Sądzę, że pewne zachowania w środowisku są zaraźliwe. Jak to się mówi "Kto z kim przystaje takim się staje". U mojego męża była moda na branie ślubu w pewnym okresie. Zaczął mój mąż. Potem jak lawina polecieli pozostali koledzy z paczki. A dlaczego piszę, że moda, bo niektórzy nie wytrzymali tej mody. Jeden natychmiast znalazł sobie nową babę. Nie wiem jakim cudem dostał rozwód kościelny i z nową się ożenił. No ale jak widać los się odwraca, bo po iluś tam latach ona sobie znalazła innego, zabrała dzieci i odeszła.
Drugi może przetrwał rok w małżeństwie. Było dziecko. Tatuś się czasem w weekendy nim zajmował, a matka to mało była zainteresowana. Wychowywali dziadkowie. Rozwiódł się, po pewnym czasie ożenił i znowu rozwiódł i znowu ma nową babę. Kobieta starsza o parę lal. A on, jak zawsze krytykował swoje żony, które były od niego kilka lat młodsze, pomiatał nimi i nimi rządził, teraz chodzi jak w zegarku i ciągle się zastanawia, na co mu Gosia pozwoli.
Dwóch innych przetrwało z żonami i my. Śmiejemy się, że jego kolegom potrzeba starszych bab do przeżycia. Bo ja jestem 4 lata starsza od mojego, a drugi kolega, który przetrwał ma 5 lat starszą żonę. Trzeci kolega, który przetrwał ma akurat żonę z tego samego rocznika, zdaje się, że tylko parę miesięcy starszą.