reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Jak radzicie sobie z różnicami w stylach wychowawczych?

My słodyczy w domu nie mamy. Czasami jak dzieci z nami pójdą na zakupy, to dostaną np paczkę żelków, którą zjadają po obiedzie. W myśl prostej zasady: nie ma w domu, nikt nie będzie krzyczał, że chce 🙂
 
reklama
Powiem Ci, że mnie to przeraża, że mąż na Ciebie krzyczy kiedy nie stosujesz się do jego wymagań :( jak Ty się z tym czujesz?
 
My słodyczy w domu nie mamy. Czasami jak dzieci z nami pójdą na zakupy, to dostaną np paczkę żelków, którą zjadają po obiedzie. W myśl prostej zasady: nie ma w domu, nikt nie będzie krzyczał, że chce 🙂
Mój mąż to lasuch, słodkie w domu musi być 😋generalnie nie mam nic przeciwko jeśli jest to w granicach rozsądku. Codziennie coś małego mogą sobie zjeść. Ze starszym synem nie ma tu problemu zupełnie, młodszy natomiast jak wie, że słodycze są w domu a zawsze jakieś są to próbuje ugrać dla siebie na maxa. Czasem jest to problematyczne.
 
My mamy podobne podejście. Nawet jeśli różnice są, to małe. Ja pozwalam na trochę więcej.
Mamy inny problem. Oboje zgadzamy się, że np dieta dzieci powinna być zdrowa czy nie powinny oglądać zbyt dużo telewizji. Ale jak np dzieci są chore, wiszą cały czas na mnie, to mąż również ode mnie wymaga przestrzegania tych reguł. O to się kłócimy, bo ja dzieciom wtedy włączę bajkę, żeby móc coś ogarnąć. On tego nie pochwala i potrafi przerwać pracę, żeby na mnie nakrzyczę. Uważam, że te jego krzyki mają gorszy wpływ na dzieci niż sporadyczne odejście od co dziennych, zdrowych norm. Jest już coraz lepiej w tym aspekcie, ale ciągle się kłócimy.
Wydaje mi się, że jeśli mąż akurat pracuje powinien raczej docenić to, że ma spokój nawet jeżeli dzieci akurat oglądają bajkę. Wszystko jest dla ludzi, bajki też. W trakcie choroby to już wgl szczególna sytuacja. Jeśli chce żeby bajek nie oglądały niech zorganizuje im czas. Może tak trzeba mu odpowiedzieć.
 
Powiem Ci, że mnie to przeraża, że mąż na Ciebie krzyczy kiedy nie stosujesz się do jego wymagań :( jak Ty się z tym czujesz?
Beznadziejnie. Zwłaszcza, że przecież staram się dla tych dzieci być najlepszą matką, jaką potrafię. I przez to się kłócimy.

