Mój czteroletni syn kaszle od końca września. Kaszel słabnie lub zanika na kilka(naście) dni, po czym przez kilka następnych dziecko szczeka - na sucho lub lekko wilgotno - praktycznie bez przerwy, całe dnie, tracąc przy tym oddech. Alergolog stwierdził nadreaktywność oskrzeli, zapisał Flixotide i Singulair, poradził brać środki przeciwkaszlowe w razie ciężkich chwil (które nie przynoszą ulgi), ale ja nie widzę żadnej poprawy. Może leczenie trwa za krótko (miesiąc), niemniej jednak z diagnozą astmy kaszlowej wg mnie nie zgadzają się 2 rzeczy:
nocami kaszel słabnie lub zanika zupełnie - pojawia się nad ranem
leki rozszerzające oskrzela (Berodual) nie przerywają ataków - wydaje mi się, że dodatkowo podrażniają gardło.
Inny pediatra sugerował mocne nawilżanie powietrza, nawet kupiłam nawilżacz, ale oberwało mi się od alergologa, który postraszył mnie wizją mnożących się stad roztoczy, na które może być uczulone dziecko (ja jestem na nie uczulona!) oraz zagrzybionych ścian, co dodatkowo może zaszkodzić.
Czy któryś z mądrych rodziców mógłby mi coś poradzić - czuję się cholernie bezsilna.