Nie wiem dlaczego w sumie tutaj piszę, może zwyczajnie muszę wyrzucić z siebie swoją naiwność i głupotę, może któraś miała podobną sytuację i coś będzie w stanie doradzić
Wyrzucili mnie z pracy, podczas pierwszego lockdownu, w momencie kiedy cały ten cyrk się zaczynał, a parę tygodni później qdowiedziałam się o ciąży. Trudny był to okres, mam w sobie żal, że powinnam się cieszyć, ale były tylko awantury i płacz, że teraz pan i władca musi mnie utrzymywać. Po porodzie sytuacja trochę się uspokoiła (wiadomo, wpadło kosiniakowe, 500+ i inne mopsy). W międzyczasie zabronił mi brać tabletek antykoncepcyjnych, bo przytyję i będzie mi "odwalać". Teraz jak mu to wypominam to słyszę, czy jak każe mi skoczyć z balkonu, to też to zrobię. No i syn ma 1,3 roku i jestem w 6 miesiącu ciąży. Pieniądze również mi się skończyły. I znowu się wszystko zaczęło...
Przynajmniej dwa razy w tygodniu słyszę, że nic nie robię, że powinnam być wdzięczna że mam co jeść, że fajnie mi żyć na czyjś koszt, że jestem na utrzymaniu to powinnam się dostosować - to tak w skrócie i pomijając wszystkie wulgaryzmy w moją stronę. Czuję, że nie kocham już tego człowieka i nie chce do końca życia się męczyć. Bo po każdej awanturze jest spokój na parę dni, potem znów to samo i raczej to się nie zmieni.
Ale co ja mogę zrobić, nie mając ani grosza?
Wyrzucili mnie z pracy, podczas pierwszego lockdownu, w momencie kiedy cały ten cyrk się zaczynał, a parę tygodni później qdowiedziałam się o ciąży. Trudny był to okres, mam w sobie żal, że powinnam się cieszyć, ale były tylko awantury i płacz, że teraz pan i władca musi mnie utrzymywać. Po porodzie sytuacja trochę się uspokoiła (wiadomo, wpadło kosiniakowe, 500+ i inne mopsy). W międzyczasie zabronił mi brać tabletek antykoncepcyjnych, bo przytyję i będzie mi "odwalać". Teraz jak mu to wypominam to słyszę, czy jak każe mi skoczyć z balkonu, to też to zrobię. No i syn ma 1,3 roku i jestem w 6 miesiącu ciąży. Pieniądze również mi się skończyły. I znowu się wszystko zaczęło...
Przynajmniej dwa razy w tygodniu słyszę, że nic nie robię, że powinnam być wdzięczna że mam co jeść, że fajnie mi żyć na czyjś koszt, że jestem na utrzymaniu to powinnam się dostosować - to tak w skrócie i pomijając wszystkie wulgaryzmy w moją stronę. Czuję, że nie kocham już tego człowieka i nie chce do końca życia się męczyć. Bo po każdej awanturze jest spokój na parę dni, potem znów to samo i raczej to się nie zmieni.
Ale co ja mogę zrobić, nie mając ani grosza?