kłopoty,bo niby dlaczego miało się nam nie udać ja jestem zdrowa i potrzebujemy tylko jednego dobrego plemnika,a taki się znajdzie!! Stymulację przeszłam wzorowo z czego było 12 dobrych komórek z czego zostało wybranych 6,bo jesteśmy w programie. Zapłodniły się wszystkie i do stadium blastocysty przetrwało 4. Sukcesywnie miałam wszystkie podane i za każdym razem była ogromna nadzieja,a po badaniu bthcg płacz i rozpacz dlaczego znowu nie wyszło? Dlaczego nas to spotyka? dlaczego,dlaczego?
Czas uciekał,a my ciągle staliśmy w tym samym miejscu
Następną stymulację mieliśmy w tym roku z której nie byłam zadowolona i myślałam o zmianie kliniki,bo miałam tylko 6 komórek z czego w ostatecznym rozrachunku zostały nam 3 zarodki. Jeden podano mi w trzeciej dobie,a dwie blastki zostały zamrożone. Na betę poszłam z czystej formalności,bo już czułam,że znowu będzie porażka,a zresztą zaczynałam plamić. Wynik wyszedł jedna pierwszy raz wysoki,bo 27,51,ale na ciążę znowu za niski
Ciąża biochemiczna
Miałam zrobić sobie po tym podejściu przerwę,ale w klinice proponowali podejść od razu w następnym cyklu,bo coś się zadziało.
Następne podejście miała tradycyjnie na cyklu naturalnym i rozmyślałam co mam jeszcze zrobić,żeby się udało!!
Miałam podaną kolejną blastkę i tak szczerze myślałam,że znowu będzie to porażka,po której wykonam jakieś dodatkowe badania specjalistyczne i zmienimy klinikę,na jakąś ze świeżym spojrzeniem.
Pierwszy raz po transferze na siebie nie uważałam,bo to było dzień przed świętem zmarłych,a wiadomo jak to wygląda. Później zdecydowałam,że jedna też wybiorę się na urodziny naszego klubu fitness i tam też na siebie nie uważałam,bo pomyślałam co ma być to będzie;-)
W siódmym dniu po transferze zrobiłam bthcg,bo mieliśmy imprezę i chciałam z czystym sumieniem wypić jakiś % i jakie było moje zdziwienie jak wynik był 112,62
Nie mogłam w to uwierzyć i sto razy sprawdzałam gdzie jest przecinek
Następną betę zrobiłam dziesiątego dnia i wynosiła 678,59 i ogarnął mnie jeszcze większy szok i wiedziałam,że mam w brzuszku super bohatera,który już tyle przeszedł ;-);-)
Dzisiaj zaczynam 12 tydzień ciąży, dzidzia rośnie ja w nią wierzę,ale cały czas się boję,że mój cud się skończy.
Pamiętajcie,że nie ma rzeczy nie możliwych i trzeba walczyć do końca,bo warto i kiedyś się uda;-)
Dodam,że w styczniu razem z mężem mamy urodziny moje będą 34,a męża 37,więc do najmłodszych nie należymy,a klinika w której się leczymy to GAMETA KIELCE.
Pozdrawiam Wszystkich, trzymam mocno kciuki i mam nadzieję,że też mi będziecie kibicowali,bo bardzo tego potrzebuję
Walczcie