Całkiem sporo te 7%, ja niestety też się do nich wliczam. Myślę, że większość tego typu sytuacji to pożyczki od chwilówek i parabanków, bo jak kogoś stać na kredyt w banku to i na wyprawkę także. Z jednej strony to dobrze, że jest taka możliwość, bo czasem naprawdę nie ma się skąd wziąć pieniędzy - rodzice na głodowych emeryturach nie pomogą, znajomi mają swoje życie i własne wydatki, albo sytuacja jest nagła, bo mąż stracił pracę a oszczędności brak, ale czy tak powinno być? Na pewno przynajmniej częściowo winne jest temu państwo, wysokie podatki i niski poziom socjalny, chociaż doceniam pomysł darmowych podręczników, to jest super. Pożyczki to też jakby nic złego, o ile bierze się je z głową. Trzeba dokładnie przeczytać umowę, sprawdzić czy na pewno nas stać na raty (lepiej przyjąć wariant pesymistyczny i rozłożyć pożyczkę na dłużej niż tak się żyłować na siłę, dobre są też opcje z ratą cotygodniową - wówczas łatwiej wyskrobać te kilkanaście złotych tygodniowo). Ja wybrałam pomoc od Providenta, bo jednak lepiej spotkać się twarzą w twarz i podpisać umowę niż od niechcenia zaznaczyć kwadracik i kliknąć wyślij. Nigdy nie wiadomo kto za stoi za tymi chwilówkami przez internet. Umowy nie podpisujesz a potem za byle co masz kolosalne kary :/ Naczytałam się o tym i zdecydowanie nie polecam. Swoją pożyczkę spłaciłam przed czasem, dorabiając na korepetycjach. A, i jeszcze jedno apropos pożyczania z głową, bo niektórym odbija i biorą najwyższe możliwe sumy. Ja mimo, że pożyczam to wciąż kupuję używane książki, najtańsze zeszyty, a plecaki, piórniki i przybory zostawiam możliwie jak najdłużej, zazwyczaj ok. 3 lat i pożyczam dokładnie tyle, ile jest mi niezbędne.