Witam was, zastanawiam się nad pewną trudną sprawą. Mam bardzo bliską koleżankę, która ma duży problem ze swoim mężem. Taka sytuacja jak u niej jest dla mnie nie do przyjęcia, a ona nie chce rozwodu za nic.
Dla niej mąż jest wspaniały i kochający, dla ich dzieci też, ale dla jej syna z 1 małżeństwa (jest wdową) już nie. Chłopiec ma 13 lat. Kiedy ona poznała się z obecnym mężem nic nie zwiastowało nieszczęścia, jej mąż podobno mówił że jest w stanie traktować wówczas 9-letniego chłopca jak własne dziecko. Nie traktował go źle, ona tak przynajmniej twierdzi. Według jej męża chłopcu zabrakło "ojcowskiej ręki", a ona go nie umiała "trzymać krótko". Na początku młody stosował się do zasad stawianych przez ojczyma, ale kiedy miał 11lat zaczął się buntować. Najgorzej zaczęło być kiedy urodziły im się bliźniaki. Jej mąż oszalał na ich punkcie, a chłopca zaczął jedynie "ustawiać" i nie chciał już nawet z nim normalnie porozmawiać. Nie pozwalał od tamtego czasu żeby odbierać go ze szkoły, nawet aby siadał z nimi przy stole, wyznaczył mu też obowiązki. Po szkole przez kilka godzin miał zajmować się rodzeństwem. Z tego co wiem to jej syn niedawno urządził awanturę, że kiedy nimi się zajmuje to nie ma czasu się uczyć, a gdy dostaje gorsze oceny ojczym go karze. Ona chciała przekonać męża aby wynająć opiekunkę, jednak on cały czas krzyczał na chłopca, że to tylko jego lenistwo, i jakby chciał to by wywiązał się ze swoich obowiązków.
Koleżanka wspominała, jak mąż wypomina ciągle synowi, że niszczy ich szczęście i bez niego byliby szczęśliwą rodziną. Zrzuca mu często, że jest niewdzięczny i nie umie docenić z czyjej ręki chleb ma. Ona próbowała mu przemówić, ale ostatnio jej mąż już nie wytrzymał. Kazał chłopcu się pakować i wynosić z jego domu.
Koleżanka podobno zaczęła błagać męża aby to wszystko odwołał, on powiedział że nie chce aby ich wspólne dzieci dorastały przy takich kłótniach i on dłużej tego nie wytrzyma. Ona niestety dała za wygraną i zawiozła chłopca do babci. Minęły już trzy dni jak on tam jest, a jej mąż dalej nie chce go widzieć. Powiedział, że ma tam mieszkać. Podobno facet się nawet cieszy z tego, że wreszcie "dzieciak nie będzie im przeszkadzał".
Jak dla mnie to kompletne draństwo i mówiłam o tym przyjaciółce, ale ona chce żeby mąż dał dziecku drugą szansę. Ja naprawdę nie wiem co to ma być za szansa, jak dziecko nie jest niczemu winne. Ona kocha tego drania, a mi strasznie szkoda chłopca. Nie wiem jak można jej pomóc, a przede wszystkim temu biednemu chłopcu? Widzę, że jest on bardzo smutny, jego babcia mieszka naprzeciwko mnie. Czy rzeczywiście pwinnam namawiać ją do rozwodu?
Dla niej mąż jest wspaniały i kochający, dla ich dzieci też, ale dla jej syna z 1 małżeństwa (jest wdową) już nie. Chłopiec ma 13 lat. Kiedy ona poznała się z obecnym mężem nic nie zwiastowało nieszczęścia, jej mąż podobno mówił że jest w stanie traktować wówczas 9-letniego chłopca jak własne dziecko. Nie traktował go źle, ona tak przynajmniej twierdzi. Według jej męża chłopcu zabrakło "ojcowskiej ręki", a ona go nie umiała "trzymać krótko". Na początku młody stosował się do zasad stawianych przez ojczyma, ale kiedy miał 11lat zaczął się buntować. Najgorzej zaczęło być kiedy urodziły im się bliźniaki. Jej mąż oszalał na ich punkcie, a chłopca zaczął jedynie "ustawiać" i nie chciał już nawet z nim normalnie porozmawiać. Nie pozwalał od tamtego czasu żeby odbierać go ze szkoły, nawet aby siadał z nimi przy stole, wyznaczył mu też obowiązki. Po szkole przez kilka godzin miał zajmować się rodzeństwem. Z tego co wiem to jej syn niedawno urządził awanturę, że kiedy nimi się zajmuje to nie ma czasu się uczyć, a gdy dostaje gorsze oceny ojczym go karze. Ona chciała przekonać męża aby wynająć opiekunkę, jednak on cały czas krzyczał na chłopca, że to tylko jego lenistwo, i jakby chciał to by wywiązał się ze swoich obowiązków.
Koleżanka wspominała, jak mąż wypomina ciągle synowi, że niszczy ich szczęście i bez niego byliby szczęśliwą rodziną. Zrzuca mu często, że jest niewdzięczny i nie umie docenić z czyjej ręki chleb ma. Ona próbowała mu przemówić, ale ostatnio jej mąż już nie wytrzymał. Kazał chłopcu się pakować i wynosić z jego domu.
Koleżanka podobno zaczęła błagać męża aby to wszystko odwołał, on powiedział że nie chce aby ich wspólne dzieci dorastały przy takich kłótniach i on dłużej tego nie wytrzyma. Ona niestety dała za wygraną i zawiozła chłopca do babci. Minęły już trzy dni jak on tam jest, a jej mąż dalej nie chce go widzieć. Powiedział, że ma tam mieszkać. Podobno facet się nawet cieszy z tego, że wreszcie "dzieciak nie będzie im przeszkadzał".
Jak dla mnie to kompletne draństwo i mówiłam o tym przyjaciółce, ale ona chce żeby mąż dał dziecku drugą szansę. Ja naprawdę nie wiem co to ma być za szansa, jak dziecko nie jest niczemu winne. Ona kocha tego drania, a mi strasznie szkoda chłopca. Nie wiem jak można jej pomóc, a przede wszystkim temu biednemu chłopcu? Widzę, że jest on bardzo smutny, jego babcia mieszka naprzeciwko mnie. Czy rzeczywiście pwinnam namawiać ją do rozwodu?