Ja miałam takiego ginekologa, że wszystkie wizyty i badania były drukowane i umieszczane w skoroszycie, ale na każdej wizycie drukował jeszcze jedną kartkę z podsumowaniem najważniejszych informacji. W szpitalach byli mocno wkurzeni jak widzieli ten skoroszyt, ale jakoś ogarniali. W ostatniej ciąży miałam innego lekarza, dostałam tę typowa "kartę ciąży" i co chwilę musiałam wyciągać teczkę, bo ktoś chciał oglądać oryginały wyników a nie to co wpisał lekarz i podstemplowal swoją pieczątką. Jeszcze przy wypisie musiałam się upominać o oddanie mi tych oryginałów i przeglądać z lekarzem całą moja dokumentację szpitalną, żeby znaleźć tam kartki, które mi kazali im dać. Także trudno za nimi nadążyć.
Chyba miałabym brak ksiazeczki w nosie, byleby rzeczywiście w teczce był porządek. Jedyne w czym by mi to przeszkadzało, to funkcjonowanie na co dzień. Wożenie do pracy, na zakupy, na spacer itd. całej teczki to niepotrzebne dźwiganie - przy sobie zawsze miałam tylko "kartę ciąży" (od pierwszego lekarza nosiłam tę jedną z podsumowaniami), teczkę to tylko na wizyty i do szpitala.
@marti20 A nie chodzisz na szkole rodzenia, zeby tam położna Ci powiedziała jak to wygląda z ich perspektywy? Albo możesz iść na zwiedzanie porodówki i tam spytać?