Cześć dziewczęta,
Piszę, bo lekko panikuję i nie za bardzo wiem gdzie mam się udać po poradę. Liczę, że wśród Was jest chociaż jedna, która miała podobny problem i coś mi doradzi.
Jestem na początku 3 tyg ciąży (licząc od zapłodnienia, bo dzidzia skrupulatnie planowana z kalendarzem w ręku ). Odkąd dowiedziałam się, że mogę być w ciąży (zrobiłam dwa testy, obydwa pozytywne) wszystko wydaje się być w porządku. Mam lekkie bóle (jak przed okresem) w krzyżu i czasem uszczypnie mnie w jajnik, jestem lekko senna i marudna, ale poza tym czuję się ogólnie w porządku. Dodam, że żadnych plamień, żadnych niepokojących objawów nie zauważyłam. Wczoraj byłam u ginekologa na pierwszej wizycie pochwalić się nowinami i na wstępnych badaniach. Doktor nie sugerowała badań usg - wiadomo za wcześnie, ale kiedy zbadała mnie wziernikiem znalazła jakieś wewnętrzne krwawienie. Faktycznie byłam przerażona, kiedy mi pokazała wziernik po badaniu. Ponieważ niedługo lecimy samolotem (o czym też ją poinformowałam i stwierdziła, że to kiepski pomysł) zdecydowała się jednak wykonać USG - na usg mało widać, ale wystarczająco, żeby wykluczyć ciążę pozamaciczną i faktycznie widać pęcherzyk. Po tej wizycie miałam brązowawe plamienia - dosłownie minimalne i przez godzinę. Dzisiaj wkładka czyściutka, żadnych niepokojących śladów. Pytanie brzmi... co to do choinki ma znaczyć? Pani doktor nie była w stanie stwierdzić dlaczego i skąd to krwawienie, zasugerowała, że może zaczyna się dziać coś złego, tylko czemu ja tego krwawienia nie widzę? Jak to możliwe, że nie wypływa i nie wypływało ani przez chwilę zanim poszłam na wizytę i, że tak powiem, zanim we mnie nie grzebano? Dostałam duphaston i świruję sobie i zamartwiam się. Czy któraś z Was miała podobny przypadek?
Z góry dzięki za wszelkie odp w temacie, pozdrawiam wszystkie mamy i przyszłe mamy
Piszę, bo lekko panikuję i nie za bardzo wiem gdzie mam się udać po poradę. Liczę, że wśród Was jest chociaż jedna, która miała podobny problem i coś mi doradzi.
Jestem na początku 3 tyg ciąży (licząc od zapłodnienia, bo dzidzia skrupulatnie planowana z kalendarzem w ręku ). Odkąd dowiedziałam się, że mogę być w ciąży (zrobiłam dwa testy, obydwa pozytywne) wszystko wydaje się być w porządku. Mam lekkie bóle (jak przed okresem) w krzyżu i czasem uszczypnie mnie w jajnik, jestem lekko senna i marudna, ale poza tym czuję się ogólnie w porządku. Dodam, że żadnych plamień, żadnych niepokojących objawów nie zauważyłam. Wczoraj byłam u ginekologa na pierwszej wizycie pochwalić się nowinami i na wstępnych badaniach. Doktor nie sugerowała badań usg - wiadomo za wcześnie, ale kiedy zbadała mnie wziernikiem znalazła jakieś wewnętrzne krwawienie. Faktycznie byłam przerażona, kiedy mi pokazała wziernik po badaniu. Ponieważ niedługo lecimy samolotem (o czym też ją poinformowałam i stwierdziła, że to kiepski pomysł) zdecydowała się jednak wykonać USG - na usg mało widać, ale wystarczająco, żeby wykluczyć ciążę pozamaciczną i faktycznie widać pęcherzyk. Po tej wizycie miałam brązowawe plamienia - dosłownie minimalne i przez godzinę. Dzisiaj wkładka czyściutka, żadnych niepokojących śladów. Pytanie brzmi... co to do choinki ma znaczyć? Pani doktor nie była w stanie stwierdzić dlaczego i skąd to krwawienie, zasugerowała, że może zaczyna się dziać coś złego, tylko czemu ja tego krwawienia nie widzę? Jak to możliwe, że nie wypływa i nie wypływało ani przez chwilę zanim poszłam na wizytę i, że tak powiem, zanim we mnie nie grzebano? Dostałam duphaston i świruję sobie i zamartwiam się. Czy któraś z Was miała podobny przypadek?
Z góry dzięki za wszelkie odp w temacie, pozdrawiam wszystkie mamy i przyszłe mamy