Mój mąż to lasuch, słodkie w domu musi być 😋generalnie nie mam nic przeciwko jeśli jest to w granicach rozsądku. Codziennie coś małego mogą sobie zjeść. Ze starszym synem nie ma tu problemu zupełnie, młodszy natomiast jak wie, że słodycze są w domu a zawsze jakieś są to próbuje ugrać dla siebie na maxa. Czasem jest to problematyczne.
U nas nawet jak my kupujemy raz na dwa tygodnie, to dzieci słodkie i tak dostają. Na pewno w weekend od babci, czy to urodziny w przedszkolu, sąsiadka da cukierka (dużo sąsiadek emerytek, tylko nasze dzieci w wieku odpowiednim do dawania im cukierków), jakiś lizak z sali zabaw, lody na spacerze... W ciągu tygodnia nazbiera się tego wystarczająco. A córka słodycze uwielbia, innych rzeczy nie bardzo chce jeść. Mam wrażenie, że jakbym jeszcze miała w domu, to ona by tylko płakała o słodkie zamiast zjeść nawet kilka kęsów obiadu.
Wydaje mi się, że jeśli mąż akurat pracuje powinien raczej docenić to, że ma spokój nawet jeżeli dzieci akurat oglądają bajkę. Wszystko jest dla ludzi, bajki też. W trakcie choroby to już wgl szczególna sytuacja. Jeśli chce żeby bajek nie oglądały niech zorganizuje im czas. Może tak trzeba mu odpowiedzieć.
Z bajkami to przykład. Inny to zdrowa dieta i tak dalej. A co, jak synek się uparł na słodkie płatki na śniadanie. I chce je codziennie. Moim zdaniem nic się nie dzieje, mąż narzeka i chce mu zamienić na kukurydziane. A sam takich nie je. Dzieci naśladują rodziców. Bajki też - ładna pogoda, to praktycznie nie oglądają. A jak chore i na mnie wiszą ciągle, to jak ja mam coś zrobić, jeśli nie odwrócę uwagi... No cóż. Moim zdaniem mąż powinien wychodzić do pracy, to go by do wszystko nie bolało. On zostaje z dziećmi na 3 godziny w tygodniu sam. Po tym jak zaczęłam wychodzić jakoś mniej się czepia. Może zaczyna rozumieć 🙂
 
Beznadziejnie. Zwłaszcza, że przecież staram się dla tych dzieci być najlepszą matką, jaką potrafię. I przez to się kłócimy.


U nas nawet jak my kupujemy raz na dwa tygodnie, to dzieci słodkie i tak dostają. Na pewno w weekend od babci, czy to urodziny w przedszkolu, sąsiadka da cukierka (dużo sąsiadek emerytek, tylko nasze dzieci w wieku odpowiednim do dawania im cukierków), jakiś lizak z sali zabaw, lody na spacerze... W ciągu tygodnia nazbiera się tego wystarczająco. A córka słodycze uwielbia, innych rzeczy nie bardzo chce jeść. Mam wrażenie, że jakbym jeszcze miała w domu, to ona by tylko płakała o słodkie zamiast zjeść nawet kilka kęsów obiadu.

Z bajkami to przykład. Inny to zdrowa dieta i tak dalej. A co, jak synek się uparł na słodkie płatki na śniadanie. I chce je codziennie. Moim zdaniem nic się nie dzieje, mąż narzeka i chce mu zamienić na kukurydziane. A sam takich nie je. Dzieci naśladują rodziców. Bajki też - ładna pogoda, to praktycznie nie oglądają. A jak chore i na mnie wiszą ciągle, to jak ja mam coś zrobić, jeśli nie odwrócę uwagi... No cóż. Moim zdaniem mąż powinien wychodzić do pracy, to go by do wszystko nie bolało. On zostaje z dziećmi na 3 godziny w tygodniu sam. Po tym jak zaczęłam wychodzić jakoś mniej się czepia. Może zaczyna rozumieć 🙂
Może faktycznie coś dociera i oby tak było. Powiem tak, moje dzieci jak są chore potrafią cały dzień leżeć na kanapie pod kocem przed tv, chyba jasne, że średnio mają ochotę i siłę się bawić... Wgl na to nie naciskam. Czy jak dorosły jest chory to ma siłę coś zrobić? Zwykle nie... Co do jedzenia to masz tu rację, sam nie chce jeść zdrowo ale dzieci muszą, to się trochę kupy nie trzyma. Powiem tylko, że pewne znane płatki dla dzieci o smaku czekolady mają nutriscore A, nie są więc chyba takie złe... Strasznie nie lubię zmuszania dzieci do jedzenia czegoś czego nie chcą, sama bym nie chciała, żeby mnie ktoś zmuszał np do śledzi, których nie znoszę... Ja rozumiem, że dziecko nie może żyć na czekoladzie ale po co się tak spinać? Jak pisałam wcześniej mój młodszy jest mocno wybredny, też woda, chleb i cukier by go zadowolily ale wyniki ma super więc nie cisnę za mocno, żeby było jasne nie zgadzam się na wyłączne jedzenia czego tylko chce ale nie wciskam mu sałaty skoro jej nie chce... Pewnie nie jest łatwo ale spróbuj się czasem postawić. Trzymam kciuki.
 
