reklama
Ja też jestem mamą niejadka.Moja 4 letnia córka potrafi osądzić już z daleka że to jest nidobre i tego nie będzie jadła.Nie lubi chleba i musze krzyczeć żeby wreszcie zjadła,zje ale ewentualnie do skórek i to kiedy musze jej przypominać 500 razy.Okazuje się jednak że kiedy jedziemy do Teściowej to jej smakuje,nie wszystko ale o niebo lepiej,tak samo jest u drugiej babci.Stąd nasówa się myśl czy ja smacznie gotuję. ;D Ale nie..No i wiecznie mogłaby jeśc słodycze do tego nie trzeba jej namawiać.Mleka też nie lubi,jak zje to ewentualnie płatki śnaidaniowe ale mleko zostawi.Strasznie męczące u nas są kolacje gdzie jest walka o zjedzenia chleba o wygląd szynki o to że chce z masłem a akurat jest Delma o herbatę że ma być owocowa.szok..Jest wysoka i szczupła,ale to może być dziedziczne bo ja też jestem wysoka i szczupła tak samo mój mąż.Tylko ja martwię się żeby nie wpadła w jakąś chorobę...
blond
mama dwoch urwiskow
skad ja to znam mialam wrazenie jak was czytam ,ze opisujecie mojego syna dokladnie to samo dlatego nie bede sie rozpisywala a oczywiscie to co lubi jak nalesniki czy makaron moze jesc bez konca
makitoza
Fanka BB :)
Jedzenie ostatnio na bajkach. Gdyny nie Mini Mini to nasze dziecko nic by nie jadło.
monix78
Zaangażowana w BB
- Dołączył(a)
- 18 Wrzesień 2004
- Postów
- 100
:laugh: Wiecie, w sumie to się cieszę mój Maciej ma to samo. Je wyłącznie to, co sam sobie wymyśli... gotuję mu oddzielne obiady :-[ Mały ma 120cm, waży 21kg, więc niedożywiony nie jest. Daję mu MULTISANOSTOL, żeby do tego jego śmietnikowego jedzenia dodać trochę zdrowia. Maciek je kotlety panierowane, ryby smażone, naleśniki, frytki, ryż "na czerwono", pyzy drożdżowe, spaghetti, zupę pomidorową: bez zielsk, rosół i sandwiche z serem i keczupem - to tyle i w kółko to samo. Nie rusza owoców ani warzyw :
Chciałabym, żeby wszyscy moi 3 faceci jedli 1 obiad i nie kombinowali. Mój mąż myśli, że wszystko je i nie marudzi, ale jest taki sam, jak Maciek.
Chciałabym, żeby wszyscy moi 3 faceci jedli 1 obiad i nie kombinowali. Mój mąż myśli, że wszystko je i nie marudzi, ale jest taki sam, jak Maciek.
U nas upodobania kulinarne podobne do Maciejowych z tym, że Julka bardzo lubi owoce i warzywa Jabłko albo marchewka to codziennik więc trochę mnie to loozuje Był czas intensywnego eksperymetnowania z jedzeniem i cierpliwością rodziców ale na szczęście poprawiło się na lepsze. Bardzo pomogło przedszkolne menu.. Julka poprostu zjada to co inne dzieci - wyjątek stanowią wszelakie potrawy z dodatkiem "zieleniny" - tego nie ruszy i usprawiedliwiam ją: ona poprostu po tym zwraca tak więc odpuściłam suto kraszone natką pietruszki zupy tudzież pulpety z zieloną wkładką czy ziemniaki z koperkiem.
Cieszy mnie, że Julka lubi ryby i potrawy przyżądzane na parze.. na zagłodzoną nie wygląda Poza tym staram się jak najczęściej z Julką przygotowywać posiłki więc dodatkowo ją to mobilizuje do jedzenia. Może to głupio zabrzmi ale nigdy nie zmuszałm jej do jedzenia o stałej porze - kiedy była głodna sama prosiła o posiłek - faktem jest, że jej posiłki oscylowały wokół pewnych stałych pór ale nic na siłę.
Kiedy była młodsza podczas posiłku często wymyślałam historie o tym co znajduje się na talerzu.. a to uciekająca parówka a to kalafior w sukience a to kotlet z niespodzianką.. do tej pory wspominamy te nasze bajki-zjadanki Kładąc jedzonko na talerzyk starałam się je ułożyć w jakąś ciekawą kompozycję - wygięty frankfurterek to uśmiech, oczy z keczupu, nos z bułki - pomagało Teraz raczej staram się nie tyle Julkę do samego jedzenia nakłaniać ile wpajać jej zasady dobrego żywienia, racjonalnej i zbilansowanej diety Czy mi się to uda - czas pokarze :laugh:
Oczywiście mój małżonek także grymasił swego czasu, że ryby to jedzenie dla kotów a z owoców lubił jedynie "Kubusie" Niestety żona wróciła do pracy ;D i dość szybko musiał się przestawić z "drugiego gara" na to co jedzą pozostali członkowie rodziny.
A czy wy dziewczyny nie dajecieczasem dzieciakom słodyczy pomiądzy albo w zastępstwie posiłku? Ja wiem, że kiedy dziecko protestuje przez wiele godzin, że nic nie bedzie jadło to widok pochłanianego batonika cieszy oczy matki ale niestety to błędne koło
Pozdrawiam,
Cieszy mnie, że Julka lubi ryby i potrawy przyżądzane na parze.. na zagłodzoną nie wygląda Poza tym staram się jak najczęściej z Julką przygotowywać posiłki więc dodatkowo ją to mobilizuje do jedzenia. Może to głupio zabrzmi ale nigdy nie zmuszałm jej do jedzenia o stałej porze - kiedy była głodna sama prosiła o posiłek - faktem jest, że jej posiłki oscylowały wokół pewnych stałych pór ale nic na siłę.
Kiedy była młodsza podczas posiłku często wymyślałam historie o tym co znajduje się na talerzu.. a to uciekająca parówka a to kalafior w sukience a to kotlet z niespodzianką.. do tej pory wspominamy te nasze bajki-zjadanki Kładąc jedzonko na talerzyk starałam się je ułożyć w jakąś ciekawą kompozycję - wygięty frankfurterek to uśmiech, oczy z keczupu, nos z bułki - pomagało Teraz raczej staram się nie tyle Julkę do samego jedzenia nakłaniać ile wpajać jej zasady dobrego żywienia, racjonalnej i zbilansowanej diety Czy mi się to uda - czas pokarze :laugh:
Oczywiście mój małżonek także grymasił swego czasu, że ryby to jedzenie dla kotów a z owoców lubił jedynie "Kubusie" Niestety żona wróciła do pracy ;D i dość szybko musiał się przestawić z "drugiego gara" na to co jedzą pozostali członkowie rodziny.
A czy wy dziewczyny nie dajecieczasem dzieciakom słodyczy pomiądzy albo w zastępstwie posiłku? Ja wiem, że kiedy dziecko protestuje przez wiele godzin, że nic nie bedzie jadło to widok pochłanianego batonika cieszy oczy matki ale niestety to błędne koło
Pozdrawiam,
och znam ten problem z Wiktorią(4 lata) mam taki sam problem latam za nią z kanapką i mówię za mamusię, za tatusia,jeszcze za babcie,a jeszcze za dziadka ...ostatnio jak byliśmy w Wiśle to latałam za nią po całej stołówce żeby coś zjadła...a ona nic.Słodycze czasami je loda,ale też różnie to bywa. Natomiast młodsza córka je bez problemu wszystko.
zuzia1
Moje dzieciaczki-cudaczki
- Dołączył(a)
- 14 Lipiec 2006
- Postów
- 1 800
U nas jest podobnie, jak opisujecie. Bywa tak, że jednego dnia coś jej smakuje, a na drugi już tego nie lubi. W przedszkolu podobno wszystko zjada, czasem nawet jest pierwsza ;D. W domu przy obiedzie ciągle słyszymy :"Tatusiu, a opowiesz mi bajkę?" i jak tata opowiada, to Karolinka je (ale trzeba jej ciągle przypominać, bo bajki tak fajnie się słucha....). Na szczęćcie lubi owoce, jajka (potrafi codziennie zjeść 2 i jej się nie znudzi), mięso, niektóre zupy, naleśniki, różne kluski. Chleba nie je prawie wcale, kasza jest fe... i wiele innych rzeczy też. Jak ją namówię na spróbowanie czegoś, co jest "fe" (a czego nigdy nie jadła), to okazuje się, że to jest pycha. Czasem mnie wkurza tym wymyślaniem, czasem martwi, ale czy słyszałyście kiedyś, żeby dziecko umarło z głodu, bo jest niejadkiem? No właśnie, ja też nie. Jak się już wybiega, to zawsze sobie przypomina, że jednak trzeba coś zjeść i sama przychodzi i mówi, że jest głodna :laugh:. Słodycze ograniczamy do minimum, soki rozcieńczamy wodą - znam rodziców, których dziecko nic nie chce jeść, ale wypija dużego Kubusia dziennie - to chyba wiadomo, czemu nie jest głodne.
Mamom niejadków życzę cierpliwości
Mamom niejadków życzę cierpliwości
Anulka_
Aktywna w BB
- Dołączył(a)
- 1 Czerwiec 2005
- Postów
- 86
Ja też miałam ten problem z Konradkiem. Od jakiś dwóch miesięcy mam spokój, ale ile nerwów nas wszystkich to kosztowało!!!
Jadł tylko to co lubiał. Najlepiej codziennie zupa pomidorowa, schabowy ziemniaki i ogórek konserwowy, no i płatki z mlekiem i Danio. Do picia natomiast zimna woda. Natomiast wiedziałam, że w przedszkolu zjada różne zupy, bo pani pilnuje, musi spróbować każdej surówki. Stwierdzilam więc, że w domu zrobimy to samo. Było strasznie - płacz, krzyk, ból brzucha, a czasem nawet wymuszał wymioty. Na dodatek babcia karmiła go słodyczami. W końcu jak nie chciał zjeść posiłku to zabierałam mu talerz i czekał głodny (biedaczek ) do następnego. Przez kilka dni, bo akurat nie chodził do przedszkola, zjadał tylko kolację. Później chyba już do niego dotarło, że musi jeść to co my. Czasami jeszcze marudzi, ale zjada. A co najl;epsze spróbował nawet spagetti i stwierdził, ze je uwielbia!
Aczkolwiek ta metoda, którą ja zastosowałam, to chyba raczej jest ostateczność. Aż się coś robi jak patrzycie na głodne dziecko, które prosi o serek, bo cały dzień nic nie jadło i trzeba mu powiedzieć nie, za godzinę będzie kolacja! Za to jednak teraz przybrał na wadze, już nie jest małą chudzinką i jestem pewna, że dostaje w pożywieniu tyle witamin ile mu potrzeba. Więc opłacały się nasze męki.
Pozdrawiam.
Jadł tylko to co lubiał. Najlepiej codziennie zupa pomidorowa, schabowy ziemniaki i ogórek konserwowy, no i płatki z mlekiem i Danio. Do picia natomiast zimna woda. Natomiast wiedziałam, że w przedszkolu zjada różne zupy, bo pani pilnuje, musi spróbować każdej surówki. Stwierdzilam więc, że w domu zrobimy to samo. Było strasznie - płacz, krzyk, ból brzucha, a czasem nawet wymuszał wymioty. Na dodatek babcia karmiła go słodyczami. W końcu jak nie chciał zjeść posiłku to zabierałam mu talerz i czekał głodny (biedaczek ) do następnego. Przez kilka dni, bo akurat nie chodził do przedszkola, zjadał tylko kolację. Później chyba już do niego dotarło, że musi jeść to co my. Czasami jeszcze marudzi, ale zjada. A co najl;epsze spróbował nawet spagetti i stwierdził, ze je uwielbia!
Aczkolwiek ta metoda, którą ja zastosowałam, to chyba raczej jest ostateczność. Aż się coś robi jak patrzycie na głodne dziecko, które prosi o serek, bo cały dzień nic nie jadło i trzeba mu powiedzieć nie, za godzinę będzie kolacja! Za to jednak teraz przybrał na wadze, już nie jest małą chudzinką i jestem pewna, że dostaje w pożywieniu tyle witamin ile mu potrzeba. Więc opłacały się nasze męki.
Pozdrawiam.
reklama
Podziel się: