A my mamy za sobą ciężki wieczór, nawet nie siadałam do kompa, bo miałam już wszystkiego dość. Wczoraj siostra roberta miałą robiony zabieg - mieli jej wyciąć jakiegoś polipa w woreczku żółciowym, a podczas operacji okazało się, że to rak złośliwy i bardzo duży guz, bo wychodowała w tym woreczku narość o przekroju 5 cm, lekarze zszokowani, bo to bardzo żadkie, zeby tak młoda osoba miała już takiego wielkiego guza... Wszyscy załamani, niby rutynowa operacja, a tu takie okropne wieści.... nie wiadomo co mysleć, teraz czekamy na dalsze wyniki, a Danusia zamiast szybko dojść do siebie jest po poważnej operacji na jamie brzusznej. Masakra jakaś... Do tego za 8 dni miałą do nas przyjechać mama Roberta, żeby nam pilnować Misi podczas porodu, a teraz pewnie nie przyjedzie.... i wszystkie nasze plany wzięły w łeb... wychodzi na to, że pewnie będę rodzić sama, ale może uda się zciągnąć koleżankę do Misi, teraz mam stresa, ze nie zdążę na porodówkę, bo będę chciałą Misi zapewnić opiekę, a koleżankę też będę prosić dopiero jak będę pewna, że to już....
Agatkas - udanej wizyty ci życzę!!