@ZielonaMamma wiem, kojarzę Cię dobrze i chociaż nie zawsze nasze podejście jest takie samo, to widać, że bardzo zależy Ci na dzieciach - a to koniec końców jest najważniejsze. Tylko dlaczego mu pozwalasz na siebie krzyczeć? Nie ma ludzi idealnych, więc on na pewno też nie jest. Ma na Ciebie jakiegoś haka, że nie możesz mu odpyskować? Jak tak można matkę swoich dzieci traktować? Jak uczennicę...
 
@ZielonaMamma wiem, kojarzę Cię dobrze i chociaż nie zawsze nasze podejście jest takie samo, to widać, że bardzo zależy Ci na dzieciach - a to koniec końców jest najważniejsze. Tylko dlaczego mu pozwalasz na siebie krzyczeć? Nie ma ludzi idealnych, więc on na pewno też nie jest. Ma na Ciebie jakiegoś haka, że nie możesz mu odpyskować? Jak tak można matkę swoich dzieci traktować? Jak uczennicę...
Mąż ma taki nerwowy charakter. Ja też do spokojnych nie należę. Chciałabym powiedzieć, że zazwyczaj reaguję spokojnie - ale to nieprawda. W połowie przypadków (albo częściej) dam się wciągnąć w kłótnię. W drugiej połowie odpowiem, że porozmawiamy, jak się uspokoi. Do tych rozmów jakoś nigdy nie dochodzi. Jego wybuch trwa 2 minuty, a później jest dobrze. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby nakrzyczał na dzieci. W dodatku to też nie są codzienne sytuacje - wtedy mimo wszystko wymagałabym zmian.

Wiedziałam o tym, jaki mąż jest, sporo przed ślubem. Jeszcze teściowa mnie ostrzegała (kochana kobieta). Człowieka nie da się zmienić ot tak. Widzę, że mnie kocha, dzieci również. Stara się. Czasem nie wyjdzie - trudno. Mi też nie wszystko wychodzi.
 
Mąż ma taki nerwowy charakter. Ja też do spokojnych nie należę. Chciałabym powiedzieć, że zazwyczaj reaguję spokojnie - ale to nieprawda. W połowie przypadków (albo częściej) dam się wciągnąć w kłótnię. W drugiej połowie odpowiem, że porozmawiamy, jak się uspokoi. Do tych rozmów jakoś nigdy nie dochodzi. Jego wybuch trwa 2 minuty, a później jest dobrze. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby nakrzyczał na dzieci. W dodatku to też nie są codzienne sytuacje - wtedy mimo wszystko wymagałabym zmian.

Wiedziałam o tym, jaki mąż jest, sporo przed ślubem. Jeszcze teściowa mnie ostrzegała (kochana kobieta). Człowieka nie da się zmienić ot tak. Widzę, że mnie kocha, dzieci również. Stara się. Czasem nie wyjdzie - trudno. Mi też nie wszystko wychodzi.
Ano, to trochę inaczej brzmi :) wyobrażam sobie Ciebie jako łagodną i spokojną osobę i już widziałam tyrana, który wrzeszczy na swoją zaszczutą żonę, ale skoro się nie dajesz, to luz :) Kłótnie są w każdym związku.
 
reklama
My z mężem mamy podobne podejście do wychowania naszej córki ❤️
I myślę że najważniejszy jest kompromis.
Dziecko jest nasze ❗❤️ wspólne ❗❤️

Jak dla mnie dziwne podejście mam macicę to ja podejmuje decyzje związane z dzieckiem - aż przykro się to czyta.
 
Do góry