Znalazłam ten wątek więc wrzucę swoje trzy grosze.
Zanim urodził się mój synek byłam bardzo napalona na pieluchowanie wielorazowe i noszenie w chuście.
Na początek kupiłam kilka otulaczy i kilka kieszonek, żeby spróbować obu opcji. Otulacze mamy zarówno w opcji "one size" jak i dopasowane do wagi dziecka. Kieszonki typu "one size". Muszę powiedzieć, ze nieco się rozczarowałam. W przypadku obu typów otulaczy zapięcia ( rzepy) są dość duże i tworzą twardy pas na brzuszku. Poza tym trzeba bardzo uważać, jak się wsadza wkład, bo jeśli coś się podwinie albo nierówno rozłoży w otulaczu to następuje przeciek. Wkładów używałam różnych - Eco pi, bambus, bawełniane frotowe, polarowe a także własnoręcznie szyte np. frote i bawełna.
Wraz ze wzrostem dziecka musi rosnąć chłonność wkładu, czyli w praktyce jego rozmiar. Sprowadzało się to do tego, że właściwą chłonność ( czyli taką, która bez przecieków wytrzyma choć jedno sikanie) uzyskiwałam dopiero pakując w otulacz np. poskładaną tetrówkę lub pieluszkę analogicznej do klasycznej tetry wielkości. W efekcie dziecko ma strasznie wielki odwłok w takiej pieluszce. Kieszonki... no cóż. Nigdy nie zdarzyło mi się, żebym mogła wymienić sam wkład, i to niezależnie od tego czy stosowałam go w kieszonce, czy traktowałam pieluchę jak otulacz. Może kiedyś trafię na otulacz idealny - nie rezygnuję całkiem z tej opcji, ale fanką wielorazówek nie zostałam.
Chusta natomiast to wynalazek genialny, strzał w dziesiątkę! Synek kocha być noszony w chuście, najczęściej uspokaja się i zasypia. Pies szaleje ze szczęścia jak widzi, że biorę chustę - wie, że idziemy na spacer.
Zamierzam w najbliższym czasie wypróbować jakieś nowe wiązania, bo Maks już samodzielnie trzyma główkę, a to otwiera przed nami nowe możliwości.