Och ja to jednak miałam dobrze i lajtowo. Młodo wyszłam za mąż. Potem szybko była córeczka, a zaraz potem synek, którzy skutecznie zamknęli usta wszelkim rodzinnym plotkarzom. Wprawdzie ginekolog gwarantował, że z moimi schorzeniami nie zajdę w ciążę naturalnie bez wspomagania, ale na wszelki wypadek się zabezpieczaliśmy. Jak w końcu przestaliśmy (tylko globulki), cyk i w miesiąc byłam w ciąży. Moja babcia ze wsi kiedyś lamentowała, że na 16 lat nie mam chłopaka, a więc starą panną zostanę.
Że jestem kocią i psią mamą.
Potem wszyscy odetchnęli z ulgą. Wyszła za mąż, ma "parkę", (pomimo, że nie planowałam ich rozmnażać, bo hodowca ze mnie marny). Dopiero przy trzecim dziecku spotkałam się ze współczuciem, znaczącymi spojrzeniami, westchnieniami, że to nie planowane, że wpadka. Ciekawe skąd wiedzą, ale mniejsza o to. Ludzie byli autentycznie zszokowani, że na stare lata zamarzyły mi się "pieluchy". Ale co było zrobić, jak niczego innego na świecie bardziej nie pragnełam, niż ponownie zostać mamą? Na szczęście mąż podzielał moje marzenia i aktualnie mamy jeszcze 4 latka na pokładzie. 19 lat, 16 lat i 4 latka.
Mój osobisty, 11 nastoletni syn jak się dowiedział, że będzie miał rodzeństwo skomentował: to nie wiecie jak się zabezpieczać? Początkowo wstydził się z nami iść przez miasto, bo raz, że mały bąbel, a dwa, że taka duża rodzina to już jak patologia. Było mu trudno. Tak mówili jego koledzy, a on przyjmował ich narrację jak swoją i bał się przeciwstawić.
Teraz jest już nieco lepiej, wykazuje troskę do brata. Bardzo miły okazał się ksiądz po kolędzie: "ojej, jak was dużo, aż miło popatrzeć" - gdzie nie jestem 10+. Widocznie w tych czasach 3 dzieci to jakaś rzadko spotykana sprawa. A to tylko jedno dziecko więcej niż standardowe 2+